Niedziela wstawała powolutku, nigdzie
się nie spiesząc. Tak jakby wiedziała, że jest dniem wolnym, więc
jej zadaniem, ba wręcz obowiązkiem jest płynąć leniwym nurtem
nizinnej rzeki, a nie wartko jak górski strumień.
Tylko słońce wstało nagle i ostrymi
promieniami błyskającymi znad lasu oznajmiło, że dzień będzie
ciepły i prawie wiosenny.
Poranek na wsi
Przygotowałam iście królewskie śniadanie z wiejskich jaj i pierwszych dzikich nowalijek znalezionych na łące, wypiłam kawę i nigdzie się nie spiesząc wsiadłam na rower.
Tak, tak! Oto po trzech miesiącach
droga dojazdowa odtajała na tyle, że mogłam bezpiecznie zjechać
na niziny, gdzie zamierzałam poszukać wiosny.
Plan wycieczki
Planu nie było, bo i swojej rowerowej
formy, a raczej jej braku byłam pewna. Zdecydowałam, że będę robić
zygzaki pomiędzy Gierczynem a Rębiszowem, nie oddalając się nigdy
za bardzo od domu, by w razie zmęczenia móc bezpiecznie wrócić z
tarczą, a nie na tarczy (czyli dzwoniąc po Ślubnego z prośbą, by
mnie zebrał z drogi)
Pierwszą prawdziwą oznakę wiosny
zauważyłam tuż przed Przecznicą- Były to w pełni rozwinięte
leszczynowe kotki, o których wiadomo, że są prawdziwym kuchennym
rarytasem. Na zbiór tychże zdecydowałam się jednak dopiero po
zjeździe z głównej drogi. Bo też pierwszy zakos prowadził mnie
do nowo wyremontowanego mostka na Przecznickim Potoku .
W dolnym biegu Mrożynki
Choć do
samego mostku nie dojechałam, bo gdy na rozstaju dróg zatrzymałam
się, aby leszczynowych smakołyków nazbierać (będą dodatkiem do
najbliższego pieczonego przeze mnie chleba), zawołała mnie polna
droga, na którą jakoś wcześniej nie zwracałam uwagi. Skręciłam
więc i po kilkudziesięciu metrach znalazłam się nad brzegiem
rwącego strumienia.
Miejsce było urokliwe, zatrzymałam się więc,
ciekawa, czy też przy brzegu nie znajdę rukwi wodnej, kolejnej
wiosennej zieleniny. Jakoż rosła sobie spokojnie, ale nie przy
brzegu w na samym środeczku przy wystającym z wody kamieniu. Nie
namyślałam się wcale. Pod wpływem impulsu zdjęłam buty i
skarpety, podwinęłam rowerowe spodnie i po prostu weszłam do
lodowatego potoku. Nazbierałam apetycznie wyglądających listków i
dopiero na brzegu uświadomiłam sobie, że nie mam ręcznika, a
stopy są mokre. Spojrzałam na rowerowe pedały, oceniając, czy da
się pedałować boso (na tym rowerze jeszcze tej sztuki nie
próbowałam) Po chwili sunęłam już sobie spokojnie całkiem bosa,
z butami przewieszonymi przez kierownicę. Dotarłam do innego mostku
na rzeczce i znalazłam się w Mlądzu, tuż przy Izerskiej
Lawendzie.Odwiedziny u znajomych izerskich blogerów
Boso przejechałam przez wieś i
dopiero przed wjazdem na drogę łączącą Mirsk z Rębiszowem
założyłam buty na całkiem już suche stopy.
Do Rębiszowa nie dojechałam jednak tą
drogą tylko boczną odnogą z podjazdem obok kościoła. Na chwilę
wstąpiłam do Inkwi, a gdy się okazało, że jest przeziębiona i
nie należy jej męczyć, zdecydowałam się na jazdę do Kłopotnicy.
W lesie leżało jeszcze trochę śniegu, jednak droga, podobnie jak
u nas była już sucha. Przy ulubionej kapliczce na rozstaju dróg
zatrzymałam się na chwilę, podziwiając błyszczące w słońcu
Karkonosze. Potem zajechałam do Ziłów, by po kilku minutach
rozmowy o remontowych perypetiach ruszyć w stronę Grudzy.
Podjazd do Domku pod Orzechem
Byłam
ciekawa, czy po trzech miesiącach bez roweru podjadę ten dosyć
długi podjazd. Ku swojemu zdziwieniu i ogromnemu zadowoleniu udało
mi się bez zadyszki pokonać pagórek. Potem już bez kombinacji,
najkrótszą drogą wróciłam do Domku pod Orzechem, gdzie Ślubny
właśnie wstawiał ziemniaki na obiad.
Niedziela, tak jak zaczęła się
pięknie, tak i spać kładła się oszałamiająco, żegnając nas
widowiskowym zachodem słońca.
Tez mamy już pierwsza jazde za soba - i licze na to, ze w tym roku pobijemy pare rekordow.
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Ja chyba na rekordy nie liczę, ale na fajne wycieczki jak najbardziej!
Usuńja niestety nie mam roweru. w tamtym roku pożyczałam od sąsiadki, nie wiem czy pożyczy i w tym, bo ma dwa i tylko z jednego korzysta. uwielbiam jeździć na rowerze, ale w tym temacie mam ciężko, bo mam 4letnie dziecko i nie mam z kim zostawić. musiałabym dokupić fotelik i zabierać ją ze sobą, a tu z kolei chyba bym się bała ;) .
