Jest rok 1792 Juergen Bernard Wilhelm von Ramin galopuje konno po lipowej alei wprost na przepiękne schody swojego pałacu w Stolcu. Koń staje dęba, a jeździec upada na kamienne stopnie i umiera. Jego młoda żona funduje pomnik na cmentarnym wzgórzu. Widać na nim pogrążoną w żałobie kobietę i dziewczynkę tulącą psa.
Te i inne opowieści o Stolcu usłyszeliśmy w sobotnie popołudnie, gdy po kilkugodzinnej pracy na cmentarzu zwiedzaliśmy pałac von Raminów.
Ale po kolei.
-Jedziemy kopać groby!- ta decyzja podjęta została spontanicznie, gdy dowiedziałyśmy się, że nasz daleki kuzyn Damian przy współpracy pp. Zimnickich organizuje akcję porządkowania niemieckiego cmentarza w Stolcu w gminie Dobra.
I tak w sobotni poranek stanęłyśmy u stóp cmentarnego wzgórza przy kościele. Na wzniesieniu zobaczyłyśmy zdekompletowany pomnik Juergena von Ramina oraz sporą grupę ludzi uwijających się z piłami, sekatorami i innym sprzętem. Po szybkich i radosnych powitaniach dołączyłyśmy do sprzątających. Poznaliśmy Zarówno grupę Damiana, jak i kilkoro mieszkańców Stolca, którzy dołączyli do akcji. Przez moment obserwowałyśmy pracę, by szybko zrozumieć, że każdy musi znaleźć tu swoją niszę bądź specjalizację.
Jedni karczowali i wycinali, inni znosili chaszcze w jedno miejsce. Ktoś czyścił metalowe krzyże wystające z ziemi, ktoś zajął się aprowizacją. Początkowo dołączyłyśmy do grupy "karczowników" , ale zaczęliśmy sobie wchodzić w drogę, więc poszukałyśmy własnej specjalizacji i tak przez następne godziny odkrywałyśmy i porządkowały kolejne kwatery. Z zielonego gąszczu powoli wyłaniały się groby, zapomniane postumenty, pozostałości po ogrodzeniach... Co jakiś czas trzeba było przerwać prace z powodu silnych deszczy, które na szczęście trwały krótko i nie zniechecały do dalszej pracy.
Jedni karczowali i wycinali, inni znosili chaszcze w jedno miejsce. Ktoś czyścił metalowe krzyże wystające z ziemi, ktoś zajął się aprowizacją. Początkowo dołączyłyśmy do grupy "karczowników" , ale zaczęliśmy sobie wchodzić w drogę, więc poszukałyśmy własnej specjalizacji i tak przez następne godziny odkrywałyśmy i porządkowały kolejne kwatery. Z zielonego gąszczu powoli wyłaniały się groby, zapomniane postumenty, pozostałości po ogrodzeniach... Co jakiś czas trzeba było przerwać prace z powodu silnych deszczy, które na szczęście trwały krótko i nie zniechecały do dalszej pracy.
Gdy po południu już mieliśmy się zbierać do zwiedzania pałacu, porządkując skarpę natknęłyśmy się na kawał żelastwa w ziemi... Po skrzyknięciu ekipy odkryliśmy, że z ziemi wydobywamy jeden z metalowych krzyży i wtedy ruszyła lawina! Już nikt nie chciał iść odpocząć, wszyscy rzucili się do szukania. Jedynie resztki zdrowego rozsądku pozwoliły nam oderwać się od pracy i ruszyć na zwiedzanie ( na czas zwiedzania do naszej rodzinno-koleżeńskiej ekipy dołączyli taże Piotr i Agatka, którzy już wcześniej marzyli o obejrzeniu tego zabytku)
Pracy jest jeszcze mnóstwo, wiem, że nasi przyjaciele jeszcze wrócą do Stolca, ale mam też nadzieję, że i sami mieszkańcy zaczną dbać o to miejsce niezwykłych historii, a nadzieję na to daje Piotr i jego żona Iwona, Miriam i Laura oraz kilku młodzieńców, którzy pierwszego dnia razem z nami targali zielsko.
Podsumowując: przeżyłyśmy dwa fascynujące dni, pełne emocji, ciężkej pracy i wielu odkryć. Poznałyśmy wspaniałych ludzi z pasją i pogłębiłyśmy relacje rodzinne.
