Choć prognozy pogody pokazywały
przejaśnienia w ostatnim dniu roku, to poranek obudził się
pochmurny i trochę przymglony. Temperatura oscylowała w granicach
zera, ale odczuwalnie była wyższa ze względu na całkowity
bezruch. Zgodnie z ułożonym dzień wcześniej planem, jeszcze przed
świtem wstawiłam pranie, nakarmiłam zwierzaki i wypiłam kawę.
Chciałam z wszystkimi obowiązkami uporać się do dziewiątej, by
przed dziesiątą wyjść w góry. Tradycyjnie to 1 stycznia spędzam
na wycieczce, ale to co pokazywały mapy pogodowe nie wróżyło
niczego dobrego, więc postanowiłam swoją wycieczkę
podsumowująco-planującą przyspieszyć.
Plany
Początkowo chciałam iść
na Kamienicę, jednak kiepska widoczność zniechęciła mnie.
Wybrałam trasę symboliczną, sprawiającą, że zamknęłam rok
wycieczkową klamrą. Rok temu 1 stycznia kręciłam się po
Grzbiecie Kamienickim, by dotrzeć do Stuletniej Wody. Wówczas był
to najdalszy punkt wycieczki. Jeśli nie pamiętacie tamtej wyprawy, to zapraszam tu: Noworoczna wyprawa do Stuletniej Wody Tym razem Stuletnią Wodę też
postanowiłam odwiedzić.
Do Stuletniej Wody
Do Wolframowego Źródła szłam jednak
najkrótszą drogą. Z Domku pod Orzechem w kierunku lasu na
Blizborze, tam skręciłam w lewo w las i doszłam do szutrówki na
Górny asfalt, ale nie szłam nią, tylko ulubioną ścieżką
leśników, jak nazywam dróżkę obok ambony. Potem droga kończy
się, a zaczyna zwierzęca ścieżyna, o tyle ciekawa, że po prawej
mamy młodą buczynę, a po lewej szkółkę jodłową, oba zagajniki
rozdziela modrzewiowy szpaler. A potem między świerczkami wychodzi
się na górnym asfalcie.
Tu czekało mnie pierwsze zaskoczenie tego dnia. O ile ślady butów miały już kilka dni, o tyle głęboko wyryte w śniegu ślady kół były świeże. Kilkadziesiąt metrów dalej zobaczyłam pojazd, do którego te koła należały- sporych rozmiarów koparka czyściła rów odwadniający. Przywitałam się z operatorem koparki, który na chwilę przerwał pracę, by mnie i psa przepuścić. Zarówno rów, jak i wszystkie suche latem strumyczki pełne były wody, co niezmiernie mnie raduje.
Z zachwytem przyglądałam się strugom, które spływając z góry wtłaczały się w stare koryto, przypominając sobie jego meandry i wyżłobienia albo szukały dla siebie dróg nowych, rozlewając się po lesie i żłobiąc w miękkiej ściółce świeże koryto. Woda! Oby jej latem nie zabrakło!
Tu czekało mnie pierwsze zaskoczenie tego dnia. O ile ślady butów miały już kilka dni, o tyle głęboko wyryte w śniegu ślady kół były świeże. Kilkadziesiąt metrów dalej zobaczyłam pojazd, do którego te koła należały- sporych rozmiarów koparka czyściła rów odwadniający. Przywitałam się z operatorem koparki, który na chwilę przerwał pracę, by mnie i psa przepuścić. Zarówno rów, jak i wszystkie suche latem strumyczki pełne były wody, co niezmiernie mnie raduje.
Z zachwytem przyglądałam się strugom, które spływając z góry wtłaczały się w stare koryto, przypominając sobie jego meandry i wyżłobienia albo szukały dla siebie dróg nowych, rozlewając się po lesie i żłobiąc w miękkiej ściółce świeże koryto. Woda! Oby jej latem nie zabrakło!
Tam, gdzie górny asfalt skręca ostro
w prawo i w górę, ja poszłam prosto mokrą drogą. To na niej
pierwszy raz zobaczyłam słońce oświetlające szczyty przede mną.
