Browar Miedzianka jest miejscem, które
po wielokroć mijałam w czasie maratonu Liczyrzepa i za każym razem
wyobrażałam sobie, że siedzę na tarasie i pije chłodne piwo...
Tym razem prawie się udało. Prawie, bo chłodne piwo pił Ślubny,
ja zadowoliłam się latte ( nie wiem, czy, gdyby wiedział, jak
potem przewiozę go do Wieściszowa i Kolorowych Jeziorek, to tak
chętnie oddałby mi kierownicę)
Pomysł z odwiedzeniem Miedzianki
pojawił się nagle, gdy w tygodniu Ślubny stwierdził, że w
niedzielę nie mam gotować obiadu, tylko pojedziemy gdzieś zjeść.
Miałam wybrać miejsce z atrakcjami w odległości do 50 km.
Pomysłów miałam kilka. Jednak okazało się, że koniecznie trzeba
zajechać do Castoramy w Jeleniej Górze. Zaproponowałam więc wieżę
widokową i rynek w Jeleniej. Potem jednak przypomniałam sobie o
Miedziance. I tak w niedzielne południe zasiedliśmy na tarasie
maleńkiego browaru Miedzianka. Browar oferuje kilka rodzajów piw
(jasnych i ciemnych) w limitowanych seriach. Degustując pyszne piwo,
można przyjrzeć się kadziom, które zostały tak umiejscowione, by
było je widać z restauracji. Nawet naklejanie etykietek odbywa się
na sali i można sobie ten proces obejrzeć. Ślubny degustował
ciemne piwo (którego nie było niestety w wersji „na wynos”, ja
piłam aromatyczną latte. Spoglądaliśmy na pobliskie Sokoliki i
opowiadałam, jak podjeżdża się tę trasę i co się wtedy czuje.
Rozmawiając tak, zaproponowałam wycieczkę nad Kolorowe Jeziorka.
Miejsce atrakcyjne, a my tam jeszcze nigdy nie byliśmy.
Po degustacji piwa przez Ślubnego, ja
przejęłam kierownicę. Trasę znałam doskonale- przejechałam ją
wielokroć w czasie maratonów, jechałam więc pewnie, co nieco
frustrowalo Ślubnego- trasa jest w końcu kręta i wąska. Po
kilkunastu minutach dojechalismy do Wieściszowic i zaparkowaliśmy
na najwyższym parkingu, który usytuowany jest w wyrytej w ziemi
dziurze (pewnie też pozostałość po wyrobisku). Po uiszczeniu
opłaty za luksus zostawienia tu samochodu (jedyne 10 zł) mogliśmy
iść zwiedzać. Już na pczątku przeraziła mnie ilość samochodów
na kolejnych parkingach i ruch na trasie. Chyba nie spodziewałam się
takiego tloku w Rudawach Janowickich!
Idąc wytyczoną ścieżką, dotarliśmy
do Żółtego Stawu- najmłodszej dziury wśród hałd. Ze względu
na suszę panującą w górach stawek przybrał raczej buro-błotną
barwę. Z szlaku spojrzeliśmy w dół, widząc już czekające nas
za chwilę atrakcje. Jakoż po kilkdziesięciu metrach naszym oczom
ukazało się najatrakcyjniejsze miejsce trasy- Purpurowe Jeziorko.
Powstało ono w w miejscu wyrobiska najstarszej z kopalń. „Nadzieja”
działała tu od 1785 roku i wydobywano w niej piryt, stąd rdzawe
zabarwnienie wody. Jeziorko połączone jest tunelem z Żółtym
Stawkiem, znajdziemy tu także kilka niewielkich jaskin i stromych
przejść. Miejsce niesamowicie atrakcyjne i widowiskowe, niestety
źle oznakowane i niezabezpieczone. Mam wrażenie, że pomyslodawcy
ścieżki dydaktycznej nie przewidzieli najazdu takiej rzeszy
zwiedzajacych, którzy na niełatwą chwilami trasę wybierają się
w japonkach i sandałkach.
