pasztet wieprzowy z domowym chlebem |
-Mmm.- z kuchni dobiegło mnie
mlaskanie Ślubnego.- ale ten pasztet pachnie. Zrobię sobie z nim kanapkę.
„Pasztet? Pachnie? W lodówce?”- w
głowie miałam galopadę myśli, próbując ogarnąć, o jakim
pasztecie mówi Ślubny, przecież żadnego pasztetu nie kupowałam!
Nagle...
Eureka!
-Darek, nie jedz, to kocie żarcie!
Uff. Zdążyłam! W ostatniej chwili
przypomniałam sobie, że włożyłam do lodówki pół puszki
kociego pasztetu dla kociąt, kupionego ostatnio w promocji
na Zooplusie.
Spojrzałam na Ślubnego, miał taki
zawiedziony wyraz twarzy, że od razu postanowiłam przygotować
pasztet dla nas. O zakupach raczej nie mogło być mowy, bo po
pierwsze nie było ich w planie, a po drugie za oknem hulała
zadymka.
Skarby w zamrażarce
Należało zajrzeć do zapasów w
zamrażarce. Na szczęście zawsze jest pełna różności właśnie w
razie nieprzewidzianych okoliczności. Wyjęłam więc zamrożone
skarby i następnego dnia przygotowałam Ślubnemu pasztet, za którym
tak tęsknił (dla jasności, w lodówce leżała szynka
wolnogotowana z grzybami oraz domowa wędzonka)
Pasztet wieprzowy
składniki:
400g szynki
140g boczku wędzonego
130g cebuli
90g słoniny
sól, pieprz, papryczka ostra
1 jajko
czerstwa bułka
100 ml kaszy manny
Wykonanie krok po kroku:
w maszynce do mięsa mielimy wszystkie
gatunki mięsa i cebulę. Na koniec mielimy podzieloną na mniejsze
kawałki bułkę, żeby „przepchać” zmielone składniki. Do masy
dodajemy surowe jajko, przyprawy i kaszę manną. Dokładnie łączymy
wszystkie składniki drewnianą łyżką. Masa powinna być dobrze
doprawiona (choć dla każdego znaczy to coś innego, dlatego nie
podaję dokładnych proporcji, ja dałam sporą łyżeczkę soli)
Formę do pieczenia smarujemy smalcem i posypujemy kaszą manną.
Wykładamy do niej masę (będzie dosyć luźna) Piekarnik nagrzewamy
do 130 stopni i pieczemy ok. 1 godziny. Na koniec podnosimy
temperaturę do 180 stopni, by zarumienić pasztet.
Pozostawiamy do wystygnięcia. Pasztet
da się kroić i smarować.
Smacznego!
P.S. Mając w domu zwierzaki, trzeba uważać robiąc zdjecia na bloga, bo potem takie kwiatki wychodzą (kocham bohaterów drugiego planu!) :
No to pasztet;) Dobrze że wykazałaś się refleksem...bo Koty nie miałyby co jeść;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Zdecydowanie, koty byłyby niepocieszone.
Usuńoj tam, kotu też posmakował pasztet
OdpowiedzUsuńu mnie pojawia się pies, jak tylko idę w stronę lodówki,
Za mną do kuchni truchta cały gang - trzy koty i pies.
UsuńAle od razu zglodnialam jak zobaczyłam te pysznosci. Nawet kotek nie mogl sie powstrzymać zapachom pasztecika. 😊
OdpowiedzUsuńZ Garfilda jest mały złodziejaszek. Trzeba bardzo uważać, żeby czegoś nie zwinął z talerza.
UsuńUwielbiam dobry pasztet <3
OdpowiedzUsuńMy też :)
UsuńMistrzem w robieniu pasztetu jest moja siostra, ja raczej antytalent mam. Sierściuszek wie co dobre. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo, ba! Ten zawsze wie, gdzie dają jeść.
UsuńAle pasztet by się narobił! :-)
OdpowiedzUsuńAniu, przypomniałaś mi pewne zdarzenie sprzed blisko dwudziestu lat. Córka nakazała mi kupić coś dobrego dla jej szczura i przywieść, gdy będę jechać do domu. Boże drogi, ileż już lat włóczę się po Polsce!
W sklepie był tylko sprzedawca, i nie wiem jak to się stało, że w toku długiej rozmowy zaprosił mnie na zaplecze. Siedzieliśmy między regałami i rozmawiając, jedliśmy przysmaki kocie i psie. Wiedział, które są dobre.
Wiesz, też znam takich, co jadali psie chrupki, a o tym, jak się ze zgniłego Zachodu puszki dostawało to całę anegdoty chodzą.
UsuńPasztet wygląda apetycznie. Dobrze, że nieporozumienie zostało w porę rozwiązane, bo byłby pasztet! koci...
OdpowiedzUsuńhttps://fashionforazmariaa.blogspot.com
Ano byłby!
UsuńTak zapytam, a te składniki to surowe mielimy, tzn. mięso, wątrobę.
OdpowiedzUsuńTak, surowe.
UsuńWow z wyglądu jest super i napewno też smakuje rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńTo jeden z lepszych moich wyrobów :)
Usuńzwierzęce puszki często apetycznie pachną, ja nie jadam podrobów.
