Rozkładam mapę... tyle dróg, tyle
miejsc! Dokąd jechać? Czy wybrać znajome zakątki o niewielkim
nachyleniu dróg? Objechać pobliskie asfalty? A może sprawdzić
możliwości nowego roweru, który wisi na strychu od kilku miesięcy
i czeka na prawdziwe wyzwanie, bo przecież nie można nazwać
sprawdzeniem roweru tych czterdziestu kilometrów po asfalcie!
Wybieram wyjazd w góry. Po maratonach w Radkowie i Świnoujściu
podjazdy nie powinny sprawić mi problemu.
W Ciemnym Wądole
Świt jest zachwycający! Spokojnie
piję kawę, jeszcze raz przeglądam planowaną trasę i o ósmej
ruszam asfaltem w górę. Początkowo chcę jechać droga na
Radoszków, ale jest tak rozjeżdżona ciężkim sprzętem, że
rezygnuję (na moją decyzję wpływ ma niegroźny upadek z rowerem,
gdy wpadam w koleinę) Szutrową droga wjeżdżam na górny asfalt i
skręcam w lewo. Z przerażeniem przyglądam się, jak bardzo
ostatnie zrywki drzew uszkodziły moja ulubioną drogę- jeszcze dwa
lata temu śmigałam tu szosówka, teraz byłoby to niemożliwe.
Chwilami zamiast asfaltu jest grys, chwilami cała droga pokryta jest
trocinowym błotem. Mimo święta- jest Boże Ciało, natrafiam na
dwóch drwali tnących kolejne drzewa. W doskonałym humorze docieram
do Ciemnego Wądołu, zatrzymuję się, by zajrzeć w głęboką
dolinę Mrożynki. Uruchamiam dziecięcą pamięć, by przypomnieć
sobie pierwsze wrażenia z wyprawy z Tatą, gdy przez mroczny, gęsty
las dotarliśmy właśnie w tę dolinę. Teraz nie ma już części
tamtego starego lasu. Zbudowano nową, szutrową drogę, która
biegnie wzdłuż potoku.
Droga jest niesamowicie stroma, a ja muszę
nią zjechać! (jak ja nie lubię zjazdów!) Nagle miga mi przy
drodze coś czerwonego, zatrzymuję się tak szybko jak pozwala na to
stromizna i hamulce tarczowe. Wszędzie wokół rośna poziomki! Całe
poziomkowe pola! Zbieram owoce i zjadam pełnymi garściami. Trochę
żałuję, że nie mam ze sobą żadnego pojemniczka, zebrałabym trochę
Ślubnemu. Ruszam dalej, po chwili jestem na Dwóch Mostkach. Tu
skręcam w prawo w kierunku Jelenich Skał i Tłoczyny. Nareszcie jest
pod górkę! Rower spisuje się doskonale. Żadnych sensacji, płynnie
zmieniam przerzutki i spokojnie jadę w górę, coraz wyżej i wyżej.
Dojeżdżam do dróg, których nie znam. Po prostu kiedyś ich nie
było. Za unijne pieniądze zbudowano piękne szerokie drogi
pożarowe, którymi poprowadzono szlaki rowerowe.Dawne dukty zarosły
trawą i tylko prześwit wśród drzew przypomina, że kiedyś była
tu droga... Pięknym szutrem trawersuje Kowalówkę, no tu to ja się
na pewno nigdy nie zapuszczałam, chyba że wtedy, gdy pobłądziłam
i nie wiadomo dlaczego, zamiast do Szklarskiej Poręby zaszłam do
Antoniowa. Gdy droga kolejny raz zmienia kierunek, decyduje się na
postój nad Kamienicą. Płytki potok ledwo szemrze po kamieniach- to
efekt tegorocznej suszy. W mokre lata, po ulewach Kamienica potrafi
nieźle namieszać w życiu mieszkańców pobliskich miejscowości!
