Koki jest z nami od zawsze, jak twierdzi Gui. I w tym jej twierdzeniu nie ma wielkiej przesady, bo nasz czarny mieszaniec po matce spanielce pojawił się w domu na początku 2002 r. Miał być prezentem pod choinkę, ale urodził się zbyt późno i dopiero po nowym roku mogliśmy go odebrać.
Wszyscy doskonale pamiętamy dzień, w którym przywiozłam z pracy (Chuda wiozła czarna kulkę na kolanach) małe szczenię. Pies pociesznie biegał po mieszkaniu, rozjeżdżał się na parkiecie i kaflach w kuchni. Szybko okazało się, że miejsce, które mu przygotowaliśmy będzie zajmował sporadycznie, gdyż od swojego posłania wolał nasze.
Kokusiek nie był pierwszym psem, jaki mieszkał z nami. Do poprzednich jakoś nie mieliśmy szczęścia.
O miejscu Kokiego w rodzinie pisałam kiedyś, przy okazji Dnia Kundelka. Nie będę się więc powtarzać. Dlaczego wracam do tematu? Bo trzy lata w życiu dorosłego psa to bardzo dużo. Z psa pełnego wigoru, staje się powoli psim nestorem, staruszkiem. Dotyczy to zarówno zdrowia, zachowania, jak i nawyków żywieniowych.
Koki od urodzenia był wulkanem energii. Mógł cały dzień biegać po łące (w Gierczynie) lub podmiejskich nieużytkach (w Trzebiatowie) Potrafił biec przy rowerze, ciągnąc sanki, godzinami wędrować z nami po górach. Teraz jego aktywność znacznie zmalała- większość czasu spędza leżąc na fotelu lub na kapie łóżka w sypialni, czasem wyłoży się na środku pokoju lub kuchni, a my musimy go obchodzić, bo nie mam mowy, aby się choć odrobinę przesunął! Ileż razy wieczorem się o niego potykamy, gdy leży w ciemnym korytarzu! Próby pobudzenia go do aktywności najczęściej kwituje spojrzeniem, które mówi- dajcie mi spokój, nie ruszaj, ja śpię.
Bywa, że planujemy dłuższy spacer, np. gdy zbieramy zioła lub po prostu jest piękna pogoda, ale nasze plany palą na panewce, bo Koki po 10 minutach robi odwrót do domu i trzeba szybko go złapać, aby nie defiladował środkiem ulicy!
Wigor odzyskuje w górach, choć i tam potrafi zawrócić, gdy czuje że szykuję się na dłuższą wędrówkę (ostatnio zaskoczył mnie udziałem w porannym spacerze doliną strumienia, ale chyba pociągnęła go wielość zapachów i bliskość wody, którą uwielbia!) Powrót z Gierczyna sprawia, że popada w... depresję! Potrafi kilka dni nic nie jeść, piszczy i płacze.
Pól roku temu poważnie zachorował. Początkowo sądziliśmy, ze ma hemoroidy, diagnoza weterynarza nas zmroziła - zmiany nowotworowe. Na szczęście operacja nie była skomplikowana i pies szybko odzyskał dobre samopoczucie (zwłaszcza, że krótko potem wyjeżdżaliśmy w góry, co na pewno pomogło mu w rekonwalescencji).
Z jednym z powrotów z Gierczyna związana jest też zmiana nawyków żywieniowych. Przez wiele lat Koki preferował suchą karmę sporadycznie wzbogacaną karmą mokrą w postaci kaszy z warzywami i drobiem, czy konserwą.
