Moje wybory zakupowe podyktowane są wieloma czynnikami. Chciałabym, aby były to tylko powody wysokie - etyka, społeczna odpowiedzialność konsumenta, ekologia. Ale poza nimi do głosu często dochodzą także kwestie finansowe, wygoda i upodobania. Czasem rodzi to potrzebę znalezienia kompromisu, ale zdarza się także, że wybór podyktowany kondycja mojego portfela pozwala także pozostać w zgodzie z sumieniem. Tak właśnie działo się ostatnio w przypadku decyzji dotyczącej całej dużej grupy produktów.
Mowa jest o rzeczy dość podstawowej, a mianowicie kosmetykach. Przez lata byłam konsultantką Avonu i to stamtąd, przy okazji zamówień dla innych, zamawiałam również kosmetyki dla siebie. Cześć okazała się naprawdę fajna (w moim przypadku były to przede wszystkim kosmetyki kolorowe), inne nie wyróżniały się niczym specjalnym (większość pozycji pielęgnacyjnych), parę na stałe znalazło miejsce w kosmetyczce (antyperspiranty, które mnie nie podrażniały, żelowe kredki do oczu i tusz do rzęs). Było to rozwiązanie dla mnie wygodne - i tak jeździłam do Paczkomatu, więc w kartonie mogły być także drobiazgi dla mnie. Cenowo także Avon był dość przystępny. Kiedy jednak wyprowadziłam się na drugi koniec kraju i przestałam zamawiać dla znajomych, stało się to zupełnie nieopłacalne i to był główny powód szukania alternatywy. Z czasem, wykształcając w sobie świadomość zakupową stwierdziłam, że znalezione rozwiązanie w dużej mierze odpowiada moim ideałom… o czym mowa? O kosmetykach naszej rodzimej marki Ziaja.
Produkty Ziaji pojawiały się w mojej kosmetyczce już wcześniej - hitem było masło czekoladowe do ciała oraz masło z wycofanej serii rebuild. Ze względu na obecność saloniku firmowego nieopodal mojego poprzedniego miejsca pracy przyjrzałam się ofercie tej firmy. Są dwa rodzaje produktów, które wymagają u mnie większej uwagi - antyperspiranty i pasty do zębów. Te pierwsze muszą być w kulce lub sztyfcie, bo spray mnie podrażnia, zdarza się to jednak także innym formom. Od tego kosmetyku wymagam dwóch rzeczy - skuteczności i delikatności - co wcale nie jest takie oczywiste przy regularnym uprawianiu sportu i wrażliwej skórze pach. Kulki Ziaji w pełni spełniają te warunki. W moim przypadku najlepiej sprawdza się turkusowy antyperspirant o neutralnym zapachu i dodatkowym działaniu antybakteryjnym.
W przypadku past do zębów unikam Blend-a-Med, Aquafresh, Elmeksa, gdyż co do tych mam pewność, że mnie uczulają. Mogę sięgnąć po Colodent, Signal i tanią pastę z Biedronki - te mam bowiem sprawdzone. I po Ziaję właśnie. Zwykle sięgam po wersję mintperfect activ. Jest wydajna, nie pieni się może jakoś wybitnie, ale spełnia swoją rolę i nie wywołuje u mnie paskudnej wysypki.
Skoro wchodzę do saloniku Ziaji, to oszczędzam sobie wizyt w innych drogeriach i staram się kupić tam wszystkie potrzebne mi kosmetyki. I tak właśnie sposobem odkrywam perełki, które chcę w kosmetyczce na stałe; pewniaki, które nie zwalają z nóg, ale spełniają swoją rolę i póki nie znajdę jakiegoś hitu na ich miejsce, to zostaną ze mną; średniaki, które wykorzystam do końca, a później sięgnę po inny produkt tego typu. Nie trafiłam jeszcze na żaden kosmetyk, którego bym nie wykorzystała.
Z czego obecnie korzystam i jak to oceniam?
Pominę dwa podstawowe produkty, o których wyżej - jeżeli producentowi nie zdarzy się zmienić składu lub mój organizm się nie zbuntuje - nie szukam zamienników.
Moje perełki
Krem zimowy - rok temu weszłam do Ziaji na początku zimy i powiedziałam “codziennie jeżdżę rowerem, szukam kremu” na co doradczyni wręczyła mi krem, który zwykle poleca narciarzom. Malutka tubka, niewielki filtr słoneczny ciężka tłusta konsystencja i nostalgiczny zapach. I cena. 7 zł. Od razu wzięłam dwie tubki. I nie dam ich sobie odebrać - nawet po treningu na mrozie skóra była w dobrej kondycji - nie szczypała, nie była ściągniętą.
Wazelina - klasyk. Na usta, na dłonie i stopy w czasie mroźnych treningów, na skórki przy paznokciach, nagłe przesuszenia skóry. Stałe mam kilka słoiczków w domu. Resztek używam też do butów.
Serum z serii GdanSkin - szukałam czegoś lekkiego na noc na tzw okres przejściowy. Latem wystarczy mi woda różana, ale jesienią to już za mało. Serum jest leciutkie, szybko się wchłania, jest wydajne. I zostaje ze mną na dłużej.
Peeling Liście Nanuka - peeling enzymatyczny z dużą ilością dość ostrych drobinek w czymś, co przypomina konsystencją maseczkę z glinki. Oczyszcza, nie powoduje problemów, ale stosuję go wymiennie z czymś delikatniejszym i wymaga później dobrego nawilżenia.