Z mokrej drogi, która jak wiadomo schodzi na dwa mostki, skręciłam
w górę w leśny dukt prowadzący do szutrowej drogi, którą
poprowadzono ostatnio zmienioną trasę żółtego szlaku. Tu było
znacznie więcej ludzkich śladów niż poprzednio, żadne jednak nie
były świeże. Nie zakładałam spotkania z ludźmi na szlaku.
Ze sporym zdziwieniem przyjęłam więc
widok dwóch biegaczek, które minęły mnie, gdy rozkładałam swój
majdan na ławce na wprost Wolframowego Źródła. Ta ławeczka to
jeden z plusów nowego przebiegu szlaku. Teraz można pić kawę i
jeść ciastka, patrząc na Stuletnią Wodę.
Ja posiliłam się pierniczkami i kawą,
piesek dostał smaczki.
Tłoczyna
Teraz trzeba było podjąć decyzję, co
dalej. Miałam sporo czasu, zatem zdecydowałam, że odwiedzę polanę po Byczej Chacie i Tłoczynę. W ten sposób w ciągu jednej wycieczki zaliczę wszystkie atrakcje tej części Kamienickiego Grzbietu. Ledwo uszliśmy z Gringo kilka kroków, gdy...
spotkaliśmy kolejnych ludzi i psa! Kilka minut później
znaleźliśmy się na polanie z miejscem po Byczej Chacie. Tu
podobnie jak wiele lat temu (myślę, że prawie 20) skręciłam w
stronę Tłoczyny. Wtedy szłam z trójką małych dzieci. Z trudem
pokonywaliśmy gołoborze niedawno obsadzone sadzonkami świerków.
Teraz szłam dwudziestoletnim lasem świerkowym, mając pod nogami
mokry śnieg, liczne ślady lisów i pojedyncze, zaspane ślady
człowieka. Zgodnie z mapą ścieżka wchodzi na sam szczyt Tłoczyny
i tak się urywa. I faktycznie tak jest. Stanęłam na szczycie,
który oznaczony jest słupkiem, rozejrzałam wkoło i zaczęłam
zastanawiać w którą stronę lasu iść.
Gdybym była latem, może zdecydowałabym się skręcić w prawo, w stronę Proszowej, jednak dziś należało pamiętać, że dzień jest krótki. Poszłam więc przecinką na północ, gdyż to tam powinien być drugi z Tłoczynowych wierzchołków, poniżej którego piętrzą się Jelenie Skały.
O tym, że zbliżam się do skałek świadczyły coraz częstsze spore buki oraz brzeziny porastające piargi dookoła skał. Stojąc na ledwo zaznaczonym drugim szczycie góry, usłyszałam głośne rozmowy i nawoływania. Na Jelenich Skałach też byli ludzie! Faktycznie, gdy ostrożnie, trzymając psa na smyczy doszłam do skałek zobaczyła sporą rodzinkę lub nawet dwie.
Przywitałam się i zaczęłam schodzić do Ciemnego Wądołu. Zrezygnowałam z ścieżynki wytyczonej do skał, gdyż obawiałam się kolejnego spotkania z ludźmi, a trzymanie psa na uwięzi w czasie schodzenia stromym zboczem jest mało komfortowe.
Gdybym była latem, może zdecydowałabym się skręcić w prawo, w stronę Proszowej, jednak dziś należało pamiętać, że dzień jest krótki. Poszłam więc przecinką na północ, gdyż to tam powinien być drugi z Tłoczynowych wierzchołków, poniżej którego piętrzą się Jelenie Skały.
O tym, że zbliżam się do skałek świadczyły coraz częstsze spore buki oraz brzeziny porastające piargi dookoła skał. Stojąc na ledwo zaznaczonym drugim szczycie góry, usłyszałam głośne rozmowy i nawoływania. Na Jelenich Skałach też byli ludzie! Faktycznie, gdy ostrożnie, trzymając psa na smyczy doszłam do skałek zobaczyła sporą rodzinkę lub nawet dwie.
Przywitałam się i zaczęłam schodzić do Ciemnego Wądołu. Zrezygnowałam z ścieżynki wytyczonej do skał, gdyż obawiałam się kolejnego spotkania z ludźmi, a trzymanie psa na uwięzi w czasie schodzenia stromym zboczem jest mało komfortowe.
