Ceramiczne cuda widoczne przed Starą
Kuźnią w Przecznicy przyciągały moją uwagę od dawna, ale nigdy
nie przypuszczałam, że już po pierwszym spotkaniu z właścicielką
tego magicznie izerskiego miejsca po prostu przepadnę i z
zaskakującą dla mnie regularnością zacznę uczestniczyć w
warsztatach ceramicznych. Przyznam jednak, że to nie tylko fakt
tworzenia glinianego rękodzieła przyciąga mnie do Przecznicy, ale
także, a może przede wszystkim atmosfera, jaka towarzyszy naszym
kobiecym spotkaniom.
Bo też naszą grupę tworzą typowo
izerskie, cudowne kobiety, o których opowiem przy innej
okazji. Dziś chciałabym Wam pokazać efekty mojej miesięcznej
pracy. Dla fanów filmów nakręciłam krótką relację z momentu
wyciągania gotowych prac z pieca.
Stara Kuźnia i jej właścicielka
Gospodynią niezwykle kolorowej Starej
Kuźni jest Agnieszka, pozytywnie zakręcona kobieta, która wraz z
rodziną przeniosła się w Góry Izerskie z Łodzi i tu u podnóża
Dłużca buduje swoje miejsce na Ziemi. Wrosła już w Izerię,
udziela się społecznie, a w poniemieckiej kuźni stworzyła
pracownię plastyczną, gdzie oprócz ceramiki powstają mydełka,
pomadki, przedmioty zdobione metodą decoupage oraz czapki. Przy
czym, co ciekawe, czapki tworzy przede wszystkim córka Agnieszki.
Świetnym pomysłem Agnieszki jest połączenie wypoczynku w prowadzonej przez nią agroturystyce "Izerski Potok" z warsztatami hand made w Starej Kuźni.
Etapy pracy nad ceramiką
W tworzeniu ceramiki najbardziej
fascynujące jest to, że do końca nie wiadomo, co wyjdzie, a gotowe
dzieło można obejrzeć dopiero po kilkunastu dniach. I tak na
pierwszych zajęciach można wylepić wymyślone przez siebie
przedmioty. U mnie były to filiżanka oraz małe domki i kotki.
Prace powinny wysychać powoli, by nie popękały. Potem wypala się
je w specjalnym piecu w temperaturze ponad 1000 stopni przez osiem
godzin. Po wypaleniu i wychłodzeniu glinianych figurek można je
pomalować specjalnymi farbami i to było dla mnie największe
zaskoczenie. Farby kupuje się w stanie sypkim i rozpuszcza w wodzie.
Drugim zaskoczeniem jest fakt, że kolory, którymi pokrywa się
glinę wcale nie odpowiada temu, co zobaczymy jako efekt końcowy. To
sprawia, że gotowy przedmiot po wypaleniu szkliwa zawsze pozostaje
tajemnicą, zwłaszcza, że niewiadomą pozostają też reakcje
między różnymi farbami. Drugie wypalanie jest krótsze, ale także
trzeba piec rozgrzać do ponad tysiąca stopni.
Moje ceramiczne skarby
Jak pamiętacie z poprzedniego wpisu
postawiłam na filiżankę oraz domki i kotki. Trochę trwało, nim
mogłam wreszcie zobaczyć wszystkie zrobione na pierwszych zajęciach
prace wyjęte z pieca. Długo miałam tylko filiżankę, a moja
ciekawość rosła tak bardzo, że na otwieranie pieca umówiłam się
w czwartkowy poranek. Do Przecznicy biegłam jak na skrzydłach,
zwłaszcza, że jak to u nas, mocno wiało. Z pieca wyjęłyśmy
sporo różnych przedmiotów hand made, a ja przekonałam się, jak ważne jest
odpowiednie dozowanie farby. Jeśli szkliwa jest za mało, kolor
wychodzi blady, ale jeśli jest go za dużo, potrafi spłynąć,
zalewając podłoże i przywierając do niego. Z moich dziełek
gotowe była pierwsza partia domków i kotki. Jestem z nich bardzo
zadowolona, gdyż mam ceramiczne drobiazgi, które dołożę do prezentów dla
bliskich i sąsiadów. Część domków będzie elementami dekoracyjnymi w pokojach dla gości i łazience.