OdpowiedzUsuńZgadza się, pachną. Moje dzieci też nie przepadają za podrobami, ale pasztetem nie gardzą.
UsuńWygląda pysznie. Uwielbiam pasztety, więc i ten bym chętnie spróbowała :)
OdpowiedzUsuńMy też lubimy :)
UsuńZwierzęta wiedzą, co jest dobre, złego jedzenia nie tkną, powąchają, ze wstrętem wstrząsną ogonem, i odchodzą:-) każda gospodyni ma własny, tajemny przepis na pasztet, sporo nauczyłam się od teściowej, a smaku moim pasztetom dodają zmielone goździki kilka sztuk, albo odrobina przyprawy korzennej do pierników; pasztet musi być dobrze wypieczony, rumiany, nie lubię takich gotowanych:-) i jaj dodaję więcej:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA widzisz, nigdy nie dodawałam korzennych przypraw. Masz rację, że musi być wypieczony, choć zdarza mi się robić i taki do słoików.
UsuńPewnie, że zwierzaki wiedzą, co dobre :)
nigdy nie robiłam pasztetu, choć chętnie bym upiekła :) jednak brak piekarnika coraz bardziej mnie męczy :/
OdpowiedzUsuńMnie się zdarza robić pasztet na patelni i władać do słoików, wówczas piekarnik zbędny.
UsuńNigdy nie robiłam pasztetu, za to moja teściowa jest w tym mistrzem.
OdpowiedzUsuńLata doświadczenia robią swoje.
UsuńAle smakowicie wygląda. Chętnie zrobię mężowi, on uwielbia takie smakołyki :)
OdpowiedzUsuńFaceci zazwyczaj lubią mięsne przetwory.
UsuńPasztet domowy i świeży chlebek, mniam najsmaczniejszy ;)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że chlebek też domowy.
UsuńO rany, aż zobaczyłem tę scenę z Darkiem niczym wyrwaną z filmu komediowego :D Anegdota na lata ;) To się nazywa kreatywność, kiedy przez zimę musisz kombinować z tym, co masz pod ręką. Swoją drogą - świetnie smakują też pasztety z dziczyzny, nie zapomnę, jak znajomy myśliwy przynosił nam pasztety z zajęcy, smak nie do opisania, a mięso całkiem zdrowe.
OdpowiedzUsuńŻycie skąłda się z takich anegdot! Pasztety z dziczyzny pyszne są!
Usuńkilka razy się już zabierałam za to, aby sama zrobić, ale jeszcze nie zrobiłam :P
OdpowiedzUsuńno to jest okazja, by spróbwać!
UsuńKociak by pewnie chętnie zjadł nie jeden taki kawałek ;)
OdpowiedzUsuńOj, wszystkiego trzeba pilnowac, gdy ma się w domu takie rozrabiaki.
UsuńPoproszę całkiem ciekawy przepis
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńWyglada przepysznie, sama nie jem miesa zwlaszcza wiepzowego, ale podam przepis tacie on przepada za takimi pasztetami :D
OdpowiedzUsuńPewnie będzie zadowolony
UsuńUwielbiałam domowe pasztety mojej babci, teraz mi ich brakuj. Narobiłaś mi smaku :)
OdpowiedzUsuńNo tak... u babci najlepiej!
UsuńJejciu, ale mi smaka narobiłaś. Ja uwielbiam pasztety. Jak tylko będę miała okazję muszę wypróbować Twój przepis. Swoją drogą to jedzonko kocie musiało nie źle pachnieć.
OdpowiedzUsuńOj pachniało! One uwielbiają wątróbkę. A my pasztety :)
UsuńOd czasu do czasu lubię zjeść pasztet, jednak nigdy nie przyrządzałam go samodzielnie. Może kiedyś wykorzystam twój przepis, ale póki co wydaje mi się to dosyć trudne.
OdpowiedzUsuńNa początku wszystko wydaje się trudne.
UsuńWygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Dzięki!
Usuńkiedyś robiłam pasztet, głównie drobiowy. Chyba pora zrobić niedługo i wypróbować inny przepis
OdpowiedzUsuńKażda gospodyni ma swoje przepisy, ale czasem warto spróbować czegoś innego.
Usuńkot mistrzem drugiego planu :-) mi pasztet nigdy nie wychodził :-/
OdpowiedzUsuńMoje koty tak mają, pies z resztą też. Wszędzie wlezą.
Usuńwidzę że kicka też zasmakowała pasztetu :D
OdpowiedzUsuńNo, ba!
UsuńCzęsto robię domowe pasztety - moje dzieci je bardzo lubią :)
OdpowiedzUsuńFajnie masz. Moje nie przepadały, dlatego roię teraz i co śmeszne- teraz to by zjadły!
UsuńDomowe pasztety są najlepsze :) Kiedyś moja Mama często je robiła ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą.
UsuńTeż mam koty, ale mam takie duże do nich zaufanie, że jednak nie podbiorą mi niczego z talerza ;) Gorzej z psem, który co nieco pochwyci czasami ;)
OdpowiedzUsuń