O gierczyńskich grzybach i
wrocławskich krasnalach
Gdy Ślubny oświadczył, że w piątek
jedziemy do Wrocławia odwiedzić dziewczyny, wpadłam w niewielką
panikę: „jak to jedziemy? A ja mam tylko jeden słoiczek grzybków
w occie dla mojego zięcia????”
Od kilku dni wszyscy bywalcy tutejszych
lasów utwierdzali mnie w przekonaniu, że grzybów brak. Ja jednak,
jak ten niewierny Tomasz postanowiłam sama sprawdzić. Tym bardziej,
że przecież znalazłam już garść kurek i jednego dorodnego
kozaka.
Spacer zaczęłam od mojego ulubionego
kurkowego miejsca, które jak zwykle mnie nie zawiodło i pozwoliło
zebrać ok. litra pomarańczowych kurek oraz... kolejnego kozaka. Nie
one jednak wzbudziły moje zainteresowanie, a … czerwony intruz
przypominający czapkę Stańczyka, jak zauważyła jedna z moich
facebookowych znajomych. Dobrze, że owych znajomych na facebooku
mam, bo szybko dowiedziałam się, że mój cudak to okratek
australijski przybysz z wyspy, któremu bardzo się u nas podoba.
Przybysz najpierw wygląda jak oślizłe jajo, a potem jak czerwone
ufo. Przy okazji na fb odbył się samozwańczy festiwal nazw dla
dziwaka: od wspomnianej już czapki Stańczyka, przez ośmiornicę, kosmitę, obcego ósmego pasażera i... to co po nosicielu ósmego pasażera
zostało.
No tak, ale jeden kozak i kurki to
jeszcze nie grzyby ;) Należało iść wyżej na stoki Blizbora. No!
I tu nazbierałam cudne podgrzybki, prawdziwki i maleńkie kozaczki.
Do kolekcji był jeszcze maślaczek i sitarz. Wszystkie drobne,
idealne do małych słoiczków dla Maćka.
Trochę robaczywków zostawiłam w
lesie, w tym cudnego prawdziwka, który jednak był strasznie
zjedzony przez robaczki. O niejadalnych i trujących okazach nie
wspominam, bo tych było mnóstwo!
Zadowolona wróciłam do domu. Wiedząc
jednak, że trzeba słoiczki zagotować, przygotowałam jeszcze Gui
kilka porcji szczawiu z czosnkiem. Trzeba przyznać, że szczaw na
łące mamy w tym roku mięsisty i aromatyczny!
W piątek te i inne słoiki
zapakowaliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Wrocławia, gdzie dziewczyny je sobie podzieliły. Spędziliśmy tam przyjemny dzionek, czemu jednak było aż tak
gorąco?
W ramach zwiedzania miasta przeszliśmy
się do Parku Południowego, a potem odwiedziliśmy kilka
wrocławskich krasnali. Niektóre były mi jeszcze nieznane.
Największym zaskoczeniem okazał się jednak okaz stojący prawie na
obrzeżach miasta, niedaleko osiedla Gui. Szczerzący zęby Krasnal
zdobi centrum stomatologiczne :)
Wrocław jest pięknym miastem, ale my z
ulgą wysiedliśmy po wycieczce przed Domkiem pod Orzechem, gdzie
chłodny wiatr przyniósł prawdziwą przyjemność.
Jak to się człowiekowi upodobania
zmieniają...
Pamiętam, gdy przeprowadziłam się na
Pomorze, to przez dwa lata latem nie wkładałam moich letnich
sukienek, bo wiecznie było mi zimno - na Śląsku przyzwyczajona byłam
do upału, duchoty i bezwietrznej pogody. A teraz ta pogoda mi
przeszkadza i cieszę się z powiewów chłodnej bryzy.
U nas w parku też można było spotkać to szkaradzieństwo, co bardzo brzydko pachnie.
OdpowiedzUsuńA Wrocławia mimo swojej pięknoty w te upalne dni nie polecam. Pozdrawiam
A jednak opłacało się nie słuchać innych i samemu sprawdzić czy są grzybki czy nie :) Czapka stańczyka bardzo fotogeniczna, jeszcze takiej nie widziałam :)
OdpowiedzUsuńTyle grzybów! Ojej, jak ja Ci zazdroszczę grzybobrania, Anno!
OdpowiedzUsuńKrasnale są wspaniałym pomysłem na zwiększenie atrakcyjności miasta, stworzenie w nim czegoś nietypowego, oryginalnego. Słyszałem, że są już wydawane przewodniki trasą krasnali, że ludzie przyjeżdżają by je oglądać. Widziałem kilka zdjęć, pamiętam krasnala z wielkim nochalem siedzącym z taką miną za kratami, że aż żal brał.
Powinienem wybrać się do Wrocławia.
A Czapki Stańczyka trzeba się bać. Tacy przybysze z innych rejonów świata mogą okazać się uprzykrzeni u nas.
We Wrocławiu nawet w upał jest pięknie. Są parki i skwery a w niektórych jak park Wschodni bywa pustawo i spokojnie. Nad Odrą bywa nawet chłodna bryza od wody.
OdpowiedzUsuńKrasnale to chyba pomysł z naszych młodych lat i czasu przemian - Pomarańczowej Alternatywy itp. po czasie stały się krasnale produktem turystycznym. Znak czasu.
Jednak masz rację w cieniu drzew obok swojego domu to zupełnie co innego. Koziarnia mam nadzieję będzie ocieplona w Górach bywa zimno czasami.
Aleksandro, z komentarzy pod zdjęciem na fb wynika, że grzyb szybko się rozprzestrzenia po Polsce,co wcale mnie nie cieszy, bo może zagrażać rodzimym gatunkom.
OdpowiedzUsuńPieruńskie maszkiety, zawsze opłaca się wyjść do lasu. Nigdy nie wracam z pustymi rękami. Okratek jest bardzo fotogeniczny, ale śmierdzi.
Krzysiu, jest mapa krasnali i przewodnik, i strona w internecie. Ciekawy produkt turystyczny. Ważne, że każdy wrocławianin może sobie takiego krasnala ufundować, zapewniając sobie reklamę (czego przykładem jest ten przy centrum stomatologicznym).
Wiesz, Andrzeju, przez lata odzwyczaiłam się od upałów i ten wrocławski mocno mi doskwierał, Park Południowy nie był tak pełny jak się obawialiśmy, ale daleko było mu do mojej gierczyńskiej ciszy. Możesz mieć rację z tą Pomarańczą Alternatywą.
OdpowiedzUsuńTak. Koziarnia będzie ocieplana, choć, jak twierdzą autochtoni, to na naszej górce jest cieplej niż w dolinie.
Suuuper! :) Jak dla mnie to na pierwszy rzut oka właśnie czapka Stańczyka... :D
OdpowiedzUsuńMojej mamie znajomi też mówią, że grzybów nie ma. I wydaje mi się, że ludzie specjalnie tak gadają, żeby nie mieć konkurencji w zbieraniu... :D