Kiedyś pies miał pana, dni spędzal na 3metrowym łańcuchu przy budzie i obszczekiwał każdego, kto szedł drogą. Jadł to, co jego właściciel- chleb i kurczaka. Ale pewnego dnia właściciel (mieszkający w starym przysłupowym domu, o którym pisałam niedawno <klik>) rozchorował się i nie mógł wyprowadzać zwierzaka na dwór. Zamknął go w komórce i raz dziennie karmił albo i nie, bo jak rozbolały go nogi to pewnie i nie zszedł po stromych schodkach do psa.
Potem właściciel właścicel zmarł. Nagle okazało się, że pies ma dom, ale jest bezpański. Jako najbliżsi sąsiedzi dokarmialiśmy zwierzaka w czasie choroby i hospitalizacji jego pana. DOkąłdniej, to dwa razy dziennie Ślubny uchylał drzwi do komórki i rzucał jedzenie. Gdy pies się nim zajął łapał wiadro i wlewał psu wodę do miski.I tak przez kilka tygodni. Powoli pies przestawał na Ślubnego warczeć, ale nie pozwalał do siebie podejść. A potem w komórce obok zamieszkały nasze kozy i... pies zaczął się "uspołeczniać". Udawało się go zapiąć do łańcuszka i wyprowadzić na dwór. Szedł jednak powoli, bujając się na krzywych, schorowanych nóżkach. Żal było patrzeć.
I wtedy fersztlowa społeczność podjęła decyzję, że tak dalej być nie może! Nie chcieliśy oddać zwierzaka so schroniska, bo co czekałoby takiego staruszka w schronisku? No, pewnie ciepły kojec, ale nic więcej.
Zatem pies został na Fersztlu. Jedni sąsiedzi kupili mi jeść, drudzy, zawieźli do weterynarza. Wyjazd do weterynarza to była cała wyprawa, bo brudne i cuchnące zwierzę zostało wsadzone do dużej klatki i przewiezione przez sąsiada do Świeradowa. Dwóch facetów wiozło jednego niedużego psa, bo nikt nie był pewien, jak pies zareaguje. Młody, sympatyczny weterynarz, gdy usłyszał psią historię leczy zwierzaka za darmo!
Nam, jako najbliższym sąsiadom przypadła stała opieka nad Piesiem, tak tak... z powodu braku imienia został Piesiem. Warto dodać, że w niczym nie przypomina złego psa z opowieści. To przymilne stworzonko, łaszące się i domagające pieszczot (tylko jak tu wymiziać takiego brudasa?) Gdy Piesio został odrobaczony, zaczął przyjmować antybiotyki, stwierdziłam, że czas go wykąpać. Ech! szkoda, że nie widzieliście jego zachowania w wannie! Najpierw kręcił się zdezorientowany wreszcie, gdy ciepła woda sięgnęła mu do brzucha, położył się na boku i ze stoickim spokojem pozwolił się dokładnie wyszorować! Skóra na grzbiecie, drapana z powody pcheł albo stresu, powoli goi się, ale widać, że jeszcze go swędzi.
Dzisiaj Piesio przeprowadził się do czystej zagródki w nowo wybudowanej koziarni (koziarnię pokażę za kilka dni, gdy Ślubny wykończy wnętrze)
W jednym boksie zamieszkały kozy, w drugim Piesio. Dzień także spędza już blizej nas- przeniosłam w pobliże koziarni jego budkę (nową panowie wybudują, jak będą mieli więcej czasu), wymieniłam ciężki łańcuch na mocny długi sznurek. Codziennie pozwalał mu też trochę pobiegać, bo po zaaplikowaniu antybiotyku zwierzak nabrał wigoru i truchta na tych swoich krzywych łapkach, kiwając się przy tym pociesznie. Gdy kręcę się po obejściu może na mnie patrzeć, czasem zaszczeka, prosząc, bym poswięciła mu trochę czasu.
Mam nadzieję, że będzie mu tam się dobrze mieszkało.
P.S. Zdjęć jest niewiele, bo Piesio jest bardzo ruchliwy, takie psie ADHD, kręci się w kółko, podskakuje, wierci, ucieka z kadru.
Edit: 5.12.2017 Piesio w południe odszedł do psiego raju. Cichutko, bez jęku. Wczoraj jeszcze biegał po śniegu, łasił się, tulił do rękawiczki. Dziś rano wyglądał na sparaliżowanego. Siedziałam przy nim i głaskałam po głowie. Zasnął i już się nie obudził.
Super, że Piesio trafił na wspaniałych ludzi :)
OdpowiedzUsuńKrys Tek, nawet nie wiesz, jak ważne było dla nas, że zjednoczyliśmy się w tym łańcuszku pomocy Piesiowi.
OdpowiedzUsuńSerce mi się kraje gdy czytam takie opowieści. Cieszę się, że ta zakończyła się szczęśliwie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Jak dobrze, że są takie optymistyczne historie. Brawo Aniu. Piesio będzie szczęśliwy.
OdpowiedzUsuńAż się serce raduje jak słyszy się o ludziach, którzy potrafią wyciągnąć pomocną dłoń do zwierzęcia :)
OdpowiedzUsuńSuper Aniu, że zajęliście się tym Piesiuniem. Zwierzęta potrzebują nas a my ich.
OdpowiedzUsuńAniu, przywracasz mi wiarę w ludzi:-)
OdpowiedzUsuńWzruszająca historia, piszę szczerze, i tak opowiedziana, że poczułem sympatię do psiny.
OdpowiedzUsuńDo jego nowej pani poczułem dużo wcześniej. :-)
Miło czyta się Wasze komentarze, a przecieżto taki zupełnie zwyczajny, ludzki gest :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Trafił piesek na emeryturę. Czasami są szczęśliwe zakończenia smutnych opowieści.
OdpowiedzUsuńCzytałem historię Piesia i kilkakrotnie pociągałem nosem.
OdpowiedzUsuńPies jest przyjacielem człowieka i człowiek powinien być przyjacielem psa.
Andrzeju,trafnie to ująłeś!
OdpowiedzUsuńJanku, nas też ta Psina wzrusza.