Tym
razem Khalo, nie kot.
Na
wystawę „Frida
Kahlo i Diego Rivera. Polski kontekst” planowałyśmy wybrać się
jak tylko pojawiła się informacja na jej temat. Pierwotnie
rozmawiałam z mamą, ostatecznie pojechałam z Marzenką, bo mama
nie mogła. Pierwszy z planowanych styczniowych terminów musiałyśmy
przesunąć, gdyż bilety internetowe przestały być już dostępne,
a nie chciałyśmy jechać w ciemno. I tak na wystawie zjawiłyśmy
się na trzy dni przed jej zakończeniem czyli 18 stycznia. Jak się
okazało był to chyba najgorszy możliwy termin tej zimy. Bo zima
była właśnie wtedy. Pociąg do Poznania miał godzinę opóźnienia
i z ulgą odetchnęłyśmy, że wybrałyśmy wcześniejsze
połączenie, które dawało nam dwie godziny zapasu, gdyż bilety na
wystawę kupowane były na konkretną godzinę wejścia. Historią
świata była jednak dopiero podróż powrotna. W pociągu zamiast
trzech spędziłyśmy...pięć godzin. I nie można powiedzieć, że
pociąg przez te 5 godzin jechał. Z powodu remontu torowiska i
opóźnienia złapanego już od początku staliśmy np. 40 minut
przed samym Lesznem. Było to o tyle przykre, że w domu byłam przed
północą, a o czwartej wstawałam do pracy.
Wracając
jednak do samego Poznania...
Fanny Rabel "Martwe drzewo" |
Wystawa
prezentowana była w Centrum Kultury Zamek, gdzie kiedyś byłam
chyba na wystawie impresjonistów z rodzicami („chyba”, gdyż
było to baaaardzo dawno i nie mam pewności). Przed wystawą
zdążyłyśmy jeszcze przejść się na pobliski plac budowy na
remontowanej ulicy i obejrzeć sobie CKZamek wewnątrz oraz podjąć
decyzję, ze po wystawie idziemy na coś słodkiego do znajdującej
się na samej górze kawiarenki (brownie z orzechami za 5 zł? Mega!
Smakowało jak nutella).
Wystawa
składała się z dwóch części – pierwszą były obrazy Fridy
Khalo i Diego Riviery oraz kilka fotografii, drugą stanowiły
wspominane w tytule wydarzenia konteksty. Przeszkadzały mi trochę
krzyczące przewodniczki grup i tłum niejednokrotnie utrudniający
spokojną kontemplację wybranych prac. Marzenka miała podobne
odczucia. Na szczęście przy ekspozycji dotyczącej polskich
kontaktów meksykańskiej pary artystów było już luźniej. Żałuję,
że nie miałam możliwości w spokoju przyjrzeć się kilku obrazom,
które wzbudziły moje zainteresowanie. O ile część twórczości
Fridy znałam już wcześniej, o tyle malarstwo Diega było mi
dotychczas obce i nie przypadło mi szczególnie do gustu. Jestem w
stanie docenić monumentalność jego murali, ale nie jest to ten
sposób przedstawienia i patrzenia na rzeczywistość, który budzi
mój zachwyt i największe zainteresowanie. W malarstwie Fridy w
czasie wystawy uderzyło mnie jedno – jak piękną była kobietą
według fotografii. Na swoich obrazach wprowadzała niewielkie zmiany
swojego wizerunku, a jednak w sposób ogromny wpływają one na
odbiór całości. Kilka niuansów zmienia jej wizerunek.
Mariana Yampolsky "Odpoczynek" |
Wśród
polskich kontekstów znalazły się prace uczniów artystki, w tym
Polki Fanny Rabel, fotografie Berenice Kolko oraz ekspozycja
poświęcona Wystawie Sztuki Meksykańskiej z 1955r. Później był
czas na pamiątkowe selfie na tle dużego plakatu promującego
wydarzenie, na coś słodkiego, spacer po starówce, wizytę w
Browarze na obiedzie i odwiedziny u znajomego mechanika rowerowego. W
międzyczasie zaczął sypać gęsty, ciężki mokry śnieg. Marzenka
postanowiła się schronić przed nim w tramwaju i zobaczyć tunel
tramwajowy (we Wrocławiu nie ma), ja skierowałam się do Muzeum
Narodowego odwiedzić Stasia (Wyspiańskiego) i Jacka
(Malczewskiego), ale niestety pocałowałam klamkę – pierwotnie
miałyśmy jechać w piątek i to na ten dzień tygodnia sprawdziłam
godziny otwarcia placówki. Różniące się niestety od tych
czwartkowych znacznie. Wobec powyższego przez kolejną godzinę
szlifowałam bruki na Poznańskiej starówce szukając miejsca, gdzie
będę chciała wypić kawę i zjeść ciastko. Ostatecznie zrobiłam
to w Avenidzie w towarzystwie Marzenki i jej kolegi z liceum.
Pierwszym skojarzeniem (podejrzewam większości mam) po tytule posta było "będzie reklama aspiratora do nosa" :) Frida :) Jakże się zdziwiłam treścią posta :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWiesz jak to jest - im więcej czasu tym właściwie mniej... zaplanuj sobie tego Wyspiańskiego;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Czesławo, gratuluję szlachetnych zainteresowań.
OdpowiedzUsuńPowiedz mi, proszę, czy porównanie ciasta do nutelli było pochwałą czy naganą? Pytam, bom zielony zupełnie.
W związku z opóźnieniem pociągu przypomniała mi się niedawna wieść z Japonii: tam pociąg odjechał 10 czy 15 sekund przed czasem i zrobiono z tego wielkie halo.
Przy porównaniu do naszej kolei widać wyraźnie dwa światy.
moja siostra tam była i wróciła zachwycona..Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmoja siostra tam była i wróciła zachwycona..Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtriharts Takie skojarzenie zupełnie nie przyszło mi do głowy! Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko zaplanuję z pewnością. Kogo, jak kogo, ale Stasia nie odpuszczę! Pozdrawiam ze słonecznego dziś Wrocławia
Krzysztofie - jak najbardziej pochwałą Nutella to jak czekolada - wszystko rozumie i nie zadaje pytań. ;) Do nieterminowości kolei w Polsce już przywykłam, zwykle nawet nie przeszkadza mi to tak bardzo, ale świadomość porannej zmiany kolejnego dnia sprawiła, że te nadliczbowe godziny w pociągu zabolały.
Loyal - mi zabrakło trochę przestrzeni i spokoju do podziwiania dzieł, ale jestem zadowolona, że pojechałam. Pozdrawiam także :)