I nagle po powrocie z Gierczyna przestał jeść. Początkowo sądziliśmy, ze to jego chandra, ale pies piszczał do pełnej miski! Braki w uzębieniu, coraz częściej bolące dziąsła sprawiły, że nie potrafił suchej karmy pogryźć! Początkowo ją moczyliśmy, ale taka papka wyglądała nieapetycznie i sami uznaliśmy, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Koki z przyjemnością zjada za to makaron z warzywami i kurczakiem, trochę mniejsza miłością darzy kaszę i ryż. Dostaje też dostosowane do wieku psie konserwy, choć z zakupem odpowiednich czasem bywa problem. Ostatnio jednak ten problem rozwiązałam zakupami internetowymi w sklepie Fera. Pierwsza wizyta na stronie sklepu oszołomiła mnie bogactwem produktów dla wszelkich domowych pupili! Oczywiście mnie interesowało przede wszystkim jedzenie dla Kokiego i odpowiednie smakołyki (bo przecież stary pies ma zupełnie inne potrzeby!) Gui zauważyła, że sklep oferuje ciekawe wyposażenie do akwariów (bo Gui hoduje rybki) Oprócz bogatego asortymentu Fera.pl kusi promocjami, gratisami, zniżkami.
W związku z początkiem sezonu na kleszcze warto zapoznać się z specyfikami, które uchronią naszego pupila przed niechcianymi gośćmi! My już takie zakupy poczyniliśmy!
Zatem czas na zakupy!
P.S. Robiąc zakupy bezpośrednio z naszych banerów pozwalasz nam się rozwijać :)
Kochana psinka :) Bardzo przypomina mi mojego psa, ponieważ również jest on mieszańcem po suczce spanielce i kundelkiem. Jakoś w tym miesiącu będzie kończył 11 lat, ale energii mu nie brakuje. Często mnie zaczepia aby się z nim bawić i szaleć :)
OdpowiedzUsuńWygłaskaj ode mnie swojego czworonoga :*
Bo kundelki tak mają, że długo są żywotne. Nasz też jeszcze niedawno wigorem przypominał szczeniaka. Co ciekawe, teraz stał się ogromny pieszczochem! Wytarmoszę go w Twoim imieniu, Patrycjo!
OdpowiedzUsuńJaki kochany psiak! Kundelki są najlepsze!
OdpowiedzUsuńKundelki to zdrowe psy, duka sama wybiera sobie partnera, a nie jakieś hodowlane krzyżówki; bardzo lubię kosmate psy, a łapki Kokiego sa przeurocze, już wyobrażam sobie, co przynosi ze spacerów:-) tak, kleszcze przypuściły atak, od kiedy zeszły śniegi, moje towarzystwo zakropione, odrobaczone, no i ostrzyżone:-) tylko z kotem nie mogłam sobie poradzić z podaniem tabletki, więc wyczytałam w internecie, żeby tabletkę rozkruszyć, wymieszać z tłuszczem i posmarować sierść, czyściochy wyliżą wszystko razem z tabletką, tak też uczyniłam, zdziwiony kot wrócił z podwórka czyściutki, tylko mąż śmiał się, że to może jakaś kocica mu pomogła:-)
OdpowiedzUsuńOczywiście "suka" miało być:-)
OdpowiedzUsuńMam pościerane litery na klawiaturze:-)
Oj tak, Mario! Ze spacerów Koki przynosi cuda! Nieraz wyplątanie gałązek, rzepów, liści jest niemożliwe i wtedy w ruch idą nożyczki!
OdpowiedzUsuńNa kundelka wołam też kundysek. Nie lubię słowa kundel, a mówię wielorasowiec.
OdpowiedzUsuńWielorasowiec - to taki pies, który wszystkie rasy ma pod sobą.
Monika, mama mojej wnuczki, jest weterynarzem. Opowiadała mi o pewnej staruszce, o łzach w jej oczach, gdy dowiedziała się, ile kosztowałaby operacja ratująca życie jej psa…
OdpowiedzUsuńPamiętam zapłakaną twarz żony, pieczenie moich oczu, gdy musieliśmy uśpić naszego starego Argosa. Wtedy powiedzieliśmy sobie, że psa już nie weźmiemy. Po mieszkaniu wałęsa się kot o imieniu Kotek.