I choć Walentynki kojarzą się przede wszystkim z romantycznym wieczorem we dwoje, to ja tym razem przewrotnie napiszę o miłości do planety. Pretekstem niech będą moje ostatnie domowe aktywności. Wichura Sabina unieruchomiła mnie kompletnie. Ciężko było wyjść z domu. Niosąc wiadro z mlekiem zastanawiałam się, czy nie zrobi się w nim fala ;) Z tego też powodu najpierw nieco uporządkowałam swoją pracownię, a potem zaczęłam szyć. I o tym dziś będzie.
Jako dziewczynka chciałam zostać krawcową. Już w szkole podstawowej korzystałam z zabytkowej zingerki mojej babci. Jako nastolatka projektowałam bluzki, spódnice i ... ubranka dla lalek. Lalki mojej młodszej siostry miały chyba najbogatszą szafę w okolicy. Potem jednak wybrałam inną drogę zawodową i przez 25 lat uczyłam dzieci miłości do języka polskiego. Do szycia wracałam z różnym natężeniem, zwłaszcza gdy dzieci były małe, finanse kiepskie, a i w sklepach nie było zbyt dużego wyboru. Hitem okazały się kurtki i płaszczyki ze starych jeansów. Pamiętam, że szyłam je nawet dzieciom koleżanek za... wiaderko jagód.
I choć raczej daleko mi do profesjonalizmu, to szycie lubię i spędzam przy maszynie sporo czasu.
Marzenia się spełnia
Jako dziewczynka chciałam zostać krawcową. Już w szkole podstawowej korzystałam z zabytkowej zingerki mojej babci. Jako nastolatka projektowałam bluzki, spódnice i ... ubranka dla lalek. Lalki mojej młodszej siostry miały chyba najbogatszą szafę w okolicy. Potem jednak wybrałam inną drogę zawodową i przez 25 lat uczyłam dzieci miłości do języka polskiego. Do szycia wracałam z różnym natężeniem, zwłaszcza gdy dzieci były małe, finanse kiepskie, a i w sklepach nie było zbyt dużego wyboru. Hitem okazały się kurtki i płaszczyki ze starych jeansów. Pamiętam, że szyłam je nawet dzieciom koleżanek za... wiaderko jagód.
I choć raczej daleko mi do profesjonalizmu, to szycie lubię i spędzam przy maszynie sporo czasu.
Możecie zajrzeć do kilku wcześniejszych postów z moimi wytworami:
Ostatnie dni spędziłam na recyclingu starych zasłon i firan. Tych samych, z których szyłam latem tipi dziecięce. Tym razem z pozostałych fragmentów powstały całkiem zgrabne i ładne wielorazowe torby zakupowe. Firanki z trzebiatowskiego mieszkania posłużyły mi do przygotowania kolejnej partii woreczków wielorazowych na zakupy. Teraz nie już obawy, że mi ich zabraknie i przyjdę do domu z foliówką. Ba! Będę mogła znowu podarować wielorazowe woreczki na zakupy przy jakieś okazji (czasem, gdy w sklepie ktoś się zachwyca moimi eko workami, obdarowuję tę osobę jednym z moich uszytków). Muszę się też przygotować do letnich jarmarków, gdzie może w takie worki będę pakować swoje produkty.
A z rozpędu powstały jeszcze wielorazowe płatki kosmetyczne z resztek bawełny. Zdaję sobie sprawę, że moje jednostkowe działania na niewiele się zdają, ale przecież kropla drąży skałę. A to oznacza, że jeśli coraz więcej osób pędzie myślało podobnie i zmieniało swoje codzienne nawyki, to uda się zmniejszyć ilość produkowanych śmieci. A o tym, że jest nas eko wariatów coraz więcej, świadczy chociażby przesyłka, jaką znalażłam ostatnio w swojej skrzynce na listy. Był to drobny upominek od facebookowej znajomej z Królestwa Cynamomu.
Mam jeszcze w planach poduszki z wypełnieniem z przytulii, dziurawca oraz innych aromatycznych ziół, których zapach uspokaja, odstresuje lub uśmierza ból.
Jak Wam się podoba mój pomysł? Czy kupowalibyście takie jaśki?
Pachnące latem poduszki
Kolejnymi rzeczami, które ostatnio uszyłam są poduszki. Na razie mam dwie, przygotowane specjalnie na przyjazd gości. Poszewki uszyte zostały z bawełny (oczywiście z odzysku) i wyposażone w zamek błyskawiczny (kolejny raz okazało się, że warto wypruć działający zamek z zużytych ubrań). Dzięki zamkowi będzie można wymienić wypełnienie poduszki, gdy przestanie pachnieć. No to doszliśmy do clou całego przedsięwzięcia, czyli zapachu. Poduszki wypełnione są miękkim, delikatnym pachnącym izerską łąką sianem z dodatkiem lawendy. To sprawia, że idealnie nadają się jako naturalny środek relaksujący, a ułożone w skrzyni na pościel sprawią, że nie będą się jej imać mole. Poszewki w kwiaty zostały uszyte z miękkiego płócienka, w którym kuzynka rozpoznała stare zasłony z rodzinnego domu.Mam jeszcze w planach poduszki z wypełnieniem z przytulii, dziurawca oraz innych aromatycznych ziół, których zapach uspokaja, odstresuje lub uśmierza ból.
Jak Wam się podoba mój pomysł? Czy kupowalibyście takie jaśki?
Gratuluję pomysłów. Rzeczywiście poszewki wyglądają jakoś znajomo. Aż dziw że przetrwały tyle lat.
OdpowiedzUsuńPomyśl, jaką donrą jakość miały tkaniny!
UsuńSuper :) Widać, że się rozwijasz, a dodatkowo masz wpływ na ochronę przyrody. Życzę dalszych sukcesów :) Za chwilę jakąś suknię dla siebie stworzysz. A co :)
OdpowiedzUsuńSuknie szyję od lat! Słowiańskie.
UsuńGratuluję pomysłu! Nigdy bym na to nie wpadła - zioła w poduszce! Genialne!
OdpowiedzUsuńI proste.
UsuńPomysł z wypełnieniem poduszek lawendowym zapachem mocno mnie przekonuje, ja od początku posiadania własnego domu sama szyję pościel, ale teraz wrzucę i zapach.
OdpowiedzUsuńLawenda cudownie uspokaja.
UsuńSuper pomysł z tym wypełnieniem, faktycznie!
UsuńJeszcze nie miałam takiej poduszki, ale o nich słyszałam, też o takich z wypełnieniem z ziaren gryki. Pomysł dobry, ale nie wiem, jak długo takie sianko byłoby puszyste. Pamiętam, że kiedyś moja babcia spała na łóżku, które zamiast materaca, miało tzw. siennik, wypełniony słomą. Na początku puchaty, a potem coraz większy naleśnik. W końcu słoma się rozcierała na drobne. Ciekawa jestem, ile wytrzymuje sianko w poduszce.
OdpowiedzUsuńTakie z gryką są świetne! Znajoma z pobliskiej wsi takie robi. Sianko wytrzyma jjeden lub dwa sezony. Potem wystarczy rozpiąć zamek i dołożyć nowe sianeczko. I znów będzie pachnieć.
UsuńŚwietne Masz pomysły Aniu. Ja też staram się korzystać z toreb wielorazowych. Mam je w każdym plecaku(nie lubię torebek). Małymi krokami, może zrobimy coś dobrego, a przynajmniej nie pogorszymy stan naszej ziemi. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPlecaki! