Podjeżdżałam pod Kamienicę.
Zatrzymałam się na skrzyżowaniu dróg i wtedy je zobaczyłam- całe
połacia jagodzisk bogato obsypanych owocami! Są! Znalazłam jagody,
o których marzyłam od kilku dni. Bo przecież niżej na „moich
miejscach” w tym roku jagody zmarzły i nie owocują. W jednej
chwili zdecydowałam, że nastepnego dnia przyjadę z wiaderkiem i
będę zbierać. To idealny sposób na świętowanie Dnia polskiej borówki. Fakt, że ustanowiono go z myśla chyba o borówce amerykańskiej, której zbiory właśnie się w Polsce zaczynają, ale nic nie stoi na przeszkodzie by świętowały borówki jagody albo borówki brusznice.
1 lipca- Dzień Borówki
Jak pomyślałam, tak zrobiłam, choć niewiele brakowało, a pogoda pokrzyżowałaby mi plany- od rana padało, z Pogórza nadciągnęła mgła. Na szczęście koło południa rozjaśniło się i zza chmur nieśmiało zaczęło wyglądać slońce. Spakowałam trzylitrowe wiaderko do plecaka i zaczęłam mozolnie piąć się w górę- na ok. czterech kilometrach mam prawie 500 m przewyższenia. Wreszcie stanęłam na przełęczy, odstawiłam rower i ochoczo zabrałam się do pracy. Mój entuzjazm został szybko zgaszony, gdy spadły pierwsze krople deszczu. Skoro jednak wjechalam tak wysoko, szkoda byłoby przerywać pracę! Znalazłam miejsce osłonięte rozłożystymi gałęziami drzew i zbierałam dalej. Deszcz na szczęście szybko ustał, niestety krzaczki były teraz mokre i po pewnym czasie przemokły mi buty. Po dwóch godzinach miałam pełne wiaderko i mogłam jechać do domu. Nie zdecydowałam się jednak na powrót tą samą trasą- jest niezwykle stroma, co nie było dobre dla moich owoców. Wybrałam wariant okrężny, ale mniej stromy. ( najlepszą trasą w przypadku pieszej wędrówki byłaby Tytoniowa Ścieżka, ale ona jest nieprzejezdna) Skręciłam w stronę Płokowego Mostku, podjechałam na Pięć Dróg i stamtąd skrótem zjechałam na Górny Asfalt. Droga była błotnista, poturbowana przez zrywkę drewna, błoto pryskało spod kół na moją twarz i ubrania. Miałam prawdziwe mtb! W pewnej chwili z prawej strony mignęło mi coś ceglastego- kozak! Zatrzymałam się, by zerwać te niespodziankę. Dumna wlożyłam trofeum do plecaka (ledwo zmieścił się obok wiaderka z jagodami). Gdy dojechałam do domu, znów chmurzylo się i zbierało na deszcz. Ślubny przygotował mi gorącą kąpiel, martwiąc się, że zmokłam i zmarzłam (nad Fersztlem przeszły w tym czasie dwie ulewy).
Kolejny dzień zszedł mi na
przygotowaniu przetworów- dżemu jagodowego, syropów ziołowych z
macierzanki i dziurawca oraz calej michy pierogów z jagodami, które
uwielbiamy. A kozaczek został oczyszcozny i suszy się na suszarce.
Przepis na pierogi z jagodami:
Składniki:
miseczka jagód
miseczka jagód
1/2 kg mąki
1 jajko
1 szklanka wody
szczypta soli
Wykonanie:
Wykonanie:
Z mąki, jajka, soli i wody ugniatamy
ciasto i odstawiamy na pół godziny, aby odpoczęło. Dzielimy je na
mniejsze porcje, wałkujemy na obsypanej mąką stolnicy. Szklanką
wykrawamy krążki. Na każdym krążku układamy łyżeczkę jagód,
sklejamy tworząc pierożek. Na piecu zagotowujemy trzy litry
osolonej wody z łyzką oleju. Wrzucamy partiami pierogi ( na dwa
razy). Mieszamy, czekamy az woda zagotuje się, a pierogi wypłyną.
Gotujemy je jeszcze dwie- trzy minuty. Z podanych proporcji wychodzi
ok. 50 niewielkich, pysznych pierożków. Podajemy z cukrem i
śmietanką.
Smacznego!
Och, Aniu! Za takie pierogi zrobiłbym wszystko i na wszystko się zgodził!
OdpowiedzUsuńMoże z wyjątkiem zbierania jagód.
A komary nie pogryzły Cię?
Wspomniałaś o przemokniętych butach. Wiesz, ilekroć spojrzę na moje maskotki, na te piękne skórzane buty (widzę je, stoją na lodówce, specjalnie je tam postawiłem), myślę, że jednak powinnaś je przymierzyć. Może nie będą na duże? W nich mogłabyś chodzić po mokrej trawie cały dzień. Przymierzysz je, Aniu? Sprawiłabyś mi przyjemność.
Ładnie Ci Aniu w tym fartuszku. A pierogi wyglądają apetycznie. Ostatnio jadłem z jagodami w pierogarni w Jeleniej Górze. Tyle że podobno nie wolno robić ze świeżych owoców.
OdpowiedzUsuńOj, takie pierogi, oj...
OdpowiedzUsuńZ takim poświęceniem zbierane jagody, toż te pierogi musiały być niesamowite. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKrzysiu, komarów nie było, ale gzy już tak. Trochę pogryzły. Buty obiecuję przymierzyć 😆
OdpowiedzUsuńAndrzeju, bardzo lubię ten fartuszek. I pierogarnię w Jeleniej też. Często jem tam odwiedzając miasto. Wszystkie pierogi owocowe robię że świeżych owoców. Dżemy służą do innych celów!
Aleksandro, cała rodzina się zajadała!
To fajnie. W sierpniu, gdy przyjedziecie do mnie, prawda? Czekam na was, Aniu.
OdpowiedzUsuń