Pogórze ukryte było jeszcze w głębokim cieniu. Stałam poniżej Kufla i obserwowałam, jak pierwsze promienie odbiły się od ruin zamku Gryf, oświetliły białe wieże Gryfowa, wreszcie liznęły Mirsk. wtedy też biała słoneczne kula zaczęła prześwitywać między drzewami przełęczy pod Stożkiem. Na mojej łące nadal panował cień. Mimo to ruszyła do swoich kóz i wyprowadziłam je na pastwisko.
Zaczął się dzień.
Wizyta w mieście
Wystrojona jak stróż w Boże Ciało ( tak, tak, nawet makijaż zrobiła, choć pod okularami jest mało widoczny) wybrałam się na cotygodniowe zakupy do miasta. Włożyłam swój ulubiony, choć wysłużony płaszcz, narzuciłam komin wydziergany zimą i pojechałam po sąsiadkę. To taki nasz sobotni rytuał - wspólny wyjazd do Mirska.Najważniejsze jest w nim oczywiście buszowanie o targowisku, o którym już pisałam już nieraz (klik)Najpierw spożywka w DINO, potem promocje w Biedronce i można oddać się ulubionej czynności- spacerowi między stoiskami na targowisku.
Zakupy na targowisku w Mirsku
Kilka dni ładnej pogody skłoniły wystawców do licznej obecności, było więc w czym przebierać. Nie miałam konkretnych potrzeb. Przyjrzałam się kilku naprawdę ładnym koszulowym bluzkom ( niestety o jeden rozmiar za dużym), podotykałam ciepłe swetry. Na razie jednak nie mam potrzeby uzupełniania szafy. Długo się trzymałam... Poległam dopiero przy filiżankach! Tylu piękności w jednym miejscu dawno nie widziałam. Patrzyłam jak urzeczona!Skompletowałam talerzyk śniadaniowy, talerzyk pod filiżankę i damą filiżankę w piękny zielony listeczkowy wzór i... bu... rozczarowanie. Filiżanka jest pęknięta :( Odłożyłam. Zamiast tego kompletu wypatrzyłam maleństwo do espresso. Za całe 4 złote stałam się posiadaczką kolejnej filiżanki do kolekcji . Jejku! Żebym tylko miała już odpowiedni mebel, aby te moje filiżaneczki poustawiać i cieszyć nimi oczy!
Zakupy budowlane na wesoło
Z takim zakupem wróciłam do samochodu, gdzie już czekała sąsiadka. Jeszcze tylko garść wkrętów ( tak, tak Ślubny polecił mi kupić GARŚĆ wkrętów), więc zrobiłam z siebie blondynkę i trzymając prawdziwego bretnala ( 16 cm długości) poprosiłam o garść podobnych. W domu dowiedziałam się, że to miała być garść Ślubnego, nie moja. A propos blondynki, to w sumie nie usze jej z siebie robić, bo ruda farba już dawno się zmyła i teraz, jak pewnie zauważyliście, jestem już prawdziwą Blondi z siwo-białymi pasemkami. A wyglądać musiałam albo wystrzałowo, albo osobliwie, bo w mieście obcy faceci mi się kłaniali a ja nijak nie potrafiłam sobie przypomnieć, by tego, czy owego skądś znała.Kawa w nowej filiżance
Po powrocie do Domku pod Orzechem od razu porządnie umyłam mój nowy nabytek i przygotowałam aromatyczne espresso z kolejnej z kaw z palarni MK Fresh. Subtle Harmony jest nieco mocniejsza od Master i posiada ledwo wyczuwalną kwaskową nutę ( na etykietce określoną jako brzoskwiniowa) Te walory sprawiają, że idealnie sprawdza się przy przygotowywaniu właśnie espresso.
W południe zabrałam się za gotowanie, smażenie i na kręceniu się po kuchni zszedł mi prawie cały dzień.
A jeśli ciekawi jesteście, co jeszcze kupuję i jak za to płacę, to zapraszam do obejrzenia kolejnego filmiku.
Witaj
OdpowiedzUsuń"poszarpane chmurki wyglądały zachęcająco, więc zamiast pić poranną kawę wyskoczyłam z aparatem na łąkę. Zdążyłam akurat na moment, gdy schowane jeszcze za Tłoczyną słońce podświetlało żółtoróżowe obłoki"
Takie rzeczy tylko w Gierczynie.
Może to był swoisty urodzinowy prezent od natury. Paleta barw, pastelowe jesienne niebo prześwietlone promieniami słońca - specjalnie dla Ciebie.
A ode mnie w dniu urodzin wiele ciepłych myśli, spokoju i wytchnienia w wybranej samotni. Niech każdy kolejny dzień niezmiennie przynosi radość Tobie i bliskim a kawa smakuje w nowej filiżance jak w najlepszej wiedeńskiej kawiarni.
Choć tam nie ma tak pięknych widoków.
Piękne widoki. Zazdroszczę, bo ja na co dzień nie mam takich. Mieszkam w dużym bloku. Obok inne bloki. Zieleń wciąż nam redukują jakby bloki, markety i inne sklepy były ważniejsze.
OdpowiedzUsuńFiliżanki też na pewno urocze. Pewnie herbata w nich smakowita. Ja bardzo lubię zieloną jaśminową. A na zakupach poległabym na książkach w pierwszej kolejności. Tak bardzo je lubię.
I blog dobrze się prezentuje.
Podziwiam hart ducha, by fotografować naturę bez uprzedniego wypicia kawy. Pierwszy komentator zasugerował, że masz Urodziny, w takim razie najpiękniejsze życzenia STU LAT. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękne widoki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Andrzeju! Kawa smakuje wyśmienicie. Wychodzi w niej świetne espresso.
OdpowiedzUsuńAniu, do niedawna mieszkałam w mieście. Małym, ale jednak. Przez okno widziałam telewizory sąsiadów. Teraz mam właśnie takie cuda. Herbata w moich filiżankach to napój bogów. Pijam sporo ziół, a jaśminową uwielbiam! Książki też kupuję namiętnie, ale czasem udaje mi się przekonać samą siebie, że są biblioteki.
Iwono, dziękuję za życzenia!
Joanno, tak. Są piękne!
Och! kraciaste koszule, moje najulubieńsze, chyba wszystkie mam w kratkę:-)
OdpowiedzUsuńNo i grzebaki z różnościami, każdy znajdzie coś dla siebie, a już znalezisko za małe pieniądze cieszy po wielokroć; pozdrawiam serdecznie.
Aniu, czy aby kot nie dobiera Ci się do ciacha?
OdpowiedzUsuńWcale a wcale nie jesteś blondynką, skoro wiesz, co to jest bretnal. Ja na przykład nie wiem. Ciekawe, co Ślubny przykręca tak długimi wkrętami.
Espresso w malutkiej i zgrabniutkiej filiżance? Zachęcające wyobrażenie.
Mario, tak myślałam, że nie zostaniesz obojętna na takie targowiskowe znaleziska.
OdpowiedzUsuńKrzysiu, ano dobiera! Nagminnie i nachalnie! Pewnie, że wiem, to z Pani Twardowskiej: "a w każde maku ziarenko wbij mi takie trzy bretnale." A Ślubny skręca koziarnię!
No espresso pyszne!