Spotykaliśmy ludzi zupełnie
nieprzygotowanych do chodzenia po śliskim, sypkim terenie oraz
skałkach. Atrakcja przyciąga też rodziny z małymi dziećmi, które
puszczone samopas stwarzają niebezpieczne sytuacje. Trochę klucząc
po wyrobisku „Nadzieja” dotarliśmy do Wąwozu Sztolni, skąd
udało nam się wydostać z powrotem na szlak. Nim dotarliśmy do
Szmaragdowego Jeziorka, będącego pozostałością po wyrobisku
„Nowe Szczęście” z 1793 r. Kolor wody- od niebieskiego po
zielony spowodowany jest zwązkami miedzi. Nad jeziorkiem
przygotowano przestronne miejsce do odpoczynku. Aby dotrzeć do
ostatniego z jeziorek, trzeba przejść ok. 1 km stromo w górę.
I... prawdę mówiąc można Zielony Stawek przegapić, bo jest on
jedynie niewielką kałużą, która w czasie suszy całkiem wysycha.
My mieliśmy o tyle szczęście, że na dnie wyrobiska „Gustaw”
zobaczyliśmy odrobinę błotnistej mazi.
Nie zdecydowaliśmy się na wejście na
Wielką Kopę- było bardzo ciepło i Ślubny nie miał ochoty na
dalszą marszrutę. Nie pokazałam więc mu także Przełęczy
Rędzińskiej, o której tak chetnie opowiadają rowerzyści. Byliśmy
już dosyć głodni, nie zdecydowaliśmy się jednak na postój przy
Purpurowym Jeziorku, gdzie usytuowane jest „centrum
gastronomiczne”, gdyż żadne z nas nie miało ochoty na grillowane
kiełbaski jedzone w tłoku.
Obiad zjedliśmy na rynku w Jeleniej.
Potem już tylko szybkie zakupy w Castoramie i mogliśmy wrocić do
domu.
Podsumowując- Kolorowe Jeziorka są
niesamowicie ciekawym miejscem, jednak jeśli opiekujące się nim
stowarzyszenie nie opanuje bezkarnie włażących wszędzie turystów,
to niedługo jeziorka zostaną zadeptane, zarzucone śmieciami albo
dojdzie do wypadku.
Ja już nie mogę patrzeć na tych pseudo turystów, którzy mają za nic jakiekolwiek reguły. Dopiero jak wydarza się jakieś zdarzenie jest wiele krzyku. Wszyscy są winni tylko nie sprawcy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja reaguję alergią na bezmyślność tzw. stonki. Porażająca jest ignorancja wypoczywających w każdym miejscu. Nad morzem dzieje się to samo- łażą po wydmach i po falochronach, kąpią się przy czerwonej fladze, a potem krzyk, że ratownika nie było.
OdpowiedzUsuńMacie rację, drogie panie. Takie lekceważenie logicznych i prostych, zdawałoby się, zasad bezpieczeństwa widzę też u siebie w pracy, w lunaparku. Najgorsze jest oczekiwanie tych ludzi, że ktoś za nich pomyśli, ktoś ich przypilnuje, poprowadzi za rękę, i – jeśli wejdą w kałużę – ktoś im zapłaci odszkodowanie za straty, także te moralne, oczywiście.
OdpowiedzUsuńAniu, Janek opowiadał mi dużo dobrego o stawach i okolicy, ale jakoś nie było okazji do tej pory…
Tak, Krzysiu, bo najłatwiej na kogoś przerzucić odpowiedzialność. Jeziorka są cudne, a Janek na pewno widział je bez tej chmary ludzi.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś w końcu uda Ci się skosztować tego chłodnego piwka ;) Lubię takie miejsca i browary w których na miejscu waży się piwo. Dalsza część wycieczki równie interesująca. Szczególnie te małe, urocze jeziorka. Szkoda tylko, że ludzie nie potrafią docenić tych darów natury i zamiast dbać o nie, to je niszczą.
OdpowiedzUsuńBezmyślność stonki jest porażająca. Dlatego nie lubię udawać się w popularne miejsca w niedzielę. Kolorowe jeziorka odwiedzałem kilkakrotnie i z doświadczenia wiem, że ciekawiej jet tam wiosenną porą.
OdpowiedzUsuńAdo, no właśnie, szkoda, że ludzie nie doceniają!
OdpowiedzUsuńJanku, wiedziałam, że przywołany do tablicy, na pewno sie odezwiesz!