Wersja dla miłośników filmów:
Wersja dla miłośników literek:
- po pierwsze: ma kilka różnych programów, dzięki czemu każdy użytkownik znajdzie odpowiedni dla siebie sposób szczotkowania (ja wybrałam delikatny, ze względu na wrażliwe dziąsła)
- po drugie: można wybierać spośród różnych końcówek, w zależności od tego, co chcemy osiągnąć ( jest oczywiście i bardzo delikatna w sam raz dla mnie)
- po trzecie: szczoteczka kontroluje nacisk na zęby i dziąsła, błyska na czerwono, gdy przesadzimy i zatrzymuje się- koniec z krwawiącymi dziąsłami!
-po czwarte: podróżne etui z wbudowaną ładowarką- to ci dopiero cudo- nie dość, że naładujesz szczoteczkę bezpiecznie schowana w pudełku, to dodatkowo... naładujesz swój smartfon!
-po piate: szczoteczke trzeba ładować raz na dwa tygodnie, więc można wziąc ją na wyprawę z dala od cywilizacji.
- po szóste: to co w tytule- szczoteczka komunikuje się z użytkownikiem za pomocą aplikacji w smartfonie. To tam ustawimy sobie kolor pierścienia (ja mam zielony), ułożymy plan higieny jamy ustnej, ustawimy czas szczotkowania. Aplikacja pokaże nam, czy dokładnie umyliśmy żeby i pamiętaliśmy o języku, a żeby nam się nie nudziło, wyświetli najważniejsze wiadomości i przedstawi prognozę pogody ;) Oczywiście nie musimy trzymać szczoteczki w jednej ręce, a telefonu w drugiej- w zestawie dostajemy uchwyt na smartfon do przymocowania na lustrze w łazience.
Przyznancie, że ciekawa propozycja dla pasjonatów technologii i kolekcjonerów gadżetów.
Czy jednak szczoteczka sprawdza się w codziennym życiu? Tak. Już przy pierwszym myciu stwierdziłam, że żeby mam czyste jak nigdy, choć moje ślinianki buntowały się przeciwko nowemu przedmitowi, produkując tyle śliny , jak w czasie wizyty u dentysty. Na szczęście już się przyzwyczaiły, wiec mycie sprawia mi sporo przyjemności. Ważne jest też to, że delikatnie masowane dząsła nie reaguja bólem i krawieniem, co wcześniej mi się zdarzało.
Etui sprawdziło się w podróży, jest faktycznie przydatne- nic się nie brudzi, wszysko jest pod ręką a i doładować można.
Komplet składający się z szczoteczki, czterech końcówek, podsawki na końcówki z miejscem na ładowarkę, ładowarki, etui podróżnego, uchwytu na smartfon oraz wszelkich instrukcji i ulotek zapakowany jest w gustowne granatowe pudełko z tzw. okienkiem, co czyni z szczoteczki doskonały prezent dla miłośnika czystości i gadżeciarza. Niestety nie jest to prezent tani i pewnie nigdy sama nie zdecydowałabym się na taki zakup (wolałabym kupić kolejny rower)
Szczoteczkę testowałam dzięki portalowi everydayme
O jak miło było zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńSzczoteczka faktycznie jak Nimbus, moja się chowa, ale nie zamienię jej na żadną inną (też Oral B, ale taka zwyklasta, ma tylko timer 2 min.). Skoro mówisz, że cenowo wychodzi nowy rower, to tym bardziej nie przewiduję - głupio by było kupić sobie szczoteczkę, której wartość przewyższa ceny moich dotychczasowych... samochodów :D Ale aplikacja w telefonie położyła mnie na łopatki. Naprawdę gada??? :D
Pozdrawiam :)
No cóż dla każdego coś "drogiego". To nie uniknione, elektronika wchodzi wszędzie. Dobrze, że są jeszcze zwykłe szczoteczki.
OdpowiedzUsuńZ wnioskiem końcowym zgadzam się, Aniu, tyle że zamieniłbym rower na buty, na przykład :-)
OdpowiedzUsuńMnie też często krwawią dziąsła; trafiam chyba na zbyt twarde szczoteczki.
Marchevko, gadanie było tu przenośnią- trzeba sobie przeczytać co ma nam do powiedzenia szczoteczka, ale faktycznie w czasie gdy nastawiony jest timer, możesz sobie przeczytać wiadomości z kraju i ze świata ;)
OdpowiedzUsuńAleksandro, no waśnie, otaczamy się elektroniką, stajemy się zależni od prądu.
Krzysiu, twarde szczoteczki to jedno, a nasz nacisk na dziąsła to drugie. Dopiero z tą szczoteczką zauważyłam, jak bardzo dociskałam szczotkę, chcąc dokładnie umyć zęby.
Faktycznie, to prawda: dociska się mocniej chcąc umyć dokładniej. Ech, wszystko przez ten pośpiech!
OdpowiedzUsuń