Po ostatnich porażkach czytelniczych do biblioteki pojechałam z postanowieniem lepszej selekcji wypożyczanej literatury. Nie jest to proste zadanie, bo wizyty w mieście, jak pamiętacie, są sporadyczne i wypełnione zadaniami. Nie inaczej było i tym razem. Miałam tylko tyle czasu, ile zajmą Ślubnemu sprawy na mirskim rynku.
Wpadłam więc do biblioteki jak po ogień i złapałam trzy książki prawie na oślep. Oczywiście, znów była to półka z obyczajówkami.
Wieczorem spojrzałam na swoje łupy. Pierwszą książkę odłożyłam po kilku początkowych zdaniach. Nie, nie były złe, tylko nie miałam na to ochoty w danej chwili. Sięgnęłam po drugą...
„Jestem wolna. Od godziny. (…) Zaczęłam nowe życie, życie singielki (…)
-Boszzz, znowu rozwódka?- jęknęłam w duchu i już miałam odłożyć, ale przekartkowałam. Na szczęście! Bo odłożyłabym całkiem niezłą powieść. Ale od początku...
Bohaterką książki „Jeszcze raz, Nataszo” jest świeżo upieczona rozwódka (hah, ale to zabrzmiało) Kobieta usiadła w domu i próbuje dokonać rozrachunku z przeszłością. A jest z czym się zmagać! Wygórowane wymagania rodziców, dzieciństwo na zasadzie tzw. zimnego wychowu, rodzinna tajemnica, studia, przypadkowe związki i podobny seks, wielka miłość, kariera i duże pieniądze, utrata dziecka, kariera. Wszystko w jednym życiorysie! Zauważyliście, że ostatnio co nie sięgnę po powieść to musi być kobieta robiąca karierę za cenę domowego szczęścia i utrata dziecka? To jakieś fatum, czy co?
Temat oklepany do bólu, zaczynam się zastanawiać, czy ja jestem jakimś dinozaurem, mając szczęśliwą rodzinę z trojgiem dorosłych dzieci i tym samym mężem od prawie 30 lat?
Nie żebym odmawiała kobietom prawa do rozwodu, kariery i depresji po stracie ciąży, ale w każdej powieści? To jakaś moda?
Wieczorem spojrzałam na swoje łupy. Pierwszą książkę odłożyłam po kilku początkowych zdaniach. Nie, nie były złe, tylko nie miałam na to ochoty w danej chwili. Sięgnęłam po drugą...
„Jestem wolna. Od godziny. (…) Zaczęłam nowe życie, życie singielki (…)
-Boszzz, znowu rozwódka?- jęknęłam w duchu i już miałam odłożyć, ale przekartkowałam. Na szczęście! Bo odłożyłabym całkiem niezłą powieść. Ale od początku...
Bohaterką książki „Jeszcze raz, Nataszo” jest świeżo upieczona rozwódka (hah, ale to zabrzmiało) Kobieta usiadła w domu i próbuje dokonać rozrachunku z przeszłością. A jest z czym się zmagać! Wygórowane wymagania rodziców, dzieciństwo na zasadzie tzw. zimnego wychowu, rodzinna tajemnica, studia, przypadkowe związki i podobny seks, wielka miłość, kariera i duże pieniądze, utrata dziecka, kariera. Wszystko w jednym życiorysie! Zauważyliście, że ostatnio co nie sięgnę po powieść to musi być kobieta robiąca karierę za cenę domowego szczęścia i utrata dziecka? To jakieś fatum, czy co?
Temat oklepany do bólu, zaczynam się zastanawiać, czy ja jestem jakimś dinozaurem, mając szczęśliwą rodzinę z trojgiem dorosłych dzieci i tym samym mężem od prawie 30 lat?
Nie żebym odmawiała kobietom prawa do rozwodu, kariery i depresji po stracie ciąży, ale w każdej powieści? To jakaś moda?
Jak zatem widzicie, temat książki niestety trochę wyeksploatowany. To dlaczego uznałam ją za wartą doczytania do końca? I stwierdziłam, że jest niezła?
