Znacie drogi przed siebie? Takie, które
prowadzą tam, gdzie oczy poniosą? Spośród wielu pomysłów na
aktywną niedzielę, wybrałam właśnie taką drogę. A dokąd mnie
zaprowadziła? Przeczytajcie!
Tydzień na izerskiej wsi
Tydzień był zwariowany. Część
planów pokrzyżowała mi jakaś niestrawność, która zabrała całą energię i wymusiła siedzenie w domu. Gdy tylko poczułam się
lepiej, ruszyłam w jesienny las, z którego przyniosłam kosz
grzybów. Te znów uziemiły mnie skutecznie na kilka godzin. W
niedzielę nie zamierzałam już siedzieć w domu. Plan nie był zbyt
konkretny. Wiedziałam, że wołają mnie góry i to nie Kamienicki
Grzbiet, który przemierzam z koszem na grzyby, lecz główne pasmo
izerskie.
Zaplanowanie wycieczki rowerowej po Górach Izerskich
Nad ranem, gdy słońce zabarwiło niebo na fioletowo,
sięgnęłam po mapę, by rozstrzygnąć pierwszy dylemat: jak się
dostać na Wysoki Grzbiet. Bo też dróg sporo, ale większość
odwiedziłam już w tym roku! W końcu stanęło na tym, że
najkrótszą drogą dojadę nad Płokę i potem będę myśleć
dalej. Spakowałam prowiant, kawę w termosie, wodę w bidonie, bluzę, gdyby miało byc chłodniej, a nawet koc i wsiadłam
na rower.
Alternatywna trasa rowerowa ze Świeradowa
Choć nie było jeszcze dziesiątej, słońce grzało, a mnie po
kilkudniowej niedyspozycji jechało się ciężko. Nim dotarłam do
Pięciu Dróg, spociłam się nieziemsko. Na szczęście potem było
już w dół aż do Płoki. Tu przy tablicy ku pamięci myśliwych
musiałam podjąć decyzję, co dalej: Na Rozdroże Izerskie i żółtym
szlakiem w górę aż do Młaków czy do Świeradowa i trasą
rowerową, którą przemierzałam zaledwie miesiąc temu do Drwali. I
wtedy w moje oczy rzuciła się ona. Jakoś nigdy nie zwróciłam na
nią uwagi, może dlatego, że wyglądała na mapie niezbyt
atrakcyjnie, zwąc się Drogą Dolno-Kwisową, a potem Drogą
Średnią. Przyznacie, że mało oryginalne nazwy. Nie namyślając
się dłużej, zjechałam wprost do Świeradowa obok wodospadu na
Kwisie.
Za tablicą z napisem Świeradów Zdrój zjechałam z głównej
drogi w leśny dukt. I to była moja droga przed siebie. Cudna!
Malownicza, z kilkoma punktami odpoczynku, zbiornikiem retencyjnym,
pięła się cały czas w górę, czasem bardziej niż się
spodziewałam, co chwilę odsłaniała nowe widoki na Kamienicki
Grzbiet z różnej perspektywy i pod różnym kątem. Las, którym
prowadziła okazał się niezwykle urozmaicony. Na uwagę zasłużyło
kilka bardzo starych buków, które w jesiennej szacie zachwycały
podwójnie. Nie spieszyłam się, chłonąc piękno tego
październikowego dnia.
Po ponad 5 km jazdy szutrem i tradycyjnymi
kamieniami (tak, jak kiedyś wyglądała większość izerskich
duktów) znalazłam się na żółtym szlaku, który przekornie zwany
jest Drogą Panoramiczną, choć panoramy widać z niego było jakieś
20 lat temu, gdy przemierzaliśmy go pierwszy raz. Tu trafiłam na
pierwszych turystów i od razu zaskoczyło mnie że jest ich tak
wielu (a w sumie nie powinno, bo przecież na fb czytałam, że trudno o noclegi w górach na ten weekend)
Rowerem do Chatki Górzystów
Żółty towarzyszył mi aż do
Jagnięcego Jaru, gdzie porzuciłam go na chwilę, chcąc obejrzeć z
bliska Jagnięcy Potok. Przyznam, że głęboka dolina potoku
zauroczyła mnie.
Potem przez chwilę zastanawiałam się, czy do
Chatki Górzystów nie pojechać przez Orle, ale czas i kondycja
zdecydowały, że zawróciłam na żółty i nim podążyłam jeszcze
jakiś czas, lawirując między ludzkimi masami. Z poprzedniej
wycieczki pamiętałam, że droga chwilami była mało rowerowa, a do
tego koniecznie chciałam przejechać przez całą dawną Wielką
Izerę, więc na skrzyżowaniu skręciłam w lewo, tak, jak ładnych
arę lat temu jechałam z bratem. Dzięki temu mogłam dłużej
podziwiać Torfowiska Doliny Izery.
A potem moim oczom ukazała się Gross
Iser w całej swojej jesiennej krasie i okazałości. Usiadłam na ruinach jednej z wielu chałup, chciałam poczuć
ducha tej wsi. Niestety pobliskim szlakiem przewalały się hałaśliwe
tłumy, a w widocznej już Chatce Górzystów stłoczyło się ludzi
więcej niż w kościele w czasie sumy.
Rowerem od Chatki Górzystów do Świeradowa
Chatkę ominęłam więc bez
żalu. Tak samo szybko pożegnałam się z zatłoczonym niebieskim
szlakiem, by pozostać wierną żółtej barwie. Taka decyzja
podyktowana na była dwoma względami: po pierwsze tu było spokojnie
a o drugie... i teraz cofnijmy się o 30 lat, gdy pierwszy raz
zobaczyłam Halę Izerską, przez która prowadził jeden, jedyny
niebieski szlak ( drugi czerwony był szlakiem szczytowym,
najczęściej tak zabagnionym, że nie do przejścia). Droga,
skręcająca ku granicy czechosłowackiej i była niedostępna.
Pamiętam, jak tajemnicza Hala Izerska, o której mówiło się
niewiele rozpalała wyobraźnię młodej studentki.
I pomyśleć, że
dopiero po 30 latach to marzenie o spenetrowaniu Drogi Borowinowej
udało mi się zrealizować. Jak widać, na realizację marzeń nigdy
nie jest za późno. Przy okazji znalazłam jeszcze kilka ścieżek i
dróg, które koniecznie muszę odwiedzić. Przy okazji okazało się
kolejny raz, jak nieaktualne są moje papierowe mapy, gdyż i tu
żółty szlak biegnie inaczej niż pokazuje mapa (aktualny przebieg
szlaku pokazują jedynie mapy.cz)Z szlakiem pożegnałam się poniżej Polany Izerskiej, gdyż nie miałam czasu ani ochoty na odwiedzanie Stogu Izerskiego. Z Drwali było już szybko, bardzo szybko w dół, wprost do Świeradowa. Gdy poprzednim razem wracaliśmy tak z bratem miałam śmierć w oczach. Jednak setki kilometrów górskich dróg, udział w maratonach i dobry rower sprawiły, że tym razem odczuwałam jedynie niesamowitą frajdę z jazdy. Przejechałam rawie 50 km i z przewyższeniem ponad 1000m. Ślad na endomondo
Czy muszę pisać, że najtrudniejszym
odcinkiem okazał się kolejny raz... półtorakilometrowy podjazd
pod Domek od Orzechem?
Na koniec jedna, smutna refleksja:
spotkałam dziesiątki ludzi na szlaku i tylko kilkoro przywitało
się tradycyjnych turystycznym pozdrowieniem. Jeśli sama nie
powiedziałam cześć lub dzień dobry (a przecież nie dość że
jestem kobietą, to na szlaku znacznie podnosiłam średnią wieku,
zatem inicjatywa powinna należeć do innych) mijaliśmy się w
ciszy. A przecież kiedyś było to nie do pomyślenia! Co się stało
z ludźmi?
Więcej zdjęć znajdziecie w galerii: Niedziela w górach
Świetny pomysł na majówkę. Muszę rozważyć w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńTylko przy taki wzroście zainteresowania trzeba chyba dużo szybciej zarezerwować noclegi :)
UsuńBardzo przyjemnie się czytało, jednak miałem nadzieję, że to marzenie było związane z jakimś stworzeniem:)
OdpowiedzUsuńNo niestety, cietrzewi nie było :)
UsuńAle czekałem na relację z wycieczki...i doczekałem się - i to jakiej opowieści, ale sama przyznasz - pogoda na rower była w sam raz. Jeszcze kilka takich dni i trzeba korzystać z wolnych chwil. Bardzo ciekaw jestem Twoich wrażeń z Gór Izerskich sprzed lat - intryguje mnie fakt, dlaczego tyle lat temu Hala Izerska nie była tak popularna jak dzisiaj. Czy to tylko wynika z epoki smartfonów i robienia selfie, czy czegoś innego? A co do pozdrowień na szlaku - klimat gór powoli zanika i to nie tylko u nas. Przynajmniej, gdy ktoś się przywita lub odpowie od razu - wiesz, że to górzysta :)
OdpowiedzUsuńDlaczego Hala nie była popularna? Bo o pierwsze Chatka Górzystów była w socjalinie tworem dosyć podejrzanym- jak wszystkie chatki studenckie, gdyż nie była schroniskiem pttk. Po drugie tamtędy biegł tylko jeden szlak, niebieski: długi i monotonny. Szłam nim, to wiem. Po trzecie wszyscy woleli iść Głownym Szlakiem Sudeckim, mimo że były to bagna. I o czwarte: nie było rowerów górskich, więc i rowerzystów na szlakach.
UsuńZnika dobry obyczaj w górach, a szkoda; doświadczyliśmy tego w sobotę podczas wędrówki na Połoninki Arłamowskie, szły kolejne grupy młodych ludzi i nic, wreszcie nie wytrzymałam i pierwsza pozdrowiłam, popatrzyli zdziwieni i ledwie ktoś odburknął, kiedyś nie do pomyślenia na szlaku; z drugiej strony tak sobie myślę, przy masowej nawale ludzi na szlakach trudno byłoby każdego pozdrowić, świat się zmienia, niestety; a macie tam rosiczkę na izerskich torfowiskach? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWidzisz, mamy podobne refleksje... a jeśli chodzi o rosiczkę, to zgodnie z tablicami informacyjnymi jest, jednak ze względu na objęcie torfowisk rezerwatem nie miałam możliwości poszukania jej. A marzę o zobaczeniu tej roślinki w naturze.
UsuńAle pieknie ❤️ Październik nas rozpieszcza ta pogoda 😊
OdpowiedzUsuńO tak zdecydowanie!
UsuńCzytając ten wpis nasuwało mi się wiele wątków do dyskusji. Po pierwsze zawsze i dzisiaj też podziwiam Twoją kondycje, odwagę tak samej jeździć po bezdrożach - MŁODOŚĆ. Druga sprawa następuję coraz częściej konflikt "interesu" pieszy kontra rowerzysta. A to wszystko według mnie sprowadza się trochę do roszczeniowego rozumienia ścieżki. Braku elementarnej kultury poruszania się po szlakach. Pieszy musi iść całą szerokością ścieżki, rowerzysta ma super rower, więc pędzi jak najszybciej i gdzie mu pasuje. O zwyczajowym pozdrowieniu coraz częściej można zapomnieć, częściej usłyszeć można słowa pretensji pisząc łagodnie. Jednak góry, bezdroża piękne są i prawdziwi miłośnicy zawsze znajdą dla siebie przepiękne miejsca. Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz chociaż palcem po mapie przejdę Twoją trasę.