OdpowiedzUsuńMy jeździliśmy z dziećmi w fotelikach. Świetna sprawa. Można też wypożyczyć przyczepkę.
UsuńUwielbiam rowerowe przejażdżki. Rozpoczęcie sezonu 2019 mam też za sobą, w ub. niedzielę u nas było cudnie i zrobiliśmy sobie wyprawę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ten rok będaie obfitował a rowerowe wypady!
UsuńZazdroszczę! U nas na razie wszyscy chorzy, więc sezon rowerowy w poszukiwaniu wiosny zaczniemy dopiero za jakiś czas. Ale już nie mogę się tego doczekać!
OdpowiedzUsuńOj! To szybko się kurujcie! Polecam ziółka!
Usuń"Po chwili sunęłam już sobie spokojnie całkiem bosa, z butami przewieszonymi przez kierownicę" Czy już mówiłem, żeś wariatka? 😂
OdpowiedzUsuńTak, mówiłeś 😁 i wiem, że to komplement.
UsuńBazie jako rarytas? Kurcze nie wiedziałam.... ale od Ciebie sie dużo takich ciekawostek dowiaduję hihi
OdpowiedzUsuńWino z mlecza to dopiero rarytas!!!
I wiesz, każdej wiosny tych dziwności kulinarnych przybywa, bo zimą czytam, co by jeszcze nowego zielonego i nie tylko zjeść na wiosnę!
Usuńjak ja lubię wycieczki rowerowe! chętnie bym się wybrała :)
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę i można z przyczepką pojechać na wycieczkę z dzidzią.
UsuńJuż na rowerze? super! marzy mi się taka rodzinna wycieczka :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to wyjątkowo późno w tym roku. Zazwyczaj sezon rowerowy zaczynałam 1 stycznia.
UsuńDawno nie jeździłam już rowerem. A mąż mi odnowił moją "brykę", jak tylko zrobi się cieplej, wyruszę na przejażdżkę. Ostatnio u nas strasznie zimno i wietrznie.
OdpowiedzUsuńMasz super męża! Mój też dba o moje rowery. U nas właśnie niedziela była wiosenna, teraz znów wieje i pada.
UsuńPół Pogórza za jednym razem, to jest wycieczka! :) Kłopotnica to super miejsce, kapliczek tam więcej niż domów i te widoki na góry i Grudzę...Co słychać u "wiecznie-remontujących" z Kłopotnicy? Cały czas są na miejscu? Też planuję kiedyś ich poznać.
OdpowiedzUsuńZiły mieszkają już na stałe, a Staruszek wygląda coraz lepiej. To bardzo pozytywnie ludzie.
UsuńKurcze, za każdym razem jak do Ciebie tutaj zaglądam uczę się czegoś nowego. "Przez Ciebie", mam coraz więcej pomysłów. Przez to, że u nas w planach przeprowadzka to mamy nadzieję na kawałek ogródka- to do tych ziółek co ostatnio pisałaś. Z powodu odległości do sklepów myślę właśnie o rowerze, choć szczerze wolę piesze wędrówki... Podziwiam u Ciebie tą wiedzę odnośnie rosnących dziko roślinek. Jeśli nasza przeprowadzka dojdzie do skutku to chyba będę musiała jakąś książkę zakupić i idąc Twoim śladem porozglądam się co rośnie w okolicy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię inspiruję. Na rynku jest sporo fajnych książek o ziołach. Jak pogrzebiesz po blogu, to tam gdzieś jest przegląd takiej literatury. Ważne, by ksiązka miała dobrej jakości zdjęcia i dokłądne opisy także z opisem zapachu.
UsuńPodziwiam Cię, że masz tyle siły i chęci do życia w sobie! ❤️ Dla mnie ta pora roku to jeszcze nie wiosna i nie dałabym rady zrobić tyle co Ty! Ale może dlatego, że jestem już na ostatnich nogach w ciąży i dla mnie wszelkiego rodzaju aktywności są już nieosiągalne 😉
OdpowiedzUsuńNo tak, koniec ciąży to zazwyczaj trudny czas, choć ja rowerem jeździłam do pracy w 8 miesiącu ciąży.
UsuńNa poszukiwanie wiosny piszę się zawsze - gorzej z jazdą na rowerze...:D
OdpowiedzUsuńNa pieszo byłam kilka dni wcześniej i może jutro pójdę.
UsuńLuty, a już tak piękna pogoda, że szkoda jej nie wykorzystać :) wcale się nie dziwię. My dużo spacerowaliśmy.
OdpowiedzUsuńJuż mi się marzą długie trasy, by wykorzystać czas wiosny.
UsuńSuper wypad, szkoda, że zima już wróciła
OdpowiedzUsuńNa szczęście na krótko.
UsuńJa w tym roku jeszcze nie jeździłem na rowerze. Na te ferie miałem wiosnę zamiast zimy.
OdpowiedzUsuńDla mnie dwa miesiące bez roweru to tragedia! No, ale wcześniej chyba musiałabym fatbika posiadać, by zjechać.
UsuńKotki leszczynowe widziałem, patrzyłem na nie z przyjemnością, ale dopiero do Ciebie dowiaduję się, że patrzyłem na jedzonko. Dodane do chleba zmienią jego smak?
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że zjeść można więcej roślin, niż mogłoby się wydawać. A chlebuś staje siė lekko orzechowy.
Usuń