Świąteczny poranek. Jest
szósta, a mimo to termometr wskazuje 25 stopni. Szykuje się kolejny
gorący dzień. Karmię kury, wyprowadzam kozy i siadam z aromatyczną kawą pod
orzechem. Waham się, czy iść na wycieczkę, wsiąść na rower,
czy może bujać z książką w hamaku. Mimo coraz wyższej
temperatury decyduję się na rower. Jadę w góry.
Tytoniowa Ścieżka w Górach Izerskich- świetna trasa na rower
Dlaczego? Z kilku
powodów: po pierwsze: w lesie powinno być chłodniej, a po drugie
przedłużająca się susza stwarza niepowtarzalną okazję dotarcia
do miejsc zazwyczaj o tej porze niedostępnych. Tak. Zamierzam
przejechać Tytoniowa Ścieżką. Zazwyczaj widzę ją tylko zimą i
nie udaje mi się przejść jej całej ze względu na trudne warunki-
lodowiska, śnieg, mróz i krótki dzień. Znając układ ścieżki
wybieram kierunek odwrotny do zimowych wypraw. Podejrzewam, że
łatwiej będzie mi zrobić długi podjazd asfaltem, niż podjeżdżać,
a raczej pchać rower w głębokich koleinach.
Kilka minut po ósmej
zaczynam wycieczkę podjazdem do górnego asfaltu i dalej ulubioną
„ścianką” pod Kowalówkę. Nim się orientuję, jestem u wlotu
Tytoniowej Ścieżki. Jest cicho, zielono i pusto. Lekko powiewa
wiatr, dzięki czemu upał nie doskwiera.
Śladami Wiedźmina Tytoniową Ścieżką
Wjeżdżam w legendarną
prawie drogę. Legendarną z kilku powodów.Po pierwsze: jak podaje "Słownik geografii turystycznej Sudetów. T.1" w osiemnastym wieku prowadził tędy szlak przemytniczy. Po drugie: tu kręćono końcowe sceny Wiedźmina. Po trzecie: nim rozjechały ja ciężkie traktory można było w płunącym jej skrajem potoczku znaleźc kryształ górski.
Po obu stronach drogi, rosną młode świerki, skutecznie
zasłaniając widok, z którego niegdyś słynęła ta trasa (archiwalne zdjęcia zamieściłam na końcu wpisu). Nie na
darmo tędy wędrował Geralt z Ciri w Wiedźminie.
Mam w swoich zbiorach
zdjęcia z czasów, gdy szczyt Dłużca był całkowicie nagi,
gdzieniegdzie wystawały tylko suche kikuty (te same, które znają
miłośnicy filmu o serialu „Wiedźmin”)
Teraz wiać tylko las. Gęsty
las,gdzieniegdzie przerzedzany w ramach „gospodarki leśnej”, po
której pozostają suche gałęzie i zniszczona droga. Na szczęście
ciężki sprzęt wyniósł się stąd zimą i teraz powoli przyroda
dochodzi do siebie.
Wokół pełno jagodzisk. Przyjadę tu latem
zbierać czarne owoce. Zatrzymuję się przy wielkim kamieniu. Czy to
tu ciocia Basia pozowała wujkowi? A może gdzie indziej? Zdziwiłaby
się, widząc teraz Tytoniową Ścieżkę. Nie poznałaby jej, bo i
dla mnie jest ona jakby zupełnie nową drogą (każdy, kto chodzi po
górach wie, że góry latem a góry zima to zupełnie odrębne
światy).
Tak jak przewidywałam,
droga jest zupełnie sucha. Dopiero poniżej samego szczytu Dłużca
na dnie koleiny widać zieloną kałużę i trochę błota.
Uprawiając karkołomny downhill, cieszę się, że nie muszę tędy
pchać roweru. Zjazd jest trudny technicznie, prawie jakby zjeżdżać
po bardzo krzywych schodach, a podjazd byłby niemożliwy.
Rowerem po Górach Izerskich
Zjeżdżam
do Pięciu Dróg. Jest jeszcze wcześnie, więc jadę nad Płokę,
gdzie tradycyjnie moczę nogi i odpoczywam nad tamą. Gdy byłam tu
ostatnio, żaby właśnie składały skrzek. Teraz woda roi się od
kijanek. Zastanawiam się, gdzie dalej. Nie chce mi się zjeżdżać
do Rozdroża Izerskiego, ani wracać na Rozdroże pod Kowalówką,
czy na Pięć Dróg. Wybieram czwarty wariant- kierunek Świeradów,
ale nie zamierzam dojechać starym asfaltem do miasta, tylko
wcześniej skręcić, objeżdżając Wysoką dotrzeć praktycznie pod
Sępią Górę. I tak pod samym szczytem Wysokiej wreszcie mam
odrobinę widoku na Izery. Dojeżdżam do niebieskiego szlaku, ale
nie wjeżdżam na szczyt Sępiej- byłam tam całkiem niedawno, a
jest to jedyne miejsce, gdzie o tej porze mogę już spotkać ludzi.
Zamiast tego zjeżdżam na górny asfalt i nim wracam do domu.
Na
chwilę zatrzymuję się jeszcze na „punkcie widokowym”, gdzie
między drzewami majaczą zabudowania wioski z wieżą barokowego
kościoła. Jest jedenasta. Za godzinę w świątyni rozpocznie się
nabożeństwo Bożego Ciała i tak patrząc na wieś, uświadamiam
sobie, że mam ochotę zobaczyć procesję i ołtarz, który Ślubny
montował wspólnie z sąsiadem przez ostatnie dni.
Dojeżdżam do domu. Szybki
prysznic, strój rowerowy zmieniam w kwiecistą sukienkę i takież
trampki i oczywiście rowerem jadę na nabożeństwo. A po południu wreszcie zanosi sie na burzę, słyszymy jak nadchodzi, odczuwamy chłodniejszy, mocny wiatr i gdy wydaje się być tuż, tuż... widzimy tęczę. Burza do nas nie dociera. Znów trzeba podlać cały ogród.
Izerskie ścieżki zimą
Spacer zimowym lasem
A takie widoki były kiedyś... |
Więcej zdjęć: Tytoniowa ścieżka
Uwielbiam te okolice, czysta izerska dzicz. Gdy człowiek chce odpocząć od innych ludzi, to najczęściej wybiera te szlaki, bo masówka ciśnie na Chatkę i Świeradów. Te stare zdjęcia robią niesamowite wrażenie, wtedy to dopiero był widok stamtąd. Nie myślałaś, Anno, żeby wrzucić osobny post ze zdjęciami z czasów klęski przyrodniczej w Izerach? A jeśli nie, to byłoby super, gdybyś dodawała takie do niektórych wpisów, żeby porównać to jak jest dziś, z tym jak było 20 lat temu choćby. Zupełnie inna kraina.
OdpowiedzUsuńCoraz częściej natykam się na ślady "gospodarki leśnej"... i mnie to przeraża
OdpowiedzUsuńTak, Pawle, izerska dzicz, którą kocham. Jeśli chodzi o stare sdjęcia, to zamierzam je czasem wrzucić, jak uda mi się je znaleźć w przepastnych archiwach zarówno papierowych jak i cyfrowych. Część zdjęć robionych przez mojego tatę ma moja siostra.
OdpowiedzUsuńKrrys Tek, szkoda słów.
Aniu, pociągają mnie drogi mające swoją nazwę i historię, dlatego i na Tytoniową Ścieżkę zwróciłem uwagę. Chciałbym kiedyś przejść ją całą, jak przeszedłem Drogę Wieczność czy Dzwonkową Drogę, ale czy jest to możliwe w jeden dzień na piechotę?
OdpowiedzUsuńZniszczenia powodowane przez leśników wywożących drewno z lasu faktycznie są wielkie. Teraz nie zanieczyszczenia powietrza, a oni są przyczyną klęski w lasach.
Krzysiu, bez problemu da się przejśç zimą na piechotė z Gierczyna i z powrotem. U mnie problemem było albo towarzystwo psa staruszka albo obiad, który dopiero trzeba ugotować. Trasa ode mnie na Tytoniową i do domu to jakieś 12-14 km. O drwalach nie będę się nawet wypowiadać.
OdpowiedzUsuńFajnie tak palcem po mapie robić z Tobą wycieczkę. Nie muszę prażyć się na słońcu. W tej chwili już nawet ścieżki leśne nie zapewniają ochłody, tak lasy są przetrzebione. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej odczuwam potrzebę podróżowania, zdecydowanie bardzo sprawiałoby mi to radość :)
OdpowiedzUsuńCo prawda fanką wersji filmowej/serialowej Wiedźmina nie jestem, ale to wystarczyło, żeby mnie przekonać, żeby się tam wybrać. :) Dzięki za inspirację. :))
OdpowiedzUsuńFajna wycieczka. Już nie pmętam kiedy na takiej rowerowej byłam
OdpowiedzUsuńWybrałabym hamak i książkę;) Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Piękny kiedyś był widok. Bardzo lubię takie posty, kocham góry. Podziwiam, bo ja chyba padłabym, jeżdżąc po nich na rowerze. hehe Końcówka mnie rozśmieszyła. Miałam tak ostatnio, dokładnie tak samo, no choć nie, bo tęczy nie było. hehe Wreszcie przyszła do nas burza, ale znów jest upał.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny post, pozdrawiam serdecznie. :)
W zimie poproszę Cię o wskazówki i pójdę tam.
OdpowiedzUsuńI Słowo Ciałem się stało
UsuńTak , Jasiu!
UsuńZ przyjemnością Ci wyjaśnię :)
OdpowiedzUsuń