Farma 69 w Kopańcu to miejsce
niezwykłe, które jak wiele innych czekało na moment, bym je
odwiedziła. Pretekstem do obejrzenia osady słowiańskiej stał się
Perski Jarmark, który systematycznie jest w niej organizowany. Kilka
razy już się tam wybierałam, ale niesprzyjająca aura ciągle mi
przeszkadzała. Tym razem, mimo niezbyt pomyślnych prognoz
zdecydowałam się pojechać.
W południe ruszyłam drogą na górny
asfalt- pomyślalam, że połączę wyjazd z solidnym
treningiem.Wybrałam więc jeden z trudniejszych wariantów dojazdu.
Długi i stromy podjazd pod Kamienicę idealnie nadaje się do tego
nadaje. Fakt, potem jest już długo z górki, aż do samego Rozdroża
Izerskiego. Miałam w planach jazdę szlakiem rowerowym do Kopańca
(oznaczonego jako szlak nr 32) , minęłam jednak skrzyżowanie i...
szlakiem nr 7 dojechałam do... Górzyńca! (trochę podejrzany
wydawał mi się ruch na trasie, ale szutrową „autostradą” tak
dobrze się jechało) Czekał mnie więc podjazd pod Babią
Przełęcz. Nie było to złe rozwiazanie, bo po pierwsze znów
pięłam się w górę, a po drugie na Polanie Czarownic kwitnie oman-
jest to jedyne znane mi stanowisko tej rośliny w Izerach. Z
przełęczy miałam już tylko kilometr zjazdu polną drogą zboczem
Ciemniaka.
Z daleka widziałam mnóstwo
zaparkowanych samochodów, co znaczyło, że dotarlam na miejsce.
Zaraz na wejściu zauwazylam Inkwizycję z jej słoiczkami kiszonek.
Przywitałyśmy się serdecznie, zostawilam przy jej samochodzie swój
rower i poszłam rozejrzeć się po jarmarku i samej osadzie. Miejsce
dojśc niezwykle, trochę pomieszania z poplątaniem, ale słowiańskie
chaty stoją i są wykorzystywane. Dziś ustawiono przed nimi kramy z
różnościami. Czegóz na tym jarmasku nie było! Domowe kiełbasy
zwinięte w apetyczne pęta, ułozone obok różnorodnych serów.
Popularne uszytki wystawione obok miodów i biżuterii. Ubrania nowe
i używane leżące na kocach, trochę rupieci wszelakich, ceramika i
mozaika. Pachnące z daleka stoisko Izerskiej Lawendy z Mlądza obok
przenośnego antykwariatu. Mnie szczegolnie zainteresowalo stoisko z
syropami i ziołami, prowadzone przez panią z Czech. Inną
ciekawostką były octy owocowe i ziołowe, czyli to, co i ja obecnie
robię.
W centralnej części osady umieszczono
część biesiadną- można było spróbować wielu domowych
specjalów na ciepło. Żadne tam kiełbasy z grilla, tylko
jagnięcina, pizza na razowej mące, naleśniki, lemoniady ze
świeżych ziół. Same pyszności! Przygotowano także atrakcje dla
dzieci- plac zabaw z tyrolką, trampolinę, warsztaty ceramiczne.
Atmosfera imprezy była iście piknikowo-jarmarczna. Było swojsko i
przaśnie. Organizatorom i wystawcom udało się stworzyć
niepowtarzalną imprezę świetnie wpisującą się w niesamowity
klimat Pogórza Izerskiego.
Do domu wracałam tym razem
„cywilizowaną” drogą przez Antoniów i Przecznicę.
To był ciekawie spędzony dzień!
Anno, otworzyłem mapę Izer i śledziłem Twoją trasę. W tamtą stronę wybrałaś górskie i nie małe zakole. W stronę Rozdroża jechałaś żółtym szlakiem, czy nieoznaczonymi duktami leśnymi? Ile kilometrów pokazał licznik?
OdpowiedzUsuńNie znalazłem Górzyńca, ślepota, a jedynie drogę, która na mojej mapie opisana jest jako Górzaniecka.
Znalazłem! To miejsce na północnym obrzeżu Piechowic! Oj, wyniosło Cię daleko, ale to znaczy, że drogą Górzaniecką jechałaś. Czy tak?
W Kopańcu byłam przed laty. Szłam wtedy na nóżkach z Górzyńca przez polanę Czarownic. Fajnie, że ta osada cały czas jakoś funkcjonuje.
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńPojeździliśmy sobie ostatnio. Ty rowerem a my samochodem. Nie ma co się rozpisywać o Miedziankach, "Kolorowych jeziorkach" i innych miejscach gdzie pokrywały się trasy naszych wycieczek, aż dziwne że się tak mijaliśmy. Byliśmy we wszystkich schroniskach gdzie dało się wyjechać samochodem lub wyciągiem - łącznie z Odrodzeniem.. W dół to odrębna sprawa. Wszystko jest inne niż wcześniej, pozarastało, znikają polany zmieniają się budynki i obrazy. Nawet Jakuszyce są jakieś mniejsze bez granicy.
Szklarska Poręba wygląda jak przed generalnym remontem- wyjątek to Cieplice i rynek Jeleniej Góry które wypiękniały a rzeka Bóbr już nie śmierdzi przy Perle Zachodu. Teraz to uroczy zakątek z Wieżą mieszkalną tuż obok. Ciekawostka że kupiła ją Fundacja Zamku Chudów leżącego na Śląsku.
Krzysiu, częściowo jechałam żółtym szlakiem, ale potem szlak skręca na wygodniejszą ścieżkę pieszą,a ja zostałam na asfaltowej drodze. Zakole było spore, dzięki czemu miałam konkretny trening. Jechałam bez licznika więc nie mam pojęcia, ile to wyszło kilometrów. Może była to droga Górzyniecka, zjechałam z niej zaraz za stacją kolejową (kiedyś tam wysiadłam i pieszo z grupą studentów, z plecakami poszliśmy do Gierczyna. Jadąc przypomniałam sobie tamtą wycieczkę.)
OdpowiedzUsuńAleksandro, mnie też cieszy, że coś się tam dzieje. Przez Polanę Czerownic też kiedyś szłam pieszo,ale nazwa mi wtedy umknęła. Pewnie na mojej mapie była tylko Babia Przełęcz.
OdpowiedzUsuńAndrzeju, no to się nieźle mijaliśmy. Nie lubię wypraw samochodowych, choć czasem z Ślubnym i dziećmi na takie się decyduję. Masz rację, że niektóre miejsca bardzo się zmieniają. Nie zawsze na plus. Dostosowują się do potrzeb ludzi i stają się kiczowate, zadeptane. Jelenia Góra wypiękniała , to fakt,a w Cieplicach dawno nie byłam. Wieża w Siedlęcinie bardzo mi się podoba i to, co się przy niej dzieje też. Nie ma nic dziwnego, w tym, że zajmuje się nią Fundacja Zamku Chudów- kilka podobnych miejsc też zdaje się przejęła. A Dolny Śląsk to też Śląsk. Tylko z nieco inną historią.
OdpowiedzUsuńEch, czyli gdyby nie przydusiły nas tony dachówki, byłaby szansa na spotkanie!
OdpowiedzUsuńNo nic, może następnym razem:)