W kierunku Rozdroża Izerskiego
Po krótkim odpoczynku i próbie dostrzeżenia bukowego starodrzewu (zauważyłam zaledwie kilka starych buków) szybko toczę się w dół zboczem Kamienicy. Na tzw. rondzie przy Kromnowskiej Jamie spotykam pierwszych ludzi ( nie wliczając dwóch drwali)- turystę z kijami i biegaczkę z psem. Tę pustkę cenię sobie w tej części gór najbardziej. Znów kawałek w dół- początkowo planowałam dojechać do Koziej Szyi, ale duże skrzyżowanie z droga w stromo w górę sprawia, że znów podjeżdżam. Jestem na rowerowym szlaku ze Szklarskiej Poręby na Rozdroże Izerskie, doganiam troje rowerzystów zmierzających na Rozdroże i dalej do Chatki Górzystów. Chwilę rozmawiamy o górach, drogach i rowerach. Podjazd się kończy, co moi współtowarzysze przyjmują z ulgą. Na Rozdrożu panuje ruch, kilka samochodów zaparkowano na parkingu, wielu turystów właśnie stąd rozpoczyna swoją wędrówkę w pasmo Wysokiego Kamienia. Wcale się temu nie dziwię- atrakcyjne skały, kamieniołom Stanisław, Chatka Górzystów i rozległe torfowiska wysokie zachęcają do wędrówek pieszych i rowerowych. Ja jednak wolę swój Kamienicki Grzbiet, może nie tak atrakcyjny, porosły lasem z kilkoma zaledwie punktami widokowymi, ale za to zupełnie pusty i spokojny. ( Na Wysoki Kamień wybiorę się poza sezonem).Powoli wracam do domu- z Rozdroża na Fersztel jest już niedaleko. Droga Środkowa świeci pustką. Niedawno był to kamienisty a chwilami nawet błotnisty dukt, teraz droga jest szutrowa, przechodząca w stary asfalt pamiętający klęskę ekologiczną. Kolejnych wędrowców spotykam na Płokowym Mostku, odpoczywają przy tablicy, macham im na powitanie i zaczynam długi podjazd na Pięć Dróg.
Wjazd na Sępią Górę
Tu decyduję się … zaatakować Sepią Górę. Ciekawe, czy da się na nią wjechać rowerem?! Liczący zaledwie kilkadziesiąt metrów podjazd jest niebywale stromy. Gdy przed oczyma widzę prawie pionową ściankę, decyduję się na zejście z roweru. Wiem, że jeśli zatrzymałabym się na tym 10- metrowym podjeździe, przewróciłabym się, bo przecież najtrudniejsze jest schodzenie z roweru! Na szczyt jednak udaje mi się wjechać- miny turystów, gdy widzą mnie spokojnie nadjeżdżającą- bezcenne. Siadam sobie na Białym Kamieniu- to jedna z najpopularniejszych skał w tej części Izerów- podejście jest strome, ale stosunkowo krótkie, zatem wielu wczasowiczów i kuracjuszy świeradowskich decyduje się na spacer w to miejsce. U podnóża góry trwa właśnie procesja Bożego Ciała.W czystym powietrzu słyszę nie tylko śpiew wiernych, ale rozróżniam poszczególne słowa modlitwy. Mam wrażenie, że procesja przechodzi kilka metrów ode mnie.
Piękna pogoda, przejrzyste powietrze
sprawiające, że widzi się hen daleko i pokonane już kilometry
upajają mnie. Mogłabym tak siedzieć na skale i patrzeć w dal...
niestety, czas wracać do domu na świąteczny obiad. Nie wybieram
jednak najkrótszej drogi, bo nie chce mi się wracać na Pięć
Dróg,które swoim opuszczeniem i zaniedbaniem robią coraz
smutniejsze wrażenie, tylko szaleńczym zjazdem pędzę w stronę
Krobicy, na skrzyżowaniu skręcam ostro w prawo i na kolejnym znów
w prawo. Tak docieram do Górnego Asfaltu, który zaprowadzi mnie aż
do mojego zjazdu na Fersztel.
Piękną miałam wycieczkę! Poznałam
kilka nowych duktów, przekonałam się, że izerskie drogi są
coraz przyjaźniejsze rowerzystom. Mimo kilku godzin na siodełku mam
niedosyt, bo przecież w tyle różnych dróg nie skręciłam, nie
sprawdziłam, czy prowadzą tam, gdzie mi się wydaje, że powinny.
Z moim zielonym cudem firmy Specialized dogadujemy się całkiem nieźle, podjazdy idą nam sprawnie, zjazdy
jeszcze poćwiczymy- muszę tylko koniecznie zamontować uchwyt na
bidon. Czuję, że czeka nas wiele wspólnych wypraw po izerskich
szutrach, asfaltach i błotach.
Ciekawa relacja?