Pałac jest w dosyć dobrym stanie, bo przez lata stacjonował tu WOP. Niestety wnętrze wygląda o wiele smutniej niż fasada. Z dawnego wystroju pozostały.... ułomki kafli z pieców. Właściciele są jednak pełni wiary, zapału i marzeń, a to dobry prognostyk. Przy tej okazji warto dodać, że pp. Marzena i Daniel Zimniccy to cudowni, ciepli i bardzo bezpośredni ludzie, bez których weekendowe sprzątanie w ogóle by się nie odbyło!
Obejrzeliśmy zarówno pałac, jak i pomieszczenia gospodarcze oraz ogromny park. Wysłuchaliśmy wielu fascynujących opowieści, bo Marzena okazała się wspaniałą gawędziarką.
Wieczorem, siedząc przy kolacji w salce filii Gminnego Centrum Kultury i Bibliotek, gdzie nieodpłatnie nocowaliśmy, patrzyliśmy z dumą na nasze dzieło. Oto w miejscu, gdzie jeszcze rano widać było tylko zarośnięte bzem wzgórze z kilkoma zardzewiałymi krzyżami, teraz patrzyło na przechodniów kilka krzyży więcej, a w rogu ogrodzenia wznosiła się hałda chaszczy, którą mieszkańcy mieli wywieźć w najbliższym czasie.
W niedzielę od rana wróciliśmy na cmentarz. Zaskoczył nas Piotr- mieszkający naprzeciwko cmentarza, pomagał nam w sobotę, ale w niedzielę miał inne plany. Jednak w niedzielę powitał nas słowami:
- patrzcie, co mi zrobiliście! - i został z nami do końca, odkrywając kolejne metalowe krzyże na wzgórzu i dalszej części cmentarza.
A my?
Obejrzeliśmy zarówno pałac, jak i pomieszczenia gospodarcze oraz ogromny park. Wysłuchaliśmy wielu fascynujących opowieści, bo Marzena okazała się wspaniałą gawędziarką.
Wieczorem, siedząc przy kolacji w salce filii Gminnego Centrum Kultury i Bibliotek, gdzie nieodpłatnie nocowaliśmy, patrzyliśmy z dumą na nasze dzieło. Oto w miejscu, gdzie jeszcze rano widać było tylko zarośnięte bzem wzgórze z kilkoma zardzewiałymi krzyżami, teraz patrzyło na przechodniów kilka krzyży więcej, a w rogu ogrodzenia wznosiła się hałda chaszczy, którą mieszkańcy mieli wywieźć w najbliższym czasie.
W niedzielę od rana wróciliśmy na cmentarz. Zaskoczył nas Piotr- mieszkający naprzeciwko cmentarza, pomagał nam w sobotę, ale w niedzielę miał inne plany. Jednak w niedzielę powitał nas słowami:
- patrzcie, co mi zrobiliście! - i został z nami do końca, odkrywając kolejne metalowe krzyże na wzgórzu i dalszej części cmentarza.
A my?
My nadal porządkowałyśmy kwatery "ogródki", jak je pieszczotliwie nazwałyśmy. Przy okazji skompletowałyśmy dwie połamane płyty nagrobne.
Szukając kolejnej kwatery do uporządkowania, Chuda natknęła się na granitowy słupek.
-Chodź, odkopmy go, ma taką ciekawą formę- zaproponowała.
Ochoczo wzięłyśmy się do kopania wokół słupka, gdy usłyszałyśmy metaliczny dźwięk. Początkowo myślałyśmy, że znalazłyśmy fragment ogrodzenia, jednak dalsze kopanie przekonało nas, że dokonałyśmy odkrycia ciekawej metalowej tablicy nagrobnej! Jeszcze tego samego dnia została ona oczyszczona, zabezpieczona przed rdzą i wróciła na swoje miejsce.
Niedziela była dniem wielu takich odkryć. Mniej było karczowania, a więcej szukania najstarszych nagrobków, prac zabezpieczających i wielu emocjonującaych chwil. W efekcie dwudniowych działań zamiast siedmiu krzyży, które zastaliśmy na wzgórzu, stoi ich kilkanaście wygrzebanych spod darni, wyczyszczonych i ustawionych rodzinnie.
Szukając kolejnej kwatery do uporządkowania, Chuda natknęła się na granitowy słupek.
