Kiedyś niebieska kuchnia zwana była
kuchnią letnią, gdyż tylko latem dało się w niej pracować. Zimą
skutecznie zastępowała lodówkę i spiżarnię. Odkąd mamy w Domku
pod Orzechem CO, kuchnię można użytkować cały rok, z czego tej
zimy często korzystałam. Lubię to miejsce, gdyż sama je
zaprojektowałam i urządziłam, wykorzystując meble z odzysku,
podarowane mi przez sąsiadów. W przyszłości trochę się tu
zmieni, ale nadal będzie to kuchnia niebieska.
Zaprosiłam Was tutaj, żeby opowiedzieć
o roladkach schabowych, którymi uraczyłam moich niezwykłych gości- Krzysia i Janka w
niedzielne popołudnie. Wiecie, jeśli spotyka się kogoś rzadko, chce się, aby wszystko było jak najlepiej, a moi blogowi koledzy cały dzień łazili po okolicznych szczytach, więc należało ich odpowiednio nakarmić.
W sobotę, gierczyńskim zwyczajem,
pojechaliśmy na targowisko i na zakupy. Targowisko było niewielkie ze
względu na koszmarną pogodę, a ze względu na tłok przy biedronce
zakupy zrobiłam w EKO. Informacja o tyle istotna, że dotyczy zakupu
schabu na roladki.
Planowałam wykorzystać krojony schab z
biedronki- plastry są małe i łatwo się je rozbija. Zamiast niego
stałam się właścicielką wielgachnych kotletów- poprosiłam o 6
cienkich plastrów, ale potem dodałam jeszcze jeden, mrucząc pod
nosem, że „chłopcy będą głodni, a ja też coś muszę jeść”.
Ekspedientka tak przejęła się tym, że mogłoby dla mnie
zabraknąć, iż z radością wręczyła mi pokrojony schab ze
słowami- wystarczy dla wszystkich. Ta... w domu okazało się, że
mam ponad kilogram schabu w 7 plastrach. Możecie sobie zatem owe
plastry wyobrazić.
Kotlety porozbijałam tłuczkiem i
przecięłam na pół, tak że zamiast 7 rolad miałam 14 roladek.
Samo danie było bardzo proste:
Produkty:
1 kg schabu w plastrach
garść suszonych śliwek i jabłek
sól
pieprz
musztarda
2 łyżki oleju
100 ml czerwonego wytrawnego wina.
100 ml kwaśnej śmietany
Wykonanie:
Schab rozbijamy i dzielimy na podłużne
pasy ( z jednego kotleta powstaną 2 roladki). Każdy plaster
smarujemy musztardą, sypiemy przyprawami. Na plasterku układamy 2-3
suszone śliwki i kawałek jabłka, zawijamy i związujemy nitką.
Jeśli przyjrzeliście się fotce, zauważyliście, że nici były
zielone, bo tylko takie znalazłam. Miałam jednak więcej szczęścia
niż Bridget Jones. Pamiętacie scenę, gdy gotuje zupę i wrzuca do
niej włoszczyznę zawiniętą w niebieskie nici? Uwielbiam ją!
Moje nici nie farbowały, więc i potrawa żadnych podejrzanych barw
nie dostała.
Roladki układamy w rondlu z rozgrzanym
olejem i podsmażamy z każdej strony. Następnie zalewamy czerwonym
winem, wrzucamy kilka śliwek suszonych i dusimy ok. godziny na
małym ogniu (jeśli trzeba podlewamy odrobinę wodą lub bulionem).
Na koniec sos zabielamy śmietanką i gotowe.
Dzięki pani ekspedientce z EKO
roladkami poczęstowałam nie tylko moich niedzielnych gości, ale i
Gui, która przyjechała dzień później, też się nimi delektowała
i to poniedziałkowy obiad jest na zdjęciu (jako jarzyna posłużyła
nam kiszona marchewka sprezentowana przez Inkwi).
Aniu, ja byłem zmachany, że ojjooj! Wejście na Blizbor po śniegu, w którym zapadałem się na pół łydki, dało mi do wiwatu. W domu prześledziłem trasę naszej wędrówki i zdziwiłem się. My na Blizbor wchodziliśmy po jego bardzo stromym zboczu.
OdpowiedzUsuńRoladki były wyborne, a deser smakował - mniam, mniam!
Teraz wiem co mnie tak oszołomiło, że nieraz zapominałem języka w gębie.
W roladkach było wino!!!
A malunki na mebelkach przywiodły mi na myśl Zalipie - wieś w kwiaty malowaną.
Cieszę się Aniu ze spotkania z Tobą, Ślubnym i Kokim. Jesteście wspaniali.
Tak zachwalany przepis należy wykorzystać ,będzie to nasze niedzielne danie,mam nadzieję,ze też bezie tak apetyczne ,jak u Ciebie.A niebieska kuchnia mnie zauroczyła,taka bardzo ciepła...mimo zimnych kolorów.
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczna kuchnia, z delikatnym akcentem roślinnym; zaciekawiła mnie kiszona marchew, myślisz, Aniu, że należy ją tak potraktować, jak np. ogórki? jaka to przyjemność zejść z gór na ciepły posiłek u serdecznych ludzi, będę zaglądać do Jana i Krzysztofa po relację z tej wędrówki:-)
OdpowiedzUsuńAle fajna ta kuchnia i przepis tez... A wiesz co? Jutro skorzystam z przepisu bo mam akurat plastry schabu do skończenia, dzięki.
OdpowiedzUsuńJanie, Blizbor nie ma łagodnych zboczy :) Każde pod koniec jest strome i daje do wiwatu. Najbardziej chyba to skaliste południowo-zachodnie.
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że to sekretny dodatek wielu moich potrwa mięsnych, czyli wino sprawił, że Cię oszołomiło! Podoba mi się Twoje porównanie do Zalipia. Bardzo zależało mi, aby te zwykłe, wręcz brzydkie szafki nabrały indywidualnego charakteru. Zarówno te w pokoju jak i w kuchni.
Baju, początkowo miała to być kuchnia w stylu prowansalskim, ale potem wyszła w ... gierczyńskim. Gdy Ślubny zamurował prawie całe okno, żeby nie wchodzili nim złodzieje, ja namalowałam sobie brzozy we wnęce.
Mario, o przepis na kiszona marchew muszę zapytać Inkwi- smakuje rewelacyjnie! I też czekam na wrażenia Jana i Krzysztofa!
Chyba widziałem scenkę z kolorową zupą. Była niebieska, prawda? Ta filmowa dziewczyna bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńAnno, uświadomiłaś mi, że zachowałem się jak typowy facet: zjadłem i nie pochwaliłem. Przepraszam. Tłumaczę się zaaferowaniem i swoją kanciastością towarzyską. Prawdę mówiąc większą uwagę zwróciłem na ziemniaki. Były inne, chociaż trudno mi sprecyzować smakowe wrażenie… jakby więcej ziemniaczanego smaku w nich było niż jest zwykle.
A o deserze napisałem u siebie! :-)
Anno, pierwszy raz zdrobniłaś moje imię. Dziękuję.
Twoja kuchnia, Aniu, jest w stylu niepowtarzalnym ;) Te malunki są takie autentyczne i rozczulające ;) Widzę, że nie dojedziesz już do nas, pogoda jest odstręczająca.
OdpowiedzUsuńKiszonej marchwi nie robi się podobnie do ogórków. Przynajmniej w tej odsłonie ;) Do poszatkowanej marchewki dodałam trochę imbiru i czosnku, zasypałam solą i mocno ubiłam. Jeśli nie puści wystarczająco dużo soku, należy dodać wody, tak aby była zakryta. Kilka dni powina się macerować w ciepły, a potem trzeba ją wynieść do chłodu.
Pozdrawiam ;)
Wiesz, Inkwizycjo- aby do Was dotrzeć musiałabym mieć chyba lotnię a nie rower (choć obawiam się że lotnią odleciałabym aż na Wybrzeże przy tej wichurze) . Nic to, Wielkanoc niedaleko! Dzięki za przepis na marchewkę, bo smak ma obłędny!
OdpowiedzUsuńKrzysiu (widzę, że odpowiada Ci ta forma) nie musiałeś chwalić, bo było widać, że Ci smakuje :) Tak, ziemniaki były bardzo wyraziste, nawet następnego dnia, lekko podsmażone były pyszne, a zupa w filmie była faktycznie niebieska.
OdpowiedzUsuńNa marchewkę zwróciłem uwagę; jej ułożone w gniazdko pasemka wyglądają ładnie i apetycznie. Nigdy nie próbowałem kiszonej, a wierzę, że smakowałaby.
OdpowiedzUsuńJanek dostał w kość przeze mnie, za szybko szedłem pod górę. Zapomniałem, że tak właśnie reaguję, gdy nie jestem pewny drogi. No, ale byliśmy na Górze św…, na Górze Anny :-)
Ten film oglądałem przypadkowo, akurat będąc w domu, a pilot trzymała żona. Spodobała mi się gra aktorska tej dziewczyny i jej reagowanie na samotność w pustym mieszkaniu.
Tak, lubię zdrobnienia swojego imienia.
Ach, podsmażane ziemniaki! Pychotka.
Nianiu, moje roladki w Twojej francuskiej kuchni! Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię dodawać suszone śliwki do mięsa :)
OdpowiedzUsuń