Ostatnie dni, jak pewnie zauważyliście,
śledząc moje profile w socialmediach (
facebook i
Instagram), upłynęły nam w
towarzystwie bratanicy. Marysia to niezwykle ruchliwa osóbka o
silnym charakterze, zatem sprostanie jej żywiołowej naturze wcale
nie jest proste. A ja podobno awansowałam do roli ukochanej cioci,
co dobrze rokuje na kolejne pobyty. Bo przecież wiadomo, że dobre
relacje z dzieckiem buduje się cierpliwością, a bycie dla dziecka
autorytetem sprawia, że łatwiej się z nim dogadać. Nie ukrywam,
że dobrze mieć dodatkowy atut w rękawie, jakim jest na przykład
stado kóz.
|
Maria pozuje na tle wejśćia do kopalni Fryderyk Wilhelm |
Wycieczki tematyczne
Pogoda nam dopisywała, więc Maria
sporo czasu spędzała w towarzystwie naszych
zwierząt, głaszcząc i karmąc na przemian kozy, koty i psa.
Codziennie
rano wstawała razem ze mną, by towarzyszyć mi w porannym obrządku
i dojeniu. Wspólnie wyprowadzałyśmy kozy na pastwisko. Potem wymyślałyśmy różne wycieczki. Oprócz
wspomnianej we wcześniejszym wpisie
wyprawy w poszukiwaniu ametystów, spędziłyśmy
jeden dzień na pobliskich skałkach na Prochowej (te skałki pokochały wszystkie dzieci odwiedzające Domek pod Orzechem), gdzie Maria
doskonaliła się w wspinaczce, wybirając rózne warianty wchodzenia na sckałki i schodzenia z nich, słuchała opowieści o dawnych
kopalniach Pogórza Izerskiego, oglądała żyły kwarcu. Odwiedziłyśmy sztolnię, bo Maria chciała zobaczyć jak wygląda taka dziura w ziemi.
|
Deszcz nam niestraszny |
Miałyśmy też małą
przygodę: gdy złapał nas rzęsisty deszcz, schowałyśmy się pod
nawisem skalnym i zrobiłyśmy mini piknik.
Jednego popołudnia włóczyłyśmy się po łąkach izerskich, rozpoznając zioła i zbierając jeżyny. Sprawdziłyśmy, czy nie wyrosły wreszcie kurki (niestety, nadal ich nie ma) Odbyliśmy też pasjonującą
rodzinną wycieczkę do Kolorowych Jeziorek w Rudawach Janowickich a przy okazji zaplanowaliśmy wyjazd w Góry Sokole w czasie następnego pobytu w Gierczynie. Jeziorka zrobiły na Marii spore wrażenie, choć długotrwała susza nieco obniżyła ich atrakcyjność.
Zakupy na targowisku
|
Szkatulka pełna skarbów czyli nitecznik |
Dopiero ostatniego dnia
pobytu pogoda zepsuła się i zamiast zaplanowanej wycieczki nad
strumień, ten sam, gdzie Maria zaliczyła "Upadek Ikara", zostałyśmy w domu. Choć też nie do końca, bo sobotnie
przedpołudnie spędziłyśmy na zakupach. I jak się domyślacie,
odwiedziłyśmy mirskie targowisko, które jest zbiorowiskiem takich różności, że czasem trudno się oprzeć, by nie kupić czegoś z drugiej ręki i nie podarować przedmiotowi nowego życia. Tym razem stałam się
właścicielką cudownej szkatułki na przybory krawieckie wraz z
skansenową wręcz zawartością, która posłuży mi jeszcze przez dugie lata! Dwie grube szpule białych nici spadły mi jak z nieba, bo moje właśnie się kończą.
Pomysł na zabawę kreatywną
|
Który guzik wybrać? |
Ten nieoczekiwany zakup oraz konieczność
wyjaśnienia Marii, że nie kupię jej koszmarnego plastikowego
piórnika w markecie, ponieważ unikam kupna zbędnych przedmiotów z plastiku, zaowocowały naszym sobotnim zajęciem. Otóż
przez kilka godzin przeglądałyśmy zawartość nitecznika, a potem
Maria zaprojetowała i uszyła własny piórnik, wykorzystując skrawek tkaniny, którą dostałam od sąsiadki oraz przybory i materiały z nitecznika.
|
Wymiary piórnika muszą się zgadzać |
Wewnątrz mojego nowego nabytku znalazły się m.in.
urządzenie do repasacji pończoch, kilka nawlekaczy do nici,
żyletki, kilkanaście szpulek z nićmi z wielu kolorach, klamry do
biustonoszy i pończoch, fiszbiny, niezliczone ilości zapięć,
agrafek i guziczków. Samo pudełko wymaga kilku zabiegów
renowacyjnych, po których będzie mi jeszcze służyć przez wiele
lat.