Chwilę szłam kamiennym duktem,
odkrytym w czasie jednej z zimowych wycieczek, a potem zeszłam do
doliny Mrożynki. Tu zaplanowałam drugi postój. Zeszłam poniżej
mostku i... poszłam pomoczyć nogi. Myślę, że rodzinka schodząca
właśnie z Jelenich Skał nieźle się zdziwiła, widząc, jak
szykuje się do kąpieli ;)
Słońce nad Radoszkowem |
Dlaczego Radoszków opustoszał?
panorama Gierczyna |
Gdy stanęłam powyżej Leśnego Kurortu u nas też było już po zachodzie słońca. Ostatnie promienie oświetlały jeszcze Kufel, ale Domek pod Orzechem okryty był już cieniem góry. Dla nas dzień się kończył Należało przez zmierzchem wprowadzić kozy do zagród, nakarmić je oraz kury, zebrać pranie, wywieszone o poranku i przygotować szybki posiłek.
Sylwestrowe popołudnie i wieczór
Sprzed domu ulatniał się dym- to
Ślubny przygotował ognisko, które płonęło potem do późna w
nocy. Przygotowałam na nim pieczone w woku pierogi i późny obiad,
a potem kolację zjedliśmy przed domem, pijąc najpierw barszcz z
termokubków, a potem racząc się grzanym piwem. Siedząc przed
domem obserwowaliśmy dalekie wystrzały fajerwerków, ciesząc się,
że u nas jest cicho, a pies nie reaguje na te dalekie huki. A on,
zmęczony kilkugodzinną wycieczką usadowił się na ławce między
nami i ogrzewał nas swoim ciałem.
ja poszłam spać ok 22.30 a nadal leżę w łóżku, dziś robię sobie taki odpoczynkowy dzień. gdybym mieszkała w tak malowniczym miejscu pewnie chętniej chodziłabym na wycieczki ale wstawanie jeszcze przed świtem to nie dla mnie
OdpowiedzUsuńWiem, mieszkam w pięknym miejscu. Dziś zgodnie z prognoza jest koszmarnie, więc też odpoczywam. Był już koncert wiedeński, teraz czas na turniej czterech skoczni.
UsuńJa nie mam ładnie malowniczych terenów. Ale twoje są prześliczne Chciałabym tam się kiedyś udac...
OdpowiedzUsuńZaproszę Was na pogaduchy przy winie, gdy wykończe pokoje na piętrze.
UsuńWspaniała wycieczka. My ostatni dzień roku spędziliśmy na wędrówce po górach.Pogoda zrobiła nam niespodziankę w postaci błękitnego nieba aż do zachodu słońca.
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Ta pogoda była genialna!
UsuńMy ostatnie Sylwestry spędziliśmy w domu z dziećmi, także cieszę się, że w tym roku udało się wyjść na imprezę z przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńFajnie.
Usuńuwielbiam wstawać o świcie, gdy dzień się dopiero budzi :) teraz codziennie wyznaczyłam sobie cel, robić długie spacery po lasach z psami, będę je wydłużać aż kondycja mi się poprawi ;) świetnie jest zrobić sobie takie ognisko z pierogami :)
OdpowiedzUsuńCzyli mamy podobne postanowienie- poprawę kondycji :)
UsuńWspaniała wędrówka. Świetnie móc taki spacer zrobić na koniec roku :) U mnie w okolicy same zabudowania i za bardzo nie ma gdzie wyjść.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ja dusiłąm się w mieście, stąd nasza decyzja, aby wyprowadzić się w góry.
UsuńW Grzbiecie Kamienickim lubię te małe liczby turystów - dla każdego znajdzie się miejsce, ale też można zasmakować dziczy samemu. Zimna woda jeszcze nikomu nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie - fajnie, że odkryłaś takie hobby w sobie! A co do ogniska na "Sylwka" - to jest właśnie niezapomniany klimat naszej małej ojczyzny, popieram w 100% :)
OdpowiedzUsuńMasz rację. Grzbiet Kamienicki to taka zapomniana część naszych gór. Dobrze widać to na Rozdrożu Izerskim, gdzie zawsze jest tłok. A wystarczy skręcić w strone Kamienicy i jest się samemu na szlaku (no i jeśli zna się dobrze te góry, można ze szlaku zboczyć i znaleźć się w głuszy). Sylwestrowe ognisko robiliśmy za każdym razem, gdy tylko pogoda na to pozwalała. Czasem siedziało przy nim nawet kilkanaście osób, a przygotowywane trunki oraz sylwestrowe przygody przeszły do rodzinnej anegdoty.
