środa, 24 stycznia 2018

Frida.

Tym razem Khalo, nie kot.

Na wystawę „Frida Kahlo i Diego Rivera. Polski kontekst” planowałyśmy wybrać się jak tylko pojawiła się informacja na jej temat. Pierwotnie rozmawiałam z mamą, ostatecznie pojechałam z Marzenką, bo mama nie mogła. Pierwszy z planowanych styczniowych terminów musiałyśmy przesunąć, gdyż bilety internetowe przestały być już dostępne, a nie chciałyśmy jechać w ciemno. I tak na wystawie zjawiłyśmy się na trzy dni przed jej zakończeniem czyli 18 stycznia. Jak się okazało był to chyba najgorszy możliwy termin tej zimy. Bo zima była właśnie wtedy. Pociąg do Poznania miał godzinę opóźnienia i z ulgą odetchnęłyśmy, że wybrałyśmy wcześniejsze połączenie, które dawało nam dwie godziny zapasu, gdyż bilety na wystawę kupowane były na konkretną godzinę wejścia. Historią świata była jednak dopiero podróż powrotna. W pociągu zamiast trzech spędziłyśmy...pięć godzin. I nie można powiedzieć, że pociąg przez te 5 godzin jechał. Z powodu remontu torowiska i opóźnienia złapanego już od początku staliśmy np. 40 minut przed samym Lesznem. Było to o tyle przykre, że w domu byłam przed północą, a o czwartej wstawałam do pracy.

Wracając jednak do samego Poznania...
Fanny Rabel "Martwe drzewo"
Wystawa prezentowana była w Centrum Kultury Zamek, gdzie kiedyś byłam chyba na wystawie impresjonistów z rodzicami („chyba”, gdyż było to baaaardzo dawno i nie mam pewności). Przed wystawą zdążyłyśmy jeszcze przejść się na pobliski plac budowy na remontowanej ulicy i obejrzeć sobie CKZamek wewnątrz oraz podjąć decyzję, ze po wystawie idziemy na coś słodkiego do znajdującej się na samej górze kawiarenki (brownie z orzechami za 5 zł? Mega! Smakowało jak nutella).
Wystawa składała się z dwóch części – pierwszą były obrazy Fridy Khalo i Diego Riviery oraz kilka fotografii, drugą stanowiły wspominane w tytule wydarzenia konteksty. Przeszkadzały mi trochę krzyczące przewodniczki grup i tłum niejednokrotnie utrudniający spokojną kontemplację wybranych prac. Marzenka miała podobne odczucia. Na szczęście przy ekspozycji dotyczącej polskich kontaktów meksykańskiej pary artystów było już luźniej. Żałuję, że nie miałam możliwości w spokoju przyjrzeć się kilku obrazom, które wzbudziły moje zainteresowanie. O ile część twórczości Fridy znałam już wcześniej, o tyle malarstwo Diega było mi dotychczas obce i nie przypadło mi szczególnie do gustu. Jestem w stanie docenić monumentalność jego murali, ale nie jest to ten sposób przedstawienia i patrzenia na rzeczywistość, który budzi mój zachwyt i największe zainteresowanie. W malarstwie Fridy w czasie wystawy uderzyło mnie jedno – jak piękną była kobietą według fotografii. Na swoich obrazach wprowadzała niewielkie zmiany swojego wizerunku, a jednak w sposób ogromny wpływają one na odbiór całości. Kilka niuansów zmienia jej wizerunek.
Mariana Yampolsky "Odpoczynek"
Wśród polskich kontekstów znalazły się prace uczniów artystki, w tym Polki Fanny Rabel, fotografie Berenice Kolko oraz ekspozycja poświęcona Wystawie Sztuki Meksykańskiej z 1955r. Później był czas na pamiątkowe selfie na tle dużego plakatu promującego wydarzenie, na coś słodkiego, spacer po starówce, wizytę w Browarze na obiedzie i odwiedziny u znajomego mechanika rowerowego. W międzyczasie zaczął sypać gęsty, ciężki mokry śnieg. Marzenka postanowiła się schronić przed nim w tramwaju i zobaczyć tunel tramwajowy (we Wrocławiu nie ma), ja skierowałam się do Muzeum Narodowego odwiedzić Stasia (Wyspiańskiego) i Jacka (Malczewskiego), ale niestety pocałowałam klamkę – pierwotnie miałyśmy jechać w piątek i to na ten dzień tygodnia sprawdziłam godziny otwarcia placówki. Różniące się niestety od tych czwartkowych znacznie. Wobec powyższego przez kolejną godzinę szlifowałam bruki na Poznańskiej starówce szukając miejsca, gdzie będę chciała wypić kawę i zjeść ciastko. Ostatecznie zrobiłam to w Avenidzie w towarzystwie Marzenki i jej kolegi z liceum.

Kolejne muzealne plany? Wyspiański w Krakowie. Wisi do 2019 roku – mam dużo czasu, zdążę. ;) 

6 komentarzy:

  1. Pierwszym skojarzeniem (podejrzewam większości mam) po tytule posta było "będzie reklama aspiratora do nosa" :) Frida :) Jakże się zdziwiłam treścią posta :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz jak to jest - im więcej czasu tym właściwie mniej... zaplanuj sobie tego Wyspiańskiego;)

    pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesławo, gratuluję szlachetnych zainteresowań.
    Powiedz mi, proszę, czy porównanie ciasta do nutelli było pochwałą czy naganą? Pytam, bom zielony zupełnie.
    W związku z opóźnieniem pociągu przypomniała mi się niedawna wieść z Japonii: tam pociąg odjechał 10 czy 15 sekund przed czasem i zrobiono z tego wielkie halo.
    Przy porównaniu do naszej kolei widać wyraźnie dwa światy.

    OdpowiedzUsuń
  4. moja siostra tam była i wróciła zachwycona..Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. moja siostra tam była i wróciła zachwycona..Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. triharts Takie skojarzenie zupełnie nie przyszło mi do głowy! Pozdrawiam cieplutko :)
    Agnieszko zaplanuję z pewnością. Kogo, jak kogo, ale Stasia nie odpuszczę! Pozdrawiam ze słonecznego dziś Wrocławia
    Krzysztofie - jak najbardziej pochwałą Nutella to jak czekolada - wszystko rozumie i nie zadaje pytań. ;) Do nieterminowości kolei w Polsce już przywykłam, zwykle nawet nie przeszkadza mi to tak bardzo, ale świadomość porannej zmiany kolejnego dnia sprawiła, że te nadliczbowe godziny w pociągu zabolały.
    Loyal - mi zabrakło trochę przestrzeni i spokoju do podziwiania dzieł, ale jestem zadowolona, że pojechałam. Pozdrawiam także :)

    OdpowiedzUsuń