Przez wiele lat wychodziłam na poranny sacer z psem. Szło się do parku albo za działki. Teraz Koki wychodzi kiedy chce i chodzi gdzie chce, a ja wychodzę na spacery z ... kozami. Jesienią Pawetta i Jenefer pasły się całymi dniami na łące przypięte łańcuszkami. Teraz, gdy spadł śnieg, wychodzimy na ok. półgodzinny spacer po okolicy. Kozy biegają luzem, przy czym nie oddalają się zbytnio i reagują na wołanie. Ot takie psiaki z różkami i kopytkami.
Na razie nie oddalamy się zbytnio od domu, odwiedzamy pobliskie łąki i zadrzewienia na Kuflu.
I choć czasem wieje i śnieży, kozom nie przeszkadza to w dokazywaniu. Podskakują, biegają i wyjadają spod śniegu listki jeżyn , suchą trawę, obgryzają gałązki.
A jeśli Wam mało zdjęć z kozami, zapraszam do koziej galerii:
Kozy
Bo kto powiedział, że na spacery tylko z psem;)
OdpowiedzUsuńFajne te Twoje Kozy!
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
a to Ci fajne spacery masz...już wiem dlaczego zawsze lubiłam kozy:):):)
OdpowiedzUsuńTo rozumiem. W mieście takich spacerów nie ma. Co najwyżej Paniusie z kotem spotkasz czy oswojonego szczura w fontannie.
OdpowiedzUsuńFajne te twoje "pieski" a i spacery przeurocze.... Myślę, że my też kiedyś będziemy hodować kozy :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam o naleśnikach z budyniu - jutro wypróbuję ten przepis!
Pozdrawiam, Iwona.
Na kilku zdjęciach rzeczywiście wyglądają jak rogate psiaki. Wesoło mi, gdy tak na nie patrzę :)
OdpowiedzUsuńAle kino! Mam nadzieję zobaczyć ten widok. :-)
OdpowiedzUsuńPrzypomniała mi się nasza rozmowa o kurach i jajkach: myślę, że będziesz mogła powiedzieć, iż masz mleko od radosnych kóz.
Agnieszko, fajne, wiem.
OdpowiedzUsuńLojal Pat. Też mi się zawsze podobały, ale nie podejrzewałam, że są aż tak słodkie!
Andrzeju, i to jest właśnie wyższość wsi nad miastem.
Pełnoletnia, warto marzyć! W naleśniki to specjalność mojej córki. Polecam, skoro jej smakują, to muszą być pyszne!
Marchevko, taki spacer to sama radość!
Krzysiu, mam nadzieję, że jak nas odwiedzisz,to będzie akurat pogoda na taki spacer! A kozy są bardzo radosne!
Już przy wpisie o finansach zastanawiałam się, co to za zwierzątko spaceruje po śniegowych połaciach, a to kózka, bo przecież Twój pies jest czarny:-) kiedyś zeszli do nas sąsiedzi, a z nimi do towarzystwa kozy, przepocieszne, tylko trzeba je było pilnować, bo zabierały się za krzaki borówek:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNo chyba żartujesz... to wszystko?! Gdzie kolejny pierdylion zdjęć? (tamte już widziałam)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem... powinnam Was odwiedzić i zobaczyć dziewuchy na własne oczy.
Ale jednego jestem pewna: nie mogłam znaleźć dla nich lepszych rąk. Dziękuję :)
Mario, kozy uwielbiają wchodzić"w szkodę". Moje puszczone wolno tylko patrzą, by wpaść w zagon jarmużu! Ale też, jak napisałaś są pocieszne. Ślubny twierdzi, że rozpoznają mój głos nawet w telefonie. Zaczynają beczeć dopiero, gdy mnie słyszą.
OdpowiedzUsuńInkwi, no pewnie, że musisz przyjechać!