Wielu ludzi uważa, że zupa owocowa jest błe, bo kto to widział jeść kompot z makaronem. Długo i ja do nich należałam po traumatycznych doznaniach smakowych na studenckiej stołówce, gdzie w dobie kryzysu i chyba w ramach współpracy z firmą produkującą mrożonki przynajmniej raz w tygodniu serwowano zupę truskawkową. Była to różowawo-beżowa maź z makaronem, w której tu i ówdzie pływały rozmemłane truskawkowe zwłoki. Glutowata konsystencja tego specjału ledwo przechodziła mi przez gardło. I pewnie do dziś nie jadłabym żadnych owocowych zup, gdyby nie teściowa. W sezonie owocowym przygotowywała zupę z wiśni, ulubioną przez wszystkich jej synów. Jedli szwagrowie, zjadłam i ja. Okazało się, że to orzeźwiające kwaskowe danie niczym nie przypomina sławetnej zupy truskawkowej.
Od tamtego czasu i w mojej kuchni goszczą zupy owocowe i cała rodzina się nimi zajada.
Specyfiką potrawy jest przede wszystkim prostota, łatwość i szybkość wykonania. Aby nie wychodził nam "kompot z makaronem" wystarczy zmieniać dodatki. Tak zrobiłam dzisiaj całkiem przypadkowo, bo nie miałam kwiatków do dekoracji, uszczyknęłam więc kilka gałązek mięty rosnącej przed domem. Zatem zapraszam na przepis na zupę wiśniową z miętą:
Produkty: 200 ml wydrylowanych wiśni,
300 ml wody,
1 łyżeczka cukru,
garść liści świeżej mięty
1 jajko
2 łyżeczki mąki,
szczypta soli.
Wiśnie zagotowujemy w osłodzonej wodzie. Gotujemy ok. 5 minut, pod koniec dodając liście mięty (kawałek zostawiamy do dekoracji). Z mąki, jajka i soli przygotowujemy lane ciasto.
Na gorącą zupę wlewamy powoli lane cisto, pozwalając, by uformowały się niewielkie kluseczki. Zagotowujemy, uważając, by zupa nie wykipiała.
Z podanego przepisu wychodzi jedna porcja.
Smacznego!
Pozostałe przepisy na zupy owocowe:
W dzieciństwie zupa owocowa(także nazywana kompotem z makaronem)była raz w tygodniu, szczególnie w miesiącach ciepłych. Moja matka uwielbiała wiśnie i robiła z nich nie tylko zupy ale także dżemy, placki, nalewki. Ja nie cierpię ciast z owocami(wyjątek stanowią jagodzianki). Kieliszeczkiem dobrej naleweczki nie pogardzę, chociaż sama nie umiem przyrządzać. Co się tyczy zup, to syn ma swoje ulubione i do owocowej(bez względu na to z jakich owoców byłaby ugotowana), nie dałby się przekonać. Dobra gospodynię poznaje się po tym, że potrafi gości przekonać do potraw, których nie jadali, bo... Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńByć może i smaczna jest taka zupa, jednak ja nie potrafię się przekonać do tego rodzaju zup.
OdpowiedzUsuńZupy owocowej z lanymi kluskami nie jadłem. Ciekawi mnie dodatek – jest w Twoim stylu, czyli oryginalny.
OdpowiedzUsuńLubię owocowe zupy od dzieciństwa, gdy zajadałem robione jeszcze przez babcię z różnymi owocami, ale tajników wykonania nie znam. Były jakoś zabielane i ze swojskim makaronem, tyle wiem.
Nigdy jeszcze jadłam takiej zupy a więc nie mogę się wypowiedzieć
OdpowiedzUsuńIwono, naleweczka dobra rzecz... sprzątając piwniczkę odkryłam... miętówkę sprzed 4 lat! To dopiero rarytas...
OdpowiedzUsuńAleksandro, no właśnie. Przekonać, mnie przekonała miłość i talent mojej teściowej. Dla niej nawet czerniny sprôbowałam.
Krzysiu, moim dzieciom też się zupy owocowe pewnie z dzieciństwem kojarzą, a dodatki mogą być różne, na tym polega kuchenna magia.
Magdaleno, proponuję spróbować.
U mnie nie było tradycji zup owocowych. Myślę, że kiedyś wypróbuję Twój przepis, szczególnie w ciepłe dni.
OdpowiedzUsuńU mnie owocowe zupy dopiero były jak mieszkałam w bursie. W domu to prędzej kompot niż zupa z owoców.
OdpowiedzUsuńJustyno, warto otwierać się na nowe smaki.Widzisz, Moniowiec, czyli pierwszy kontakt jak u mnie w żywieniu zbiorowym.W moim rodzinnym też była tradycja kompotowa.
OdpowiedzUsuńU mnie do zup owocowych podawano i ja tez gorące grzanki. Bułka francuska maczana w jajku wymieszanym z mlekiem i usmażona na patelni. Grzanki posypane jeszcze gorące cukrem pudrem i zimna zupa owocowa. :)
OdpowiedzUsuńLuciu, następnym razem wypróbuję Twój sposób!
OdpowiedzUsuń