Motyw malin w literaturze
W środę obiektem mojego zainteresowania były maliny. Wybrałam się w swoje ulubione miejsce. Malin mnóstwo. Poczułam się szczęśliwa niczym Juliuszowa Alina, nim zazdrosna Balladyna skróciła jej życie, czynem tym przechodząc do historii literatury jako zło wcielone, femme fatale i na stałe zajęła miejsce obok Lady Macbet. Od Słowackiego płynnie przeszły moje myśli do Leśmiana i rozważać zaczęłam, czym się raczył w owym malinowym chruśniaku, skoro oddając się miłosnym igraszkom, nie zauważył, że maliniakom jakoś tak podejrzanie często towarzyszą mało przyjemne i zgoła niepoetyckie chaszcze pokrzyw, ostów i jeżyn.Może zresztą opity był miłością i dlatego idylliczny chruśniak jawił mu się rajem na ziemi z kilkoma niegroźnymi owadami na listkach.
Od motywu malin w literaturze myśli moje poszybowały wraz z Leśmianowymi owadami w stronę motywu kawy, który to motyw mocno mnie ostatnio zajmuje.
Co w lesie bzyczy?
Wokół las szumiał, coś bzyczało przy uchu, ale przecież w lesie zawsze szumi i brzęczy, a że wrotyczem się przed wejściem do lasu natarłam, co by mnie kleszcze i inne robactwo nie zjadło, to i owo coraz głośniejsze bzyczenie nie zainteresowało mnie, a powinno, powinno.Pierwsze ukłucie w udo wzięłam za wybitnie uciążliwą pokrzywę lub jeżynę. Jednak, gdy chcąc pozbyć się niewygodnej gałązki, natrafiłam nie na twardy kawałek kolczastego krzewu, a na skrzydlatego stwora, zdziwiłam się lekko. Dopiero jednak drugie ukłucie oraz wzmagające się brzęczenie uświadomiły mi, że czas się ewakuować, gdyż znalazłam się na wrogim terytorium. Nim wydostałam się z krzaczorów, w których zagnieździły się leśne osy, jeszcze jedna obrończyni rodzinnego domu użądliła mnie w … kieszeń.
Oszołomiona stałam na ścieżce,
szacując straty. Na szczęście nie jestem uczulona na jad owadów i
oprócz dokuczliwego pieczenia nie zauważyłam żadnych sensacji.
Skróciłam jednak przezornie pobyt w lesie.
W domu zaaplikowałam sobie wapno, a bolące miejsca natarłam sokiem z aloesu, który to trzymam w lodówce na takie właśnie przypadłości. A litr malin i 6 litrów jeżyn przepuściłam przez sokowirówkę wolnoobrotową i zawekowałam.
W domu zaaplikowałam sobie wapno, a bolące miejsca natarłam sokiem z aloesu, który to trzymam w lodówce na takie właśnie przypadłości. A litr malin i 6 litrów jeżyn przepuściłam przez sokowirówkę wolnoobrotową i zawekowałam.
Morał z tej powiastki taki...
Z przygody tej płynie sporo nauki:
➡miłośnik lieratury musi liczyć się ze stratami,
➡czytanie czasem boli,
➡nie włazi się buciorami do czyjegoś domu.
Zatem, Panie i Panowie... zwycięzcą konkursu na blogu jest... SADY SANA.
Zatem książka "Niebo nad Amsterdamem" i zestaw drobiazgów z Domku pod Orzechem poleci pod adres, o który proszę na e-mail: akacja68@gmail.com lub w wiadomości prywatnej na fanpage fb.
➡miłośnik lieratury musi liczyć się ze stratami,
➡czytanie czasem boli,
➡nie włazi się buciorami do czyjegoś domu.
Rozwiązanie konkursu
A jeśli już przy literaturze jesteśmy, to czas rozwiązać konkurs z książką.Zatem, Panie i Panowie... zwycięzcą konkursu na blogu jest... SADY SANA.
Zatem książka "Niebo nad Amsterdamem" i zestaw drobiazgów z Domku pod Orzechem poleci pod adres, o który proszę na e-mail: akacja68@gmail.com lub w wiadomości prywatnej na fanpage fb.
Tekst ładny związkiem z poezją. Lubię takie połączenia.
OdpowiedzUsuńZwykle zbieram leśne owoce w stosunku 1 do 3, a nawet jeden do pięciu. Jeden do pojemnika, pięć do spożycia na miejscu, ale to nie jest obżarstwo, a zwykłe robienie zapasów na zimę. A u Ciebie jakie są proporcje?
Przypomniałaś mi historyjkę wspominaną przez Elę, jak to nasz mały syn opowiadał o ugryzieniu go przez pszczołę w nogawkę.
Tak myślałam, że Ci przypadnie do gustu. Proporcje? 1:litra, czyli na litr w wiaderku jedna zjedzona. No może ciut wiėcej 😁 ech te owady, co gryzą ubrania 😄
UsuńCzasem niestety nawet błogie czytanie wśród takiego piękna kończy się małą przykrą niespodzianką... Brawa dla zwyciężczyni! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńNiestety, z literaturą trzeba ostrożnie.
UsuńMoże osy zazdrosne o maliny, w każdym razie nieegancko się zachowały, nawet jak gość nieproszony był ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę 😂 bo noga wciąż swędzi i piecze!
UsuńPrzy zbieraniu owoców pewmnie się odstresowalas od ludzi
OdpowiedzUsuńMagdo, ja mieszkam na odludziu ;) Ale zbieranie owoców zawsze mnie uspokaja.
UsuńMy w Irlandii Półn tak chodzimy na dzikie jeżyny
OdpowiedzUsuńOsy najwidoczniej było mocno zazdrosne :D
Jak nic były zazdrosne o ilość zebranych jeżyn.
UsuńMyślę że na każdej drodze czekają wzloty i upadki:)
OdpowiedzUsuńTo też dobry morał z mojej historii
UsuńAj niezła przygoda z tymi osami
OdpowiedzUsuńPewnie, no i ważne że nie jestem uczulona.
UsuńNie wiedziałam, ze jest coś takiego jak motyw malin 😉
OdpowiedzUsuńJeśli przynajmniej w kilku tekstach pojawia się przedmiot lub idea, to możemy już mówić o motywie, może jeszcze nie wędrownym, ale jednak motywie.
Usuńładny związkiem z poezją. Lubię takie połączenia.
OdpowiedzUsuńJa też, bo uwielbiam dygresje.
UsuńKocham maliny i jeżyny,
OdpowiedzUsuńto trochę miałąś pecha ,ze cię zaatakowały,
ale chyba warto było :-))
krystynabozenna
Jasne, ze było warto. Już mam sok i ciasto drożdżowe! A przepis w nastepnym wpisie.
UsuńGratulacje dla Sady Sana!
OdpowiedzUsuńNiemal zapomniałam o tym konkursie jejciu, dzięki za komentarz bo mogłabym przegapić. Jak się cieszę :D już wysyłam na maila dane do wysyłki :)
OdpowiedzUsuń