UsuńOgnisko w Sylwka i pierożki z woka... och, mniam, mniam..
OdpowiedzUsuńMasz rację, było mniam, mniam :)
Usuńmarzy mi się weekend w takich tereneach :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak miałam takie marzenia, a potem to miejsce stało się moim domem.
Usuńjejku ale Ty fajne wycieczki planujesz, masz świetne okolice do zwiedzania, a widoki zapierają dech w piersiach
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, miejsce jest z ogromnym potencjałem, ale zaplanowanie kolejnej wycieczki w promieniu 10-15 km staje się powoli wyzwaniem. Na szczęście po zimie jest wiosna i wrócę na trasy rowerowe, które są przecież dłuższe.
UsuńNo pięknie zakończyłaś rok. Taka wędrówka - pozwoliła w Nowy Rok wejść z nowymi siłami. Szczęśliwi są ludzie, którzy lubią wędrować. I Ty do takich szczęśliwych należysz, czego Ci życzę jak najdłużej. A ja chociaż palcem po mapie będę z Tobą wędrowała. Wszelkiej pomyślności i dużo miłości Tobie i rodzinie życzę.
OdpowiedzUsuńDiękuję, Olu. Ty ze mną wędrujesz, a ja z Tobą. Serdeczności!
UsuńAle pięknie się to przeczytało! Ja pierwszy raz w życiu spędziłam Sylwka w łóżku. Choróbsko jeszcze nie chce odpuścić. Ale jest już lepiej. Cudownie macie w Waszym Domku Pod Orzechem...I ognisko...i pierożki... Super. Jeszcze raz życzę pięknego, radosnego roku!
OdpowiedzUsuńOj, Biedna TY! Ja nie choruję od czasu, gdy zaczęłam intensywnie uprawiać sport. Zgadzam się z Tobą- mamy cudownie!
UsuńPięknie tam, prześliczne zdjęcia :) Zazdroszczę tych widoków, spacery tam to pewnie sama przyjemność :)
OdpowiedzUsuńTak! Uwielbiam spacery po mojej okolicy!
UsuńU nas pies strasznie szczekał na fajerwerki :/ A koty się pochowały za kanapę :/
OdpowiedzUsuńBiedne zwierzaki! Jak ja się cieszę, że u nas tylko dwoje sąsiadów trochę postrzelało, a reszta jest naprawdę daleko. Koty były troche niespokojne, a pies jest na strzały nieczuły.
UsuńPiękne masz te widoki! Zazdroszczę :D
OdpowiedzUsuńAno piękne :)
UsuńJejku! Ale fantastycznie! Pięknie masz!
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że zawsze będę się tym pięknem zachwycać.
UsuńZazdroszczę Ci takiej spokojnej i romantycznej sylwestrowej nocy :)
OdpowiedzUsuńTakie Sylwestry lubię najbardziej.
UsuńZnow moge napisac tyle, ze kocham takie widoki i zazdroszcze sniegu.... Wroc... zazdroscilam, wlasnie sypie jak pierza z rozdartej poduchy ;)
OdpowiedzUsuńNam też dziś sporo nasypało.
UsuńTereny u Ciebie saprzepiekne. Ax chce sie tam przenieść i prowadzić beztroskie życie
OdpowiedzUsuńWierzę, to było jedno z naszych spełnionych marzeń.
UsuńSylwester przy ognisku to jest coś co chciała bym przeżyć. Mogę Ci tylko zazdrościć tego wieczoru
OdpowiedzUsuńTen był bardzo spokojny, a mieliśmy już sporo cudownych ognisk sylwestrowych i to jest świetna zabawa.
UsuńAniu, dwa razy brodziłam boso po śniegu:-) ...
OdpowiedzUsuńDobrego w Nowym!
Ja na śniegowy spacerek wybieram się jutro, może ni ebedzie tak wiało, jak dziś. Fajna sprawa, prawda?