Seria Masło Kakaowe - mydło pod prysznic, mleczko i masło do ciała - cała seria pachnie obłędnie, mydło spełnia swoją funkcję i dobrze się pieni. Mleczko i masło dobrze nawilżają - mleczko ma rzadką, ale tłustą konsystencję, masło jest jeszcze cięższe, oba pozostają wyczuwalne na skórze - można im jednak to wybaczyć, biorąc pod uwagę w jakim stanie ją pozostawiają - miękką i pachnącą.
Pewniaki:
Żel do mycia twarzy Liście Nanuka - radzi sobie z delikatnym dziennym makijażem oraz codziennym zanieczyszczeniem skóry, pozostawia ją rzeczywiście czystą, ale w moim przypadku i ściągniętą - tym jednak radzi sobie odpowiednio dobrany krem.
Peeling enzymatyczny i gommage - oczyszczają skórę, ale uzupełniam ich działanie stosując do wymiennie z peelingiem mechanicznym.
Krem na dzień z serii GdanSkin - rozświetlający (wg producenta) z fitrem SPF 15, nawilżający, ale nie za tłusty, ładnie pachnie.
Mleczko z filtrem SPF20 - klasyk. Dość wydajny, niedrogi, o delikatnym zapachu i dosyć tłustej konsystencji, ale rozprowadza się na skórze dobrze.
Krem łagodzący 10% D-panthenolu - ratuje życie po zbyt dużej ekspozycji na słońce - ma ciężką konsystencję, ale naprawdę robi robotę - łagodzi i zapobiega schodzeniu skóry.
Krem pod oczy ze świetlikiem - po Pięknym Zachodzie zaczęłam mieć problem ze szczypiącymi i łzawiącymi oczami - podrażniały mnie nawet podstawowe kosmetyki, więc postanowiłam sięgnąć po żel dedykowany do skóry w tej okolicy. Mój wybór padł na łagodzący świetlik - nie podrażnia, jest lekki, szybko się wchłania.
Zestaw odżywek do włosów - oliwkowa maska do włosów i odżywka z serii GdanSkin - osobno były za słabe, ale wymieszane i nałożone razem robią robotę - moje włosy są miękkie, nie puszą się i ślicznie się układają.
Średniaki
Balsam do ust - kokosowa terapia skóry i zmysłów - u mnie nawilża za słabo. Niestety, bo pachnie pięknie.
Pomarańczowe mleczko do ciała - ma ładny, świeży zapach, nieźle nawilża, spełnia swoją funkcję.
Odżywka do włosów Kozie Mleko - lekko dociążała włosy, ale przy moim sianie, niestety - za słabo.
Co, poza, skutecznością, jakością przemawia za Ziają? To polska firma produkująca w Polsce. Ponadto nie testuje na zwierzętach i nie nadmuchuje sztucznie cen produktów - w większości są to kosmetyki naprawdę niedrogie (11 zł za krem do twarzy spełniający swoją rolę to naprawdę niewiele). Przemawia to do mnie, dlatego zostanę z tą marką na dłużej.
Staram się być świadomym konsumentem dlatego czytam, szukam, podejmuję decyzje po przemyśleniu. Ograniczam też ilość kupowanych dóbr - nie do minimum, nie jestem ascetką, ale zdaję sobie sprawę, że kolejna sukienka na raz jest mi zupełnie zbędna.
Nie zwracam za bardzo uwagi na firmę, gdy kupuję kosmetyki. Najważniejsze, aby były sprawdzone.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tego kremu zimowego z Ziaji. Chętnie go wypróbuję.
OdpowiedzUsuńUżywam tylko sprawdzonych kosmetyków. Nie lubię eksperymentować.
OdpowiedzUsuńAle żeby wiedzieć, który jest sprawdzony,m trzeba najpierw go wypróbować. ;)
UsuńZiaja wie co robi, a masło kakaowe pachnie tak, ze mogłabym je jeść 😉
OdpowiedzUsuńTeż od kilku lat uwielbiam Ziaję. Zawsze jak przylatuje robię zapas i mam na dość długo. Są dość naturalne i nie podrażniają mojej skóry. Moim pewniakiem jest jeszcze Oliwkowy tonik z liści zielonej oliwki. Lubię Ziaję też za zapach kosmetyków i za datę ważności.
OdpowiedzUsuńZiaja mój ulubiony producent. Mam do niego zaufanie. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńMiałam sporo produktów Ziai. Wazelinka musi być u mnie zawsze na stanie. Nie tylko jako pielęgnacja, ale też w aucie - do smarowania skrzypiących drzwi :D Kremy pod oczy miałam chyba trzy, ale wszystkie mnie niesamowicie uczuliły. Kokosowy balsam do ust był tragiczny. okropna konsystencja, słabe działanie. Dobrze wspominam jednak wszelkie mydła pod prysznic i klasyczny krem kakaowy :)
OdpowiedzUsuńNo tak: kosmetyki są rzeczami podstawowymi, wiadomo :-)
OdpowiedzUsuńAle w kwestii świadomych zakupów zgadzam się z Tobą, Aniu.
Nie wiedziałem, że jest aż tyle kosmetyków. Aniu, opisałaś chyba wszystkie, jakie są na całym świecie.
Nie miałam dawno nic z Ziaji.
OdpowiedzUsuńMasła kakaowego używała moja mama :) Ja raczej kremy do rąk, ale z Ziai też kiedyś miałam.
OdpowiedzUsuńZiaja to dobra marka ;) Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie do końca mogę się przekonać do tej Ziaji
OdpowiedzUsuń