A, bo przecież powieść to nie tylko temat i treść, ale także forma. I to forma jest atutem tego tytułu.
Powieść została podzielona na opowiadania. Każde kolejne dotyczy fotografii. Bo też Natasza w rozwodowy wieczór postanawia spalić zdjęcia, dokonując w ten sposób symbolicznego oczyszczenia. Siedzi zatem przed domem, pije kawę i herbatę na zmianę, a na grillu (!) tlą się kolejne zdjęcia-wspomnienia. Przy czym poznając życie
Nataszy przez krótką chwilę widziałam siebie, ale tylko przez chwilę- i bohaterka, i ja dorastałyśmy w tym samy okresie politycznej zawieruchy i poszukiwania własnej drogi w nowej polskiej rzeczywistości. Wybrałyśmy zupełnie inne ścieżki, ale to już nieistotne.
Patrząc na Nataszę studentkę, widziałam własne dylematy, wybory, próby dookreślenia kim jestem i kim chcę być. Waletowanie na podłodze w akademiku, studencka bieda, dorabianie na targowisku, wynajmowanie pokoiku na skraju miasta, imprezy i studenckie, przemijające znajomości, rozmowy o polityce, gdy wydaje nam się, ze możemy coś zmienić, a nawet charytatywny epizod, to ta część życiorysu Nataszy, z którym do pewnego stopnia mogę się utożsamiać.
I myślę, że to jest jeden z walorów powieści- pokazanie losów kobiety w epizodach pozwala czytelniczkom porównać swoje losy nie do całości, ale do fragmentów, dopasować się, porównać, a może nawet dokonać własnego rozrachunku z przeszłością?
„Jeszcze raz, Nataszo” jest pierwszą częścią cyklu, więc zamierzam sprawdzić, co przygotowała pisarka swojej bohaterce w przyszłości.
A, bo przecież powieść to nie tylko temat i treść, ale także forma. I to forma jest atutem tego tytułu.
Powieść została podzielona na opowiadania. Każde kolejne dotyczy fotografii. Bo też Natasza w rozwodowy wieczór postanawia spalić zdjęcia, dokonując w ten sposób symbolicznego oczyszczenia. Siedzi zatem przed domem, pije kawę i herbatę na zmianę, a na grillu (!) tlą się kolejne zdjęcia-wspomnienia. Przy czym poznając życie
Nataszy przez krótką chwilę widziałam siebie, ale tylko przez chwilę- i bohaterka, i ja dorastałyśmy w tym samy okresie politycznej zawieruchy i poszukiwania własnej drogi w nowej polskiej rzeczywistości. Wybrałyśmy zupełnie inne ścieżki, ale to już nieistotne.
Patrząc na Nataszę studentkę, widziałam własne dylematy, wybory, próby dookreślenia kim jestem i kim chcę być. Waletowanie na podłodze w akademiku, studencka bieda, dorabianie na targowisku, wynajmowanie pokoiku na skraju miasta, imprezy i studenckie, przemijające znajomości, rozmowy o polityce, gdy wydaje nam się, ze możemy coś zmienić, a nawet charytatywny epizod, to ta część życiorysu Nataszy, z którym do pewnego stopnia mogę się utożsamiać.
I myślę, że to jest jeden z walorów powieści- pokazanie losów kobiety w epizodach pozwala czytelniczkom porównać swoje losy nie do całości, ale do fragmentów, dopasować się, porównać, a może nawet dokonać własnego rozrachunku z przeszłością?
„Jeszcze raz, Nataszo” jest pierwszą częścią cyklu, więc zamierzam sprawdzić, co przygotowała pisarka swojej bohaterce w przyszłości.
Nawet trzydzieści lat nie minęło od waszego ślubu??
OdpowiedzUsuńMłode jeszcze z was małżeństwo, Anno i Darku.
Takie życiorysy, o jakich pisałaś, są chwytliwe i dlatego są. Coś podobnego zauważyłem w życiorysach opowiadanych przez sławne osoby. Nader często zmagały się z czymś okropnym, z jakimś fatum czy klątwą, ale oczywiście poradzili sobie. Zauważyłaś?