UsuńMy mieliśmy bardzo intensywny okres świąteczno-noworoczny. Spędziliśmy go tradycyjnie na domówce w naszym domu, w kameralnym towarzystwie popijając grzane wino. O północy poszliśmy obejrzeć fajerwerki - także z pieskiem, który się ich nie boi. Jednak Twoja wersja świętowania Nowego Roku bardzo przypadła mi do serca. Zwłaszcza ten wieczór przy ognisku, pierogach i barszczu. Tak się zastanawiam czy w kolejnych latach nie wybrać się gdzieś poza miasto, by nieco odmienić te dwa dni (Sylwester i Nowy rok) i spróbować czegoś nowego.
OdpowiedzUsuńMyślę, ze to dobry plan. WIele gospodarstw agroturystycznych ma właśnie taka ogniskową ofertę.
UsuńMarzą mi się ogólnie Bieszczady ale to kawał drogi ode mnie. Ale liczę też, że koleżanka, która prowadzi gospodarstwo lawendowe z warsztatami i spotkaniami (także z ogniskiem) wyremontuje pokoje w swoim starym domu i udostępni je gościom. Atmosfera u niej jest zawsze niesamowita <3 uwielbiam bywać na jej warsztatach
UsuńTermokubki przydatne w takich sytuacjach. Co do Jedzonka to musiało naprawdę dobrze smakować.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w 2019 roku.
My mamy ich kilkanaście i często używamy do różnych napojów.
Usuńkilkanaście - to spora kolekcja. Ja mam jeden i chyba za mało bo każdy powinien mieć swoje przeznaczenie: kawa, herbata...
UsuńCzerwona fFiliżanko, przez jakiś czas termokubki były ulubionym gadżetem reklamowym, więc przywoziłyśmy je z konkursów i maratonów. W Trzebiatowie kurzyły się, ale teraz wykorzystujemy je często siedząc przy ognisku.
UsuńNo to mieliście Sylwestra idealnego. Sama chętnie tak bym go spędziła. Ognisko i pierogi... musiało być pysznie.
OdpowiedzUsuńPrawie. Byłby jeszcze lepszy, gdyby przed północą nie zaczęło padać.
UsuńUwielbiam takie wycieczki, człowiek odpocznie od komputera i telefonu, świeżym powietrzem pooddycha ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, świeże powietrze mam zaraz za progiem, ale z odpoczynkiem od komputera msza rację.
Usuńchętnie przywitałabym rok w takim otoczeniu :) cudnie!
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńNa początku trasy gubiłem się, nie znając jej całej, ale od źródła już stale Ci towarzyszyłem, Anno.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Wasz sposób na noc sylwestrową. Coraz bardziej nie podoba zwyczaj (wiele mający wspólnego z presją) hucznej zabawy w noc sylwestrową. Właściwie dlaczego? Że minął kolejny rok?
Taka zabawa powinna być w starym, odwiecznym właściwie terminie: w najkrótszą noc roku. Czujesz zapachy łąki w ciepłą noc czerwcową?
Domyślam się, ze poprzednim razem szedłeś podobnie. Zgadzam się, że najlepsza zabawa byłąby przy okazji Nocy Kupały. Ciepło, pachnąco i nastrojowo.A łąka czerwcowa to prawdziwa aromatyczna poezja.
UsuńŁadnie powiedziane: poezja aromatów...
UsuńWspaniała wycieczka. Ja sylwestra spędziłem spacerując po Górach Świętokrzyskich z bratem ♥️
OdpowiedzUsuńGóry Swiętokrzyskie to jedno z niewielu pasm, których nigdy nie odwiedziłam.
UsuńA koniecznie powinnaś!
UsuńMyślałam, że tymi śladami będzie jakiś zimowy pojazd typu sanie. ;-;
Wkrótce wody będzie jeszcze więcej.
Rebel, kika razy mi ta myśl świtała, ale zawsze było coś innego do zwiedzenia.
UsuńPiękne okolice, szkoda, że u nas końcówka roku nie była tak ślicznie biała :)
OdpowiedzUsuńNo, ja po tę biel też poszłam w góry. Za to teraz wszędzie jest bieluśko!
UsuńSpacery w takich okolicznościach przyrody i z takimi widokami, to jest dopiero przyjemność :) Aż mi się zatęskniło za górami ;)
OdpowiedzUsuńOgnisko w Sylwestra? Może w następnym roku i ja zrobię!
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia i bardzo ładne widoki mieliście
OdpowiedzUsuń