Przyzancie, że takie własnoręcznie przygotowane podarki są świetnym sposobem na obdarowywanie innych.
Filiżanka hand made |
Ceramiczny kot |
Nigdy nie robiłam takich rzeczy. Super sprawa.
OdpowiedzUsuńZgadza się, jest ekstra!
UsuńCudowności. Efekt końcowy imponujący :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńNigdy nie miałam okazji stworzyć własnymi rękami coś z ceramiki. Fajnie Ci to wyszło :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też były to pierwsze próby. Kiedyś bardzo dawno lepiłam z moimi dziećmi, ale potem tylko suszyłam a nie wypiekałam.
UsuńTeż jestem pod urokiem tych dekoracji. Te domki są przepiękne. 😊
UsuńCieszę się. Mam dla nich już przeznaczenie.
UsuńEkstra sprawa i to po sąsiedzku! Skoro szefowa tego miejsca jest z Łodzi, to muszę tam kiedyś wpaść. Zawsze mam opory w takich sytuacjach, bo niby ci ludzie mają swoje zajęcia i biznesy, ale są na tyle ciekawi, że aż żal ich nie poznać i wejść z ulicy - tym bardziej, że wszyscy tu gramy z tych samych nut ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, Pawle, jesteśmy na tyle małym środowiskiem, że zawsze znajdą siė wspólni znajomi i tematy. A pamiętaj, że Ty jesteś "ten od plakatu Magiczne Izery" 😂😂😂
UsuńPiękne ceramiczne dzieła !!! To musi być niezwykłe miejsce i dobrzy ludzie. Zapisuję sobie. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńO tak! I tworzą fajne miejsce do wypoczynku.
UsuńPiękne dzieła :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńNa pewno takie zajęcie rozbudza kreatywność :-)
OdpowiedzUsuńBardzo!
UsuńCudne te domki. Świetna sprawa takie warsztaty.
OdpowiedzUsuńPewnie, że świetna! Można różne fajne rzeczy ulepić.
Usuńojaaaa... zupełnie inaczej wyobrażałam sobie piec do wypalania. Ceramikę lubię bardzo, moja czerwona filiżanka jest ceramiczna, mam maselniczkę i kubek z ceramiki, planuję powiększyć kolekcje:)
OdpowiedzUsuńCzyli dowiedziałaś się czegoś nowego 😃 a na powiększenie kolekcji zapraszam do Bolesławca w czasie Dni Ceramiki. Można oszaleć !
UsuńCzy sie dowiedziałam? No zobaczyłam ż też takie piece nowocześniejsze są. Dni Ceramiki to coś dla mnie <3
UsuńMnie się w Bolesławcu bardzo podoba!
UsuńUwielbiam rękodzieło. W wolnej chwili lepiej z masy solnej. Ceramika jest piękna, pracy z nią nigdy nie próbowałam. 😊
OdpowiedzUsuńMasę solną też lubię.
UsuńFiliżanka handmade wygląda ciekawie, bardzo oryginalnie.
OdpowiedzUsuńI dobrze z niej kawa smakuje.
UsuńO... mam nadzieję, że Ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńWczoraj Jasiek tez przyniósł gliniane anioły, był z mamą na podobnych warsztatach:-)
OdpowiedzUsuńTo jest świetna sprawa!
UsuńWyobrażam sobie emocje przy otwieraniu pieca. Widzę, że jest na prąd, a to znaczy, że wypalenie musi trochę kosztować. Nie pamiętam, czy pisałaś, chyba uczestnicy warsztatów robią zrzutkę? Przyglądałem się Twojej filiżance. Widzę jakąś ozdobę z boku, ale nie rozpoznaję. A ucho ma dwa rogi. Dlaczego?
OdpowiedzUsuńCałość wygląda ciekawie. Na pewno na całym świecie nie ma drugiej takiej filiżanki. Tak mi się pomyślało, bo dla mnie ta myśl byłaby ważna.
Oczywiście, że robimy zrzutkę, bo przecież i materiały i wypalanie kosztują. A co detali mojej filiżanki, to z założenia to były... koty. Ten na uchu miał chlipać piankę. No ale wygląda niczym wąż i też jest zabawnie. Zwłaszcza, że nie ma takiej drugiej na świecie!
UsuńNie ma. Ta filiżanka jest najprawdziwiej Twoja :-)
Usuń