Piórnik hand made
|
Preentacja gotowego piórnika |
Najpierw przygotowałyśmy projekt i
Maria wybrała tkaninę na piórnik. Po wykrojeniu i przygotowaniu
wszystkich koniecznych akcesoriów nauczyłam bratanicę korzystania z
nawlekacza do nici, dzięki czemu moja ośmiolatka sama nawlekała
sobie igłę. Potem wspólnie robiłyśmy węzełek. Ponieważ nie
było to pierwsze spotkanie dziewczynki z przyborami do szycia
(wcześniej szyła z mamą), bez problemu poradziła sobie ze ściegiem
za igłą. Trochę więcej czasu trzeba było poświęcić obrzucaniu
brzegów, ale i tu okazała się pojętną uczennicą, więc nie było
potrzeby uruchamiania maszyny do szycia. Na koniec przyszyła
guziczek, a jedyną rzeczą, którą zrobiłam ja była haftka do
guzika.
Na życzenie Marii wyjęłam pisaki do
tkanin, aby mogła swój piórnik podpisać i nadać mu jeszcze
bardziej osobisty charakter.
Po południu czytałyśmy jeszcze
książkę, która czekała w skrzynce na listy. O tym, czy jest to
lektura dla ośmiolatki, możecie dowiedzieć się z mojego
Instagrama, a pełną recenzję zamieszczę niebawem.
Super, że tak miło i kreatywnie razem spędziłyście czas, będzie co wspominać! Pozdrawiam niedzielnie! ;)
OdpowiedzUsuńO tak! Wiele osób, które spędzało czas w Domku pod Orzechem po latach stwierdza, że to były wspaniałe chwile, myślę, że to samo powie Maria.
UsuńTo może za rok wybiorę się z dziećmi w góry izerskie. Wycieczkę z poszukiwaniem ametystów już zapisałam. Coś jeszcze polecasz? Tylko moje młodsze niż bratanica ;) jeszcze przedszkolaki.
OdpowiedzUsuńW Górach Izerskich jest masę fajnych miejsc także dla młodszych dzieci. To np. Stóg Izerski, wieża widokowa na Smrku, łatwe, szutrowe szlaki, które da się pokonać nawet z wózkiem.
UsuńBądź owiec mój tata ma owce i wszyscy się do niego graną hi hi
OdpowiedzUsuńNo tak! Każde miękkie zwierzaki będą się liczyć, stado kotów albo alpaki ;)
UsuńNajbardziej podoba mi się to szycie. :) Mądrze i kreatywnie.
OdpowiedzUsuńJeszcze pracując w szkole zauważyłam, że dzieci to lubią.
Usuńsuper spędzony czas :) zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńO tak! Świetnie się bawiłyśmy!
UsuńBardzo fajny pomysł z tym piornikiem. Trzeba mieć nadzieję, że dziewczyna zappamieya na długie lata, a może w przyszłości będzie również tak wybierać. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję.
Usuńmoże akurat się kiedyś wybiorę w Góry Izerskie :D
OdpowiedzUsuńTakie ręczne robótki rozwijają wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńSerce nauczycielki przedszkola cieszy się ogromnie widząc zaangażowane dziecko.
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się moje dzieciństwo! Też podobnie spędzałam czas (wakacje zawsze w górach) i właściwie to się cieszę, że wtedy nie było smartfonów, a krowy, kozy i inne zwierzęta mogłam poznać "na żywo", a nie z gry w farmę. Myślę, że Marysia zapamięta także na bardzo długo te wakacje!
OdpowiedzUsuńPodobne jesteście do siebie, zwłaszcza w uśmiechu. Czy też to widzisz, Anno?
OdpowiedzUsuńNitecznik, ładne, rzadkie słowo, stworzone chyba w ten sam sposób, co matecznik.
No tak, znalazłaś pudełko z nawlekaczami, nićmi, igłami i takimi tam – nawet fajne, przyznaję – ale zaraz pomyślałem o Ślubnym. Czy kupiłabyś dla niego znalezioną na targu starą, gustowną skrzyneczkę z śrubkami, zawleczkami, kluczykami i podkładkami?
Tylko czasem tak ciezko o ta cierpliwość...
OdpowiedzUsuńBratanica na pewno się nie nudziła i będzie miała co opowiadać swoim przyjaciołom :) Wakacje pełne wrażeń :)
OdpowiedzUsuńTaka ciocia jak Ty to prawdziwy skarb:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Ja to się wcale nie dziwię temu tytułowi "ukochanej" cioci! Tyle atrakcji!
OdpowiedzUsuńFaktycznie wspaniała z Ciebie ciocia (nic dziwnego, że awansowałaś hihi). Masz naprawdę wspaniałe podejście do dzieci. Zapewniłaś swojej bratanicy masę niesamowitych przód, którymi z pewnością zachwyciłby się każdy malec. Wycieczki, opieka nad zwierzątkami, wspólne zakupy,czytanie na głos książek - może nam dorosłym wydaje się to błahe dla dzieci to wspaniale wspólnie spędzony czas :). A wspólnym robieniem piórnika już w ogóle przebiłaś wszystko. Pokazałaś dziewczynce, ze nie wszytko ze sklepu warto kupować, a wiele rzeczy może zrobić sama, rozbudziłaś kreatywność i chęć działania :)
OdpowiedzUsuń