Ostatnie dni przynoszą nam pogodowy
kalejdoskop na zmianę pojawiają się intensywne opady śniegu,
lekki mróz, by dwa dni później kusić wiosennym słońcem. W ciągu
jednego dnia możemy mieć śnieżycę, gradobicie, tęczę, błękitne
niebo. A wszystkim tym zjawiskom towarzyszy silny, czasem huraganowy
wiatr.
Zamiast więc wędrować po górach,
spędzam czas w domu, wybierając się jedynie na krótkie spacery po
najbliższej okolicy. A wiejski dom żyje swoim życiem...
Zimowy poranek na wsi
Tęcza o poranku |
Choć pogodę mamy kapryśną, to widać
już różnicę w długości dnia. Gdy otwieram oczy między szóstą
a siódmą, jest już jasno, a słońce zabarwia widnokrąg na
różowo. Chyba, że jest mgła, bo wówczas otula nas szara mgła.
Przed ósmą wychodzę nakarmić zwierzaki i wydoić kozy, które,
gdy tylko pogoda sprzyja , wychodzą potem na pastwisko. Dzięki temu
mają dostęp do smakołyków i dają coraz więcej mleka. Ze
świeżego mleka przygotowuję swoje śniadanie i budzę Ślubnego. A
potem... to już zależy od dnia. Czasem szyję, czasem czytam,
czasem wpadam w szał gotowania lub pieczenia i szykuję smakołyki
na kilka dni. Bywa, że tak jak dzisiaj, zabieram na spacer Jasia i
szukając w miarę bezwietrznych miejsc przemierzam swoje kilometry.
Zupa krem z brokułów
Coraz bardziej tęsknię za świeżymi,
młodymi warzywami. Na łąkach szukam schowanych wśród suchej
trawy młodych listów, by choć w ten sposób wzbogacić dietę. Te
nikłe jeszcze nowalijki nieuprawne dodaję do wszelkich potraw.
Ozdabiają na przykład zieloną zupę z brokułów, którą
przygotowałam wczoraj z mrożonych różyczek kupionych na wagę w
Kauflandzie w czasie naszej ostatniej wizyty w Jeleniej Górze.
Składniki:
400 g mrożonych brokułów
1 l bulionu warzywnego
2 jajka
łyżeczka kminu rzymskiego
sól, pieprz
Wykonanie:
Brokuły wrzucamy do bulionu i gotujemy
aż zmiękną. Zupę miksujemy w trakcie blendowania wrzucamy dwa
surowe jajka, dzięki czemu zupa ma cudownie kremową konsystencję.
Doprawiamy kminem, solą i pieprzem.
Ślubny zażyczył sobie grzaneczek,
więc zrobiłam je z pszennego domowego chleba. Dodatkowo starłam
kawałek koziego sera. Krem z brokułów podałam w dużych kubkach z
Bogucic. Zupę ozdobiłam kleksem koziej śmietanki i posiekanymi
nowalijkami nieuprawnymi.
Wieczorny spacer
Późnym popołudniem wiatr nieco
ucichł, wzięłam więc psa na spacer. Przy okazji postanowiła
nazbierać leszczynowych kotków do chleba. Poszliśmy łąkami
poniżej Kufla, w stronę Gierczyna.
Szarzało już, więc zdjęcia nie są
wyraźne. Kontury zaczynały się zamazywać, a zręby skalne dawnych
wyrobisk przybierały fantastyczne kształty. Na horyzoncie
czerwieniła się łuna zachodu wąskim paskiem wskazując miejsce,
gdzie słońce ukryło się za widnokręgiem.
To był dobry spokojny dzień na wsi.
Jakże inaczej, spokojnie u Ciebie tam życie płynie....AsiaK
OdpowiedzUsuńO tak! Bardzo spokojnie.
UsuńOooo taką zupkę chętnie bym zjadła! Moje smaki <3
OdpowiedzUsuńNo to całkiem podobne smaki mamy!
UsuńSielsko i anielsko. Jest czego zazdrościć. Inna rzecz to trzeba lubić takie pustkowie, odległości i pewne zagubienie z dala od świata. Może na emeryturze docenił bym te uroki.
