Oczywiście towarzyszy mi Gringo, który nie wypuściłby pani z domu samej ;) On też lubi te owoce i wcale mu się nie dziwię, bo chyba każdy, kto choć raz spróbował prawdziwych leśnych malin przyzna, ze jest to smak, którego nie da się zapomnieć.
Nim się obejrzę, mam kilka litrów aromatycznych owoców, które trzeba zamienić na jakieś pyszne cuda. Spora część moich zbiorów kończy jako gęsty sok. Przy czym odkryłam, że świetnie sprawdza się tu wyciskarka wolnoobrotowa. Kilka minut i trzy litry owoców zmieniają się w pachnąca pulpę owocową. Wystarczy trochę podgrzać, dodać cukru, wymieszać i wlewać do słoików.
Część soku po połączeniu z musem jabłkowym zostaje wykorzystana do przygotowania słoiczków dla Dzidzi. Nie wyobrażam sobie kupować gotowe słoiczki z musem owocowym, gdy wkoło tyle dobra! Te owoce dla Dzidzi są niespłodzone i nieco dłużej pasteryzowane.
W gorące letnie dni doskonale sprawdzą się lody owocowe w typie sorbetu. Wystarczy mus owocowy wlać do foremek do lodu (najlepiej sprawdzają się silikonowe), włożyć do zamrażarki i po kilku godzinach delektować się mroźnym przysmakiem.
Pomyślałam też o dorosłych smakoszach i przygotowałam nalewkę oraz pyszny musujący napój alkoholowy w typie lemoniady bądź cydru z marchewnikiem. Marchewnik jest niezwykle ciekwym aromatycznym ziółkiem o słodkim smaku i anyżowym aromacie. Zastanawiam się, jaką nazwę nadać moim napojom, bo przecież lemoniada powinna mieć cytrynę. Prawem analogii mogłaby to być herbaneta. Ja jednak lubię polskie nazwy. Nie wiem, czy pamiętacie, że istaniał napój cytroneta? Zatem napój z ziół mógły być ziołonetą ;)
Przepis na ziołonetę:
1/2 l malin
4 litry wody
2 szklanki cukru
szczypta drożdży cydrowych
trzy gałązki marchewnika.
Wszystkie składniki łączymy w pięciolitrowej butli z rurką fermentacyjną i odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 2 tygodnie. Po tym czasie przelewamy do mocnych butelek (niestety najlepiej sprawdzają się plastikowe butelki po napojach gazowanych, bo tylko one wytrzymują ciśnienie, jakie się wytwarza po zakręceniu. Wierzcie mi, że w upalny dzień taki napój cudownie gasi pragnienie, trzeba tylko pamiętać, że ma on ok. 5% alkoholu.
Po przeciskaniu malin pozostają pesteczki z odrobiną skórek. Myślicie, że je wyrzucam? Nie!
Po wysuszeniu i zmiksowaniu służą jako ziarenka pilingujące w malinowym mydełku, które chyba stanie się jedną z wizytówek Domku pod Orzechem, bo tak mi się podobają nieziemsko pachnące, lekko pillingujące mydełka w kształcie serduszek.
Zaczęłam muzycznie, skończę podobnie, acz dużo ambitniej:
Pozostałe przepisy na ziołonety:
Ziołoneta z pokrzywy
Ziołoneta z koniczyny
Na zbiorach malin jestem nimi objedzony, a w wiaderku ledwie dno przykryte :-)
OdpowiedzUsuńOpowiadałem Eli o Twojej pomysłowości w tworzeniu oryginalnych lemoniad.
Lodziki wyglądają bardzo smakowicie.
Malin jest tyle, że i brzuch i wiaderko są pełne 😁 Z lemoniad jestem dumna, bo wszystkim smakują. Cieszę się, że dzielisz się z Elą moim blogiem. A lody w taki upał są najlepsze!
UsuńMaliny rosną u mnie w ogródku. Uwielbiam je jeść samodzielnie, jak i w wersji koktajlów czy deserów. Bardzo fajny przepis:)
OdpowiedzUsuńMy mamy wokół mnóstwo leśnych malin. Trochę żmudniej się je zbiera. Mniam...
UsuńZ tymi mydełkami to dopiero świetny pomysł. Z malin uwielbiam dżem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję 😃 lada dzień będę kolejną porcję robić!
UsuńMaliny lubię jeść jako owoc, jako dżem czy sok(ten najczęściej w przeziębieniu). Nie robiłam lodów, nalewek czy lemoniad. Takiego urodzaju trochę zazdroszczę, bo mnie rodzina w tym roku malin jeszcze nie kupowała. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam po każda postacią, co chyba widać ;) Nie wyobrażam sobie lata bez tych owoców i cieszę się z tego dobrodziejstwa lasu.
UsuńWłaśnie zaczęliśmy sezon malinowy na działce. Uwielbiamy w każdej pistaci
OdpowiedzUsuńCzyli mamy podobnie!
UsuńBrawo dla przygotowywanie dla malucha posiłków z naturalnych rzeczy :). W sumie podziwiam, do tego trzeba mieć sporą cierpliwość :).
OdpowiedzUsuńDziękuję, cierpliwość to moje drugie imię.
Usuń