Pomysł pokazania życia bohaterki w postaci odpowiednio dobranych epizodów podoba mi się. Wszystko, co trzeba, wiedzieć będziemy, a nie będzie nudne.
Jak u Homera, twórcy tego sposobu.
Młode mówisz? A mnie wydaje się, że w czasach gdy małżonów zmienia się jak rękawiczki, to my jesteśmy prawie wiekowi ;) Tak, powieśc znacznie zyskała przez taki zabieg. .
UsuńKsiążka jak serial. Taki atrakcyjny scenariusz dla ludu jak statki wycieczkowe narodowych socjalistów w latach 30 tych. To musi się podobać do Zaz dołączyła Annett Louisan. Jak Twój niemiecki?
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest... popyt i podaż... Mój niemiecki ? ... Gui oddała mi swoje podręczniki, więc jest postęp ;)
UsuńCiekawy pomysł z tym podziałem powieści na opowiadania. Rzadko spotykam się z czymś takim.
OdpowiedzUsuńDzięi temu czyta się znacznie lepiej.
UsuńZaskoczyła mnie wizja książki wypożyczonej z biblioteki :D W erze kupowania miło jest zobaczyć czerwoną pieczątkę :D
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie inaczej. Kupujė tylko to, co MUSZĖ MIEĆ. Czyli wszystko Olgi Tokarczuk.
UsuńW sumie praktyczne; ja tez mam kilka kupionych i przeczytanych pozycji,ktore teraz mnie draznia na polce😉
UsuńNo właśnie. Ja mam taką, co stoi jako wyrzut sumienia. Była droga, beznadziejna i wstyd ją komuś podarować. A spalić nie spalę (choć w pewnych kręgach zrobiło się modne)
UsuńFajnie że autorka pisząc na wyeksploatowany temat zastosowała inną formę ;) ale i tak nie skuszę się na lekturę - rzadko czytam obyczajówki
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam, a obyczajówki lubię na równi z fantasy.
UsuńTemat faktycznie dość oklepany, ale przynajmniej książka zachwyca swoją formą. Niestety nawet ona nie zachęca mnie do tego, by sięgnąć po historię Nataszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
Nie każdy musi lubić ten typ literatury. Byłoby nudno, gdybyśmy byli jednakowi.
UsuńJa jestem częstym gościem biblioteki. Jednak nie pozbawiam się możliwości kupienie czasami książki. Kiedyś w młodości kupowałam nagminnie, a właściwie polowałam na ciekawe pozycje. Dzisiaj kiedy wejdzie się do księgarni to istny zawrót głowy.
OdpowiedzUsuńMasz racjė, Olu. Ja w empiku zaczynam fiksować.
UsuńTak dawno nie byłam w bibliotece. A można tam złapać cudowne perełki, o których nigdy byśmy się nie dowiedzieli!
OdpowiedzUsuńSuper, chyba odświeżę swoją kartę biblioteczną :)
Biblioteka to podstawa czytelnictwa.
UsuńUwielbiam obyczajówki. Niestety nie kupuję i do biblioteki też nie chodzę, ale proponowana przez Ciebie książkę chętnie przeczytałabym, bo lubię opowiadania. Ukłony.
OdpowiedzUsuńW bibliotekach można świetne książki wypożyczyć.
UsuńJakoś tak unikam obyczajówek, ich klimat niekoniecznie do mnie przemawia, wolę mroczne i mocne wiry w książkowej atmosferze. ;)
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że obracamy się w innych kręgach literackich.
UsuńAle to ma swoje plusy, różnorodność literatury sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie, a potem można się wzajemnie inspirować. :)
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam!
UsuńMoże kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOstatnio coraz częściej sięgam po powieści obyczajowe, więc całkiem możliwe, że i tej dam niedługo szansę.
OdpowiedzUsuńW zalewie lekkiej literatury, pozytywnie się wyróżnia.
Usuń