Zajrzyj we wcześniejsze izerskie posty rowerowe:
Kapliczki w Popielówku
Pogórze Izerskie
Izerskie asfalty
Śladami górnictwa
Kapliczki w Grudzy
Ciekawa relacja?
Zajrzyj we wcześniejsze izerskie posty rowerowe:
Kapliczki w Popielówku
Pogórze Izerskie
Izerskie asfalty
Śladami górnictwa
Kapliczki w Grudzy
Ładne okulary Anno>
OdpowiedzUsuńPamiętasz piosenkę?
OdpowiedzUsuń(...)lubiłeś poziomki.
Pełną garścią wybierałeś z koszyka.
W tamtym lesie, gdzie gałęzie się plączą,
gdzie się drzewo z drugim drzewem dotyka.(...)
Aniu, otworzyłem mapę Izerów i jadąc po niej goniłem Cię. Spory kawał swoich gór przejechałaś, nie powiem.
OdpowiedzUsuńZ Sępiej Góry zjeżdżałaś żółtym szlakiem, czy inną drogą? Rozumiem, że skoro jechałaś Górnym Asfaltem, do Krobicy nie dojechałaś? Teraz myślę, że chyba jechałaś żółtym i niebieskim, później szlakiem rowerowym po zboczu Niedźwiednika, dalej przecięłaś Czarnotkę i zjechałaś do wioski. Czy tak było?
Andrzeju- wiesz, ładnemu, we wszystkim ładnie, nawet w starych okularach z lidla ;)
OdpowiedzUsuńJanku, nie znam piosenki, ale poziomki kojarzą się bardzo romantycznie.
Krzysiu, jak zwykle dobrze przyjrzałeś się mapie, tylko moja zamiast Niedźwiednika ma Wysoką (ech te izerskie nazwy gór) W planach miałam przejechać całe pasmo Kamienickie, ale pogoda była taka cudna, a widoki tak zniewalajaće, że zrezygnowałam z dnania przed siebie na rzecz upajania sie pięknem :) Znasz to uczucie, prawda?
W Górach Kaczawskich też spotyka się dwie nazwy tej samej góry, albo, dla równowagi, góry bez nazw.
OdpowiedzUsuńNiewielką część Twojej trasy poznałem. W tych górach rower pasuje, bo przejście piechotą sporych odległości lasami ogranicza zasięg jednodniowych wypraw.
Czy znam? Oczywiście! Gdy jest pięknie, nie chcę gonić, zatrzymuję się i gapię. Urocze chwile.
Tak, urocze, a rower świetnie się w Izerach sprawdza, zwłaszcza ten nowy :) PO prostu cudownie sie prowadzi, lekko wjeżdża na każdą górkę!
OdpowiedzUsuńZuzia zmieniła miejscówkę?
OdpowiedzUsuńDawno nie jechałem koło domu z ogrodem aż wczoraj płyty w oknach, wysoka trawa. Smutny to widok...
Po śmierci Taty zdecydowaliśmy o sprzedaży. Zuza przeniosła się na bloki i kupiła kawałek ziemi na Marcelu. Miałam nadzieję, że dom wreszcie zburzyli i postawili to, co tam miało powstać. Widziałam go już takim pustym i opuszczonych, nie chcę tego przezywac drugi raz :(
OdpowiedzUsuńSmutne..., za to Gierczyn i Domek pod Orzechem mają się dobrze, nawet bardzo dobrze i coraz lepiej :)
To ładnie, dbajcie o niego. Jeszcze przyda się Wam i następcom przez wiele lat. Z tego co pamiętam bywałaś tam już w młodości i ma dobrą lokalizację wędrówkową. Niestety nie odwiedzę domku pod orzechem ale cóż - nie można mieć wszystkiego. W niedzielę ruszamy na wakacje i będziemy dosyć blisko to przynajmniej powietrzem będziemy oddychać tym samym :).
OdpowiedzUsuńMuszę odpocząć bo po powrocie pewnie zmienię pracę a to stres po 28 latach w jednym miejscu.
Andrzeju, Domek pod Orzechem przeżywa teraz swój renesans. Od jutra będzie w nim bardzo gwarno, bo zjeżdżają letnicy, ja dojadę we wtorek.
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj, łap dobre emocje. Zmiane pracy potraktuj jako bodziec, bo przecież zmiany są dobre ( wiem , co mówię, bo u nas przecież nie zmiana a wręcz rewolucja :) )