OdpowiedzUsuńTak. Trzeba lubić takie zagubienie w przestrzeni.
UsuńW końcu dni są trochę dłuższe i już o poranku nie ma takiej nocy, jak miesiąc temu :) W lesie nad Wami jeszcze leży trochę śniegu, czy już stopniał? Tam, jak sama wiesz, często jest granica białego puchu ;)
OdpowiedzUsuńŚnieg leży już tylko powyżej górnego asfaltu. Wiosna się zbliża?
UsuńPogoda faktycznie jest ostatnio bardzo zmienna, zwłaszcza ten silny wiatr odbiera ochotę na spacery. A takiej zielonej zupy chętnie bym skosztowała, żeby się rozgrzać - samo zdrowie! :)
OdpowiedzUsuńTak. Samo zdrowie! A wychodzenie z domu w czasie takich nawałnic jest po prostu niebezpieczne.
UsuńAch, te wschody i zachody ... nie sposób przejść obok nich obojętnie:-)
OdpowiedzUsuńSłońce i ciepło wygoniło mnie na zewnątrz, wstrzeliłam się w dziurę między deszczowymi chmurami i zbudowałam podniesioną grządkę na rozsady; ależ macie skały, skałki i kamienie, każde może byc pomnikiem przyrody; pozdrawiam serdecznie.
O grządkach też już myślałam. Właśnie Ślubny naprawiał mój rozsadnik.
UsuńAle zrobiłam sobie smaka na taką zupke. Mniam!
OdpowiedzUsuńTęcza zimą, cudowny widok, też ostatnio trafiliśmy na nią w górach :) Pięknie tam u Ciebie!
OdpowiedzUsuńAno pięknie.
Usuńuwielbiam zupy kremy, niestety w moim wykonaniu wychodzą nie do końca dobre, ale mam od tego specjalistów :-)
OdpowiedzUsuńWażne, że jesz to co lubisz 😂
UsuńZupę krem z brokułów z chęcią bym zjadła.
OdpowiedzUsuńMy bardzo lubimy zielone zupy, więc i ta jest często.
UsuńAniu, kozy doisz raz czy dwa razy dziennie?
OdpowiedzUsuńZupa przybrana zieleniną wygląda apetycznie.
Leszczynowe kotki suszysz i mielesz, czy jakoś inaczej dodajesz do ciasta chlebowego?
W niedzielę widziałem ich mnóstwo w lasach.
Kozy doi się raz dziennie. A leszczynowe kotki suszę i kruszę. Nie trzeba mielić.
UsuńAle apetycznie, az slinka leci 😀
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że zdjęcia wyszły prawie tak dobrze, jak smak zupy.
UsuńW mojej codzienności coraz więcej czasu zajmują spacery w otoczeniu natury, ciężko je łapać w centrum miasta, ale na szczęście bliskość parku pomaga.
OdpowiedzUsuńCo prawda jeszcze nie dostrzegłam pierwszych oznak wiosny, ale już pierwsze nieśmiałe ptasie śpiewy umilają spacery.
UsuńO tak! Parki są zbawieniem dla mieszkańców miast! A ptaki faktycznie odzywają się już wiosennie.
UsuńTakie kuchenne wynalazki biorę w ciemno, szkoda że pogoda nie dopisywała, bo w takim miejscu przy dobrej pogodzie widoki muszą być niesamowite ;)
OdpowiedzUsuńZ naszej górki widać kominy elektorwni odległej o 85 km. Tak, mieszkam w ciekawym miejscu.
Usuń... bardzo ładne zdjęcia ze spacerów :) ...
OdpowiedzUsuńEch, jak ja bym na wieś wyjechała na zawsze...zazdroszczę ci...
OdpowiedzUsuńFakt, dnia już przybyło, co mnie cieszy... jak kozę wyjście na pastwisko 😂 Ale ten wiaterek potrafi zdołować 😤
OdpowiedzUsuńTe wiatry są masakryczne, odechciewa się jeżdżenia rowerem.
Usuń