Gdy podjeżdżaliśmy pod górkę,
niebo błękitniało a południowe słońce odbijało się od
zmrożonych śnieżnych zasp. Przywitał nas radosny śmiech
biegających po górce młodych sąsiadów, korzystających z
pierwszego dnia ferii. Od razu przypomniałam sobie moje pociechy
baraszkujące od rana do wieczora z przerwą na obiad.
Śniegu jest mniej niż się
spodziewałam. Owszem zostało kilka zasp, ale wytyczenie trasy na
biegówki wcale nie było proste. Zwłaszcza, ze ja zdecydowanie wolę
podbiegać niż zjeżdżać, więc szukałam fragmentów o małym
nachyleniu do zjazdów a o większym do podbiegów.
Nim jednak wybrałam się na narty
zajęłam się innymi sprawami. Przede wszystkim poszłam się
przywitać z sąsiadami i... pożyczyłam sobie dwie śliczne
dziewuszki- cztero- i trzylatkę, które zabrałam na godzinny spacer
po lesie i po górce. Miałyśmy z tego tyle frajdy, że umówiłyśmy
się na następny dzień. Gdy patrzyłam, jak biegną ścieżką, jak szukają szyszek, szukają swoich śladów, znów myślami byłam przy moich dorosłych już dzieciach. Jeszcze niedawno własnie tak biegały, a teraz...
Walentynki rozpoczęłam poranną kawą
przy kaflowym piecu. Potem wybraliśmy się na zakupy do miasta.
Okazało się, że nie wszystko udało się kupić,bo zaplanowałam
sobie tatar na kolację a... „wołowina jest w piątki”, zamiast
tego wybrałam polską surową. W drodze powrotnej odwiedziliśmy
Inkwizycję.
Południe zgodnie z planem spędziłam
wytyczając sobie trasę biegową ( niestety każdy zjazd kończył
się spektakularną przewrotką, bo nie nauczyłam się zatrzymywać
– na mojej równinie ta umiejętność jest zbędna) Jeśli śnieg
się utrzyma (co nie jest takie pewne, bo prognozy mówią o dużym
ociepleniu) to będę ćwiczyć dalej.
Po południu zaś zabrałam
dziewczynki na spacer. Przez godzinę malowałyśmy serca na śniegu
odbijały aniołki i zjeżdżały z góreczki. Nim się obejrzałam
słońce zaczęło chować się za Sepią Górę. Ten przyspieszony
zachód spędziłam na stoku Blizobora, a ostatnie promienie słońca
oświetlające Pogórze obserwowałam siedząc na ławeczce na Kuflu.
Widok malowniczy, acz zamglony- Pogórze zasnute jest smogiem- brak
wiatru sprawił, że mgła i dymy uwięzione zostały w dolinach.
Znajome miejsca widzę na zdjęciach… Cieszę się myślą o ich zobaczeniu już za kilka dni.
OdpowiedzUsuńWcale mnie nie dziwią Twoje wywrotki na końcu śniegu. Narty nie mają hamulców i po prostu nie da się ich zatrzymać. Wiem o tym, bo kiedyś oglądałem narty. Zobacz na skoki narciarskie. Przecież ci ludzie potrafią dobrze jeździć na nartach i co? Jak się zatrzymują? Mają górkę tak wyliczoną, że na szczycie zatrzymują się sami. :-)
Pocieszyłeś mnie, Krzysztofie! A na spotkanie też się cieszę!
OdpowiedzUsuńAniu, ferie rozpoczęte:-) nie pamiętam już o nich, bo dzieci dorosłe, a Jaśko mały.
OdpowiedzUsuńNa biegówkach nie można przykantować? chyba nie, bo można kostkę wykręcić, pięta ruchoma, nigdy nie próbowałam biegówek; u nas śnieg ma się dobrze, tylko drogi wytopione, a właściwie "wysolone"; mimo całej urody zimy jakoś tęskno mi do wiosny.
Wygląda na to, że nie zdążę nauczyć się hamować na nartach, bo śnieg topnieje ekspresowo! Będzie wiosna, Mario!
OdpowiedzUsuńBój się w lutym wiosny,
OdpowiedzUsuńbo marzec jest zazdrosny!!!