OdpowiedzUsuńPieszy i rowerzysta na tej samej drodze, to zawsze jest problem. A wystarczyłoby stosować się do kodeksu drogowego.
UsuńCieszę się, że wirtualnie ze mną wędrujesz.
Ależ piękna wycieczka. Taka piękna pogoda w październiku sama zaprasza w góry :-) Ja też je uwielbiam. I przyznam, że tradycyjne "cześć" lub "dzień dobry" wciąż są obecne :-) Serio :-)
OdpowiedzUsuńO tak! Pogoda rozpieszcza nas w tym roku.
Usuńjeszcze parę dni temu byłam przeciwniczką wycieczek do lasu, pojechaliśmy wczoraj, nie mogę uwierzyć jakie głupstwa plotłam ;-)
OdpowiedzUsuńNaprawdę?
UsuńNie znam się na grzybach i zazdroszczę tym, co się znają...
OdpowiedzUsuńTe widoki zapierają dech w piersiach....
OdpowiedzUsuńZdjęcia, jak zawsze zapierają dech w piersiach :)
OdpowiedzUsuńW niedzielę byłem w kaczawskich Chełmach, na popularnym szlaku mijałem sporo ludzi, a było tak, jak napisałaś: jeśli nie powitałem mijanych ludzi, panowało milczenie. Trzeba pogodzić się z kolejną zmianą w obyczajach.
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Słyszałem, że teraz do niektórych schronisk nie wpuszczają turystów na nocleg jeśli nie ma miejsc na łóżkach. To jeszcze jedna dość radykalna zmiana, bo przecież to schronisko, nie hotel, i kiedyś każdy znalazł schronienie. Bywało, że noc ludzie spędzali siedząc na schodach, bo podłogi były już zajęte, ale siedzieli w środku, pod dachem, bez groźby przemarznięcia czy zgubienia się na szlaku.
Dzielę z Tobą fascynację nieznanymi dróżkami prowadzącymi za horyzont i jeszcze dalej.
A o średniej wieku lepiej nic nie pisz. Biorąc pod uwagę chęci, pomysły, odcienie Twojego widzenia świata, kondycję, ciekawość, optymizm – jesteś małolatą, co od dawna twierdzę.
Masz rację, schroniska albo się sypią, albo zamykają, albo zamieniają w hotele. Dużo się w górach zmienia, oj dużo. Tylko my ciągle młodzi ;)
UsuńAch, sama z przyjemnością przejechała bym się rowerem i to jeszcze w tak pięknym miejscu blisko natury. Na grzyby do lasu też bym się wybrała, a tu gdzie mieszkam, no cóż...ani gór, ani lasu.
OdpowiedzUsuńZgadza się niestrawność może popsuć plany
OdpowiedzUsuńśmierć w oczach... współczuję...no ale widoczki fajne na tej majówce. spoko sposób na aktywną majówkę.
OdpowiedzUsuń🤔 Z jednej strony cieszy iż ludzie odrywają się od komputerów, smartphonów i innych "dobrodziejstw cywilizacji", by pobyć trochę z naturą... lecz z drugiej strony to odnoszę czasem wrażenie, że niektórzy powinni pozostać w swoim wirtualnym świecie i nie ruszać się z domu 😟 obcowanie z naturą winno odbywać się wraz z poszanowaniem jej praw i z szacunkiem do innych "obcujących"... a nie wszyscy to potrafią 🙁 fantastyczne zdjęcia 😍 pozdrawiam z jesiennej Jury 😊
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć.
UsuńFantastyczne te zdjęcia, chętnie bym się wybrała na taką rowerową wycieczkę :) Co do pozdrowień turystycznych, niestety mam tą samą obserwację :(
OdpowiedzUsuńGóry Izerskie są jakby stworzone do rowerowej przygody. A kultury na szlakach coraz mniej.
Usuń