O pogodzie napisałam już w tym roku
sporo. Śnieg w kwietniu, potem upały i susza ze sporadycznymi,
prawie bezdeszczowymi burzami sprawiły, że przyroda zwariowała.
Oberwałam już pierwszy groszek i późne czereśnie ( te same,
które zazwyczaj serwuję na swoje imieniny!). Zdążyłam też
przygotować pierogi z jagodami. Ba nawet fasolka szparagowa zaczyna
pysznić się na grządce!
Nie wiem, jak rośliny zareagują na
obecne załamanie pogody, gdy z godziny na godzinę słupek rtęci
zjeżdżał, by z ekstremalnego ponad 30 stopni zatrzymać się na...
7 (no nie narzekajmy na nieodległej Śnieżce spadł śnieg!)
Szukając jagód zawędrowałam z
Gringo na swoje „kurkowe miejsce”. Bez wiary w sukces
wypatrywałam pomarańczowych grzybów. Jakież było moje
zdziwienie, gdy po odchyleniu kolejnej kępki traw dojrzałam śliczna
smakowitą rodzinkę. Nie był to może wyjątkowo obfity zbiór,
wystarczyło jednak na bardzo ciekawe danie. Nim jednak o nim
opowiem, najpierw anegdota.
Kilka lat temu pojechałyśmy z Chudą
na krótką wycieczkę do Londynu. W bardzo napięty grafik
wcisnęłyśmy wizytę w Chińskiej Dzielnicy, gdzie postanowiłyśmy
zjeść obiad.
Nasz angielski był raczej szczątkowy,
tyle by kupić bilet i zapytać o drogę. Dostałyśmy kartę dań,
jednak nazwy niewiele nam mówiły, bardziej przemawiały do nas
ceny. Postanowiłyśmy postawić na kilka znajomo wyglądających
nazw i cen na naszą kieszeń. Myślę, że każdy rozumie słowa
chicken, rise, jasmine tea. Zamówiłyśmy i... na nasz stół
wjechały dwie porcje … kurzych łapek. Tak, tak miałyśmy na
talerzach jakieś 12 kurzych łapek z pazurkami! Jedna porcja na
ciepło, dosyć pikantna i nawet smaczna, druga zimna, jakoś tak
słodko-kwaśna, chrupiąca między zębami, do tego herbata
jaśminowa i wielka micha ryżu z krewetkami zielonym groszkiem.
Oczywiście na widok zamówionych dań
wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem i nawet udało nam sę zjeść
prawie wszystko. Ryżu było mnóstwo i to nim zaspokoiłyśmy głód.
Tamta przygoda zainspirowała mnie do
przygotowania pysznej potrawy z ryżu.
Składniki:
1/2 l świeżych kurek
1/2 l zielonego groszku
1 torebka ryżu
łyżka masła lub margaryny
sól, pieprz, kilka gałązek tymianku
kilka liści sałaty do dekoracji.
Wykonanie:
kurki czyścimy, kroimy te większe,
małe zostawiamy w całości. Smażymy je na masełku, doprawiając
na ostro. Groszek blanszujemy ok. 1 minuty. Ryż gotujemy zgodnie z
opisem na opakowaniu. Wszystkie składniki wrzucamy na patelnię i
mieszamy dokładnie.
Sałatę płuczemy i układamy na
talerzu. Na nią wykładamy ryż. Posypujemy świeżym tymiankiem.
Smacznego!
Przybranie dania bardzo apetyczne, ono samo niewątpliwie też było smaczne.
OdpowiedzUsuńPrzygoda w dzielnicy chińskiej fajna. Cóż, w sumie nieźle trafiłyście, skoro zjadłyście dania :-)
jak ciekawie napisane pysznie aż chce się spróbowac takich łakoci :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy mam się cieszyć z tego, że w tym roku owoce, warzywa, grzyby są szybciej niż powinny. Co będę jeść potem? : D
OdpowiedzUsuńW rankingu wariancie jeszcze nie jadłam
OdpowiedzUsuńKrzysiu, bo je się oczmi, a teraz jest tyle różnych rzeczy, którymi można urozmaicić potrawę. A z pazurkami dałyśmy radę, choć te na zimno nie były najlepsze.
OdpowiedzUsuńOlgusiu, dziękuję. Staram się, aby przepisy okraszone były anegdotą, bo przecież nie prowadzę bloga kulinarnego 😂
Karolu, dopadła mnie ta sama refleksja. Do listopada daleko. Teraz nie nadążam przetwarzać, a co będzie potem?
Magdo, jakoś mnie to nie dziwi. Moi bliscy przyzwyczaili się, że tradycyjne dania na stole lądują rzadko. Uwielbiam kuchenne eksperymenty.
Czegoś podobnego jeszcze nie jadłam, muszę wypróbować.
OdpowiedzUsuńPaulino, warto!
OdpowiedzUsuń