Początek tygodnia nie zapowiadał żadnych rewolucji. Zgodnie z planem pakowałam do słoików kolejne przetwory: borówki z jabłkiem, mus gruszkowy i mus kakaowo-gruszkowy. Potem jednak musiałam wszystkie swoje plany zrewidować, bo zmarła Nestorka, na której 80. urodzinach zdawałoby się dopiero co się bawiliśmy. Na Śląsk wyjechałam w czwartek, a wracałam w sobotę. Dzięki temu, że byłam z Gui a i Syn z Synową ze Szczecina dojechali, do domu dotarłam komfortowo- wspólnie z Synem, który przystał na nasz pomysł, by w drodze na Pomorze mnie odwieźć i odwiedzić Domek pod Orzechem.
W sobotę wieczorem dopakowałam swoje skrzyneczki z przetworami, przygotowałam moją śliczną skrzynkę na herbatę (cudo dostałam na urodziny od koleżanki), a w niedzielę przed południem ruszyłam do Kopańca.
Pogoda była wymarzona- nie za ciepło, w słońcem wychylającym się zza chmur. Ustawiłam swój kramik obok koleżanek Uli i Inkwizycji. Wyjęłam robótkę (mam całkiem sporą robótkę do skończenia) i zaczęłam obszywać suknię. Chwilę później zaczął się ruch i trwał do końca jarmarku.
Ludzi przewinęło się tym razem mnóstwo. Może spowodowane to było brakiem innych atrakcji (wszak już po sezonie), może lepszą reklamą, a może po prostu tak miało być. Świetnym pomysłem były koncerty pod chmurką. Najpierw barda z gitarą, a później kobiecego chórku wielogłosowego.
Nie było to moje jedyne zakupy, bo ze względu na całkiem niezły utarg mogłam pozwolić sobie na małe szaleństwo. I tak z jarmarku wróciłam z poduszką z słomą gryczaną od szalonej rudej Małgosi, z firmy Galena słoikiem miodu z Młyńska i słoikiem miodu od Izerskiego Pszczelnika spod Leśnej.
Czas biegł niezwykle szybko, bo też działo się sporo i rozmów mnóstwo. A tematy były od tych banalnych typu gruszki obrodziły po filozoficzne, bo też udział w pogrzebie trochę filozoficznie mnie nastroił.
Kilka rozmów być może zaowocuje fajną współpracą i zleceniami na szycie sukien, kilka pozostanie na długo w pamięci.
A ileż ja tym razem psów wygłaskałam! Od ogromnych po maleńkie.
Z żalem opuszczałam osadę późnym popołudniem, wiedząc, że to koniec kopańcowego sezonu i wielu osób, które przez ten sezon poznałam i zdążyłam się zakolegować, nie zobaczę prędzej jak w czerwcu.
Relacje z poprzednich edycji Jarmarku Perskiego Izerskiego można znaleźć tu:
http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/08/sierpniowy-misz-masz.html
http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/07/na-jarmarku-w-kopancu.html
http://www.rozmowki-kobiece.pl/2018/05/pierwszy-w-tym-roku-jarmark-perski.html
Taki jarmark to musi być coś wspaniałego :) Podziwiam, że tak świetnie sobie radzisz z przetworami, mnie trochę brakuje cierpliwości do nich :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam przetwory! A jarmark jedyny taki!
UsuńMoja córka byłaby zachwycona takim jarmarkiem! Muszę ją jak najszybciej na podobny zabrać, póki mamy jeszcze ładną pogodę :D
OdpowiedzUsuńKorzystaj, póki są!
UsuńTej kawy to bym z przyjemnością spróbowała:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
A wiesz, że o Tobie pomyślałam, gdy kawę piłam?
UsuńBardzo lubimy i doceniamy takie jarmarczne klimaty - i zawsze tropimy tego typu ciekawe wydarzenia w naszej okolicy :)
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja!
UsuńWięc muszę się tam wybrać, a co do kawy jak mi się uda to spróbuję��. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIdealne miejsce na przerwę w wycieczce rowerowej! A dojazd wybraną trasą może być prawdziwym rajem dla wielbicieli down hillu :)
UsuńZazdroszczę.Uwielbiam.Bywam na różnych targach i spotkaniach.Muszę zapisać w planach na przyszły rok. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńCiekawe iejsce, nie pożałujesz.
UsuńStaram się wyobrazić nastrój tamtych godzin, zobaczyć ludzi i stoiska, poczuć smaki i zapachy. Jeśli miałbym czas, a nie miał obowiązków, to myślę, że podobałoby mi się na tym jarmarku, mimo że w związku z pracą z rezerwą podchodzę do widoku straganów oglądanych na festynach.
OdpowiedzUsuńWiesz, Krzysiu, nie da się porównać traganów festynowych, pełnych chińszczyzny lub grillowanego jedzenia z tym, co pojawia się w Kopańcu. Takich cudów nigdzie indziej nie uświadczysz!
UsuńWłaśnie na inność, na oryginalność, liczyłbym :-) A na typowych festynach faktycznie jest chińszczyzna i byle jak, byle szybko grillowane mięsiwa.
UsuńKiedy byłam o lata świetlne młodsza z Górzyńca do Kopańca chodziłam pieszo. Teraz już nie da rady, a dojechać nie ma jak, a szkoda lubię takie kiermasze.
OdpowiedzUsuńBo po prawdzie z Górzyńca to już przysłowiowy rzut beretem. Tylko góra stoi na środku ;)
UsuńMus gruszkowy? Kakaowo-gruszkowy? W sumie może spróbowałabym połączenia gruszek z czekoladą, bo tych mam niemało. Moja mama w tym roku zaszalała i zrobiła mnóstwo musu jabłkowego.
OdpowiedzUsuńEh, ludzie szybko odchodzą, ale jakoś kobiety żyją dłużej.
Ja tam za koncerty chóru dziękuję. Wystarczy mi psucie słuchu na niedzielnej mszy świętej o 12-tej od czasu do czasu.
Wiesz, dla mnie czekolada i gruszka to smak dzieciństwa- ulbionym deserem były gruszki polane gorącym budyniem czekoladowym. A chór wart był wysłuchania :) (co do śpiewów kościelnych, to zdarza mi się do kościoła pójść, by bezkarnie sobie pofałszować- śpiewać lubię, ale lepiej, by mnie nie słyszano )
UsuńByłam raz na takim jarmarku fajna sprawa
OdpowiedzUsuńBardzo fajna!
UsuńZawsze miały swoja specyfikę. Jedne zorganizowane lepiej ,drugie gorzej. Nam zwiedzającym sprawiają wiele radości.
OdpowiedzUsuńMasz rację!
UsuńSzkoda, że to już koniec jarmarków w tym roku, przydałby się jakiś typowo jesienny ;) Takiej kawy nie kupisz w Mirsku, Gryfowie, ale na końcu świata w Kopańcu i owszem - lubię to :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że szkoda! Zwłaszcza, że pomijając pierwszy w tym rou, który był z deszczem, pozostałe miały fajną pogodę. A kawa zaskoczyła mnie totalnie! Nie spodziewałam się tej delicji! (jakoś na kawę z żołędzi lub zbożówkę nie miałam ochoty)
UsuńWspaniałe wydarzenie :) Z przyjemnością się kiedyś wybiorę :)
OdpowiedzUsuń