-Chodź, odkopmy go, ma taką ciekawą formę- zaproponowała.
Ochoczo wzięłyśmy się do kopania wokół słupka, gdy usłyszałyśmy metaliczny dźwięk. Początkowo myślałyśmy, że znalazłyśmy fragment ogrodzenia, jednak dalsze kopanie przekonało nas, że dokonałyśmy odkrycia ciekawej metalowej tablicy nagrobnej! Jeszcze tego samego dnia została ona oczyszczona, zabezpieczona przed rdzą i wróciła na swoje miejsce.
Niedziela była dniem wielu takich odkryć. Mniej było karczowania, a więcej szukania najstarszych nagrobków, prac zabezpieczających i wielu emocjonującaych chwil. W efekcie dwudniowych działań zamiast siedmiu krzyży, które zastaliśmy na wzgórzu, stoi ich kilkanaście wygrzebanych spod darni, wyczyszczonych i ustawionych rodzinnie.
Pracy jest jeszcze mnóstwo, wiem, że nasi przyjaciele jeszcze wrócą do Stolca, ale mam też nadzieję, że i sami mieszkańcy zaczną dbać o to miejsce niezwykłych historii, a nadzieję na to daje Piotr i jego żona Iwona, Miriam i Laura oraz kilku młodzieńców, którzy pierwszego dnia razem z nami targali zielsko.
Podsumowując: przeżyłyśmy dwa fascynujące dni, pełne emocji, ciężkej pracy i wielu odkryć. Poznałyśmy wspaniałych ludzi z pasją i pogłębiłyśmy relacje rodzinne.
OdpowiedzUsuńTylko pozazdrościć. Miłe chwile w dobrym towarzystwie. A Pałac śliczny, odrobinę zaniedbany jak wiele w Polsce. Dobrze że Wam się chce ratować zapomniane nekropolie.
Aż się nie chce wierzyć, że podczas takiego "niewinnie" wyglądającego porządkowania można dokonać takich odkryć, brawo!
OdpowiedzUsuńBrawo, że są jeszcze grupy chętne do bezinteresownego działania. Jest to dobry przykład dla mieszkańców. Tak trzymać.
OdpowiedzUsuńAniu, zadziwiasz mnie, wywołujesz bardzo pozytywne emocje, że aż chce się Ciebie naśladować:-)
OdpowiedzUsuńprzeczytałam kolejne wpisy, tylko czasu brakuje, żeby skomentować, netu nie mieliśmy przez tydzień, ale wiedz, że zawsze z ciekawością zaglądam; pozdrowienia ślę.
OdpowiedzUsuńZa nami tez dwa fascynujące dni. Wszystko się udało. Anna była zjawiskowa, msza na jakiej jeszcze nie byłem z dziecięcym zespołem i bębenkami.
Wesele pełne tańca i radości- goście zadowoleni. Słowem pełen sukces bez wpadek.
Nieźle jak na pierwszy raz. Całkiem inaczej niż wycieczka do Stolca ale na wyprawy czas nadejdzie w czerwcu.
Anonimie, takie pałace nas przyciągają! Mam nadzieję, że niedługo ten konkretny odzyska świetność (trzymamy kciuki za gospodarzy)
OdpowiedzUsuń! Pieruńskie maszkety, odktycia dawały nam ogromną satysfakcję i były dodatkowym motorem do pracy.
Aleksandro, Mam szczęście do właśnie takich bezinteresownych ludzi, ale chyba to jest tak, że swój swego... Dziękuję za miłe słowa.
Mario, naśladowanie w tej materii mile widziane ;) Pozdrawiam cieplutko!
A., cieszę się, że wszystko się udało i jesteście zadowoleni! Niech się Młodym szczęści!
Nie usiedzisz, Anno, za co podziwiam Cię.
OdpowiedzUsuńZwróciłem uwagę na pewien fakt, oczywisty, ale warty jednak podkreślenia.
O stare groby byłych mieszkańców tamtych okolic dbali ludzie innej narodowości, z innego państwa. W moim odczuciu to coś ważnego i wymownego: nie ma „oni” i „my”, a po prostu są kolejne pokolenia mieszkańców tamtych ziem.
Bez granic, polityki, podziałów i historycznych zaszłości.
OdpowiedzUsuńMały wiosenny obraz powstaje?