-We wtorek jedziemy do Jeleniej Góry-
zadecydował Ślubny.
-Łał! To ci dopiero święto, bo
wyciągnięcie go gdziekolwiek spod naszego orzecha graniczy z cudem.
Tu jest szczęśliwy i już.
Co go zatem skłoniło do podjęcia tak
heroicznego wysiłku?
Otóż podjęliśmy trudną, a
jednocześnie jedyną słuszną decyzję o adopcji nowego psa. Po
odejściu Kokiego dom zrobił się jakby za duży dla nas dwojga.
Przez kilka dni przeglądaliśmy strony dwóch pobliskich schronisk
dla zwierząt. Wybraliśmy to w Jeleniej Górze, bo z jednego ze
zdjęć patrzył na nas 92G- młody kundelek czarno-podpalany. Nie
zakładaliśmy z góry, że ten i tylko ten, ale wystarczyło że
zobaczyliśmy go w boxie, by pokochać od pierwszego wejrzenia.
Formalności trochę trwały z powodu
kontroli w schronisku. Mieliśmy więc czas, by za zgodą pracownicy,
obejrzeć cały psi bidul oraz bliżej poznać naszego psa.
Schronisko mieści się na obrzeżach
miasta, w kilkudziesięciu klatkach schronienie znalazło ok. 70
zwierzaków- psów i kotów. Boxy są przestronne i czyste, jest też
sporo zieleni i ogrodzony „plac zabaw”. Pieski mają tu dobre
warunki (o ile można tak powiedzieć o osieroconych, bezpańskich
zwierzakach) Zauważyliśmy też ogromne zaangażowanie i troskę
opiekunów. Pani Ania potrafi scharakteryzować każdego
podopiecznego! (to ona jest autorką opisów na stronie internetowej
placówki)
Siedząc przed biurem,podpisaliśmy
umowę adopcyjna i mogliśmy nasze nowe dziecko, nazwane przez nas
Gringo, zabrać do domu.
Przez całą drogę kundelek kręcił
się na siedzeniu, a po wyjściu z auta od razu pobiegł do domu.
Tak, jakby mieszkał tu od zawsze. Pierwszego dnia trzymaliśmy go na
długim sznurku, żeby gdzieś się nie zawieruszył. Było to jednak
zupełnie zbędne działanie, gdyż Gringo nie odchodził od nas na
krok. Zabawnie wyglądało spotkanie z kozami- Pavetta od razu
pokazała, kto rządzi stadem. Z Yenefer dotknęli się noskami,
powąchali i hierarchia została ustalona.
Patrząc na naszego psiaka nie mogliśmy
się nadziwić, jak szybko zaaklimatyzował się w domu: ułożył
się dokładnie w tym samym miejscu, które lubił Koki, tam gdzie
Koki ułożył się też do snu.
W środę postanowiliśmy go nie
przywiązywać.
Do obroży doczepiliśmy nadajnik gps, gdyby pobiegł
za kimś lub za czymś. Zauważyliśmy, że nie ma najlepszego węchu,
więc nadajnik zda się niezbędnym gadżetem ( o funkcjonalności tego "zegarka" pisałam tu). Możliwe, że właśnie
tak stracił poprzednią rodzinę. Może pobiegł gdzieś podczas
wycieczki i nie znalazł drogi powrotnej? Bo trudno nam sobie
wyobrazić, że ktoś po prostu pozbył się tej chodzącej radości.
Gringo to prawdziwy wulkan energii.
Skacze, biega, uwielbia się łasić, lizać i nigdy nie ma dość
czułości!
Uwielbia aportować, co oczywiście
cieszy Ślubnego, który z przyjemnością rzuca psu patyk.
Mam też znowu kompana do spacerów po
łąkach, do zbierania ziół, jagód i grzybów (bo jagody właśnie
się zaczęły, grzyby, mimo suszy też się pojawiły)
Już wiem, z kim pójdę na Kamienicę!
A jak Wam się podoba nowy domownik
Domku pod Orzechem?
Cudowny! Sama mam nadzieję wybrać się po wakacjach do schroniska, uwielbiam psy :).
OdpowiedzUsuńŚliczny ten Gringo! Zabranie go ze schroniska było zdecydowanie dobrą decyzją :) Na pewno jest szczęśliwy, że znów może mieć kochającą rodzinę <3
OdpowiedzUsuńCześć Gringo! Jestem pewna, że wniesiesz wiele radosnych chwil do nowego domu. Czochram Cię wirtualnie za uchem;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Sabino, wizyta w schronisku dla zwierząt, to jedno z tych przeżyć, które pamięta się do końca życia.
OdpowiedzUsuńJulio, masz rację, śliczny i szczęśliwy.
Agnieszko, wyczochram go w Twoim imieniu.
Ja mam psiaka z ulicy blakal się a więc go zgarnelam
OdpowiedzUsuńWspaniale że zdecydowałaś się na adopcję! Kciuk w górę! :)
OdpowiedzUsuńale on cudowny! super,że zdecydowałaś się na adopcję :)
OdpowiedzUsuńMa niesamowite uszy. Za pewne będzie mu dobrze z Wami. On to już wie.
OdpowiedzUsuńFajna psina.
OdpowiedzUsuńAnno, zadziwia mnie i jednocześnie rozbraja wielka u psów potrzeba posiadania swojej grupy czy rodziny, swojego miejsca. Ludzi, których obdarzą swoim przywiązaniem i uczuciem. Słyszałem o niesamowitym wprost przywiązaniu do swojej nowej rodziny przez psy, które dłuższy czas mieszkały w schronisku. Z tego faktu chyba można wysnuć wniosek o trudnym dla nich pobycie tam, także wtedy, gdy schronisko zapewnia im dobre warunki.
Czy potwierdzisz moje obserwacje, Aniu?
Aniu, bo jak bez psa? cieszę się, że Gringo znalazł u Was nowy dom; Krzysztof słyszał o niesamowitym przywiązaniu psów do nowej rodziny ... to prawda, sprawdzone na własnej skórze:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMagdo, jeden z naszych orzednich iesków też został zgarnięty z ulicy.
OdpowiedzUsuńSandro,zakochaliśmy się od razu!
Aleksandro, Z uszu co chwilę się śmiejemy, bo sa bardzo ruchliwe- świetnie pokazują psie emocje (jak Gringo czuje, że coś zbroił, natychniast je kuli)
Tak, Krzysiu, niesamowita jest ta potrzeba posiadania stada w postaci ludzi. Nawet najlepsze schronisko nie da psu oczucia wspólnoty, bliskości, ciepła. I pewnie dlatego te psiaki tak rzywiążują się do nowej rodziny. Gringo już czuje się u siebie: szczeka na obcych, a dziś sprawdził się jako pies pasterski, przeganiając kozy z podwórka i niedopuszczająć ich do ogrodu (i co ciekawe- kozy poczuły resekt, gdy na nie naszczekał, choć kilka dni wcześniej to one go przegoniły!)
Mario, no dom na wsi nie może funkcjonować bez psa i kota!
Jak już urodze i niunia będzie wieksza na pewno u nas również pojawi sie psinka :)
OdpowiedzUsuńMusiał być chowany wcześniej w domu z ludźmi, skoro aż tak szybko się zaaklimatyzował. Moja psina przez pierwsze dni uznawała tylko mnie, a cała reszta świata dla niej nie istniała. Teraz jest już dużo lepiej, choć tylko mnie wolno jej dotykać, gdy cieszy się smakołykiem.
OdpowiedzUsuńBył z pewnością psem domowym, wiele zachowań na to wskazuje, np. komendy na które reaguje.
UsuńŚwietny domownik i kochany. My mamy dwa piesełki i w podeszłym wieku. Słodkie 14latki. serdeczności i uściski dla nowego domownika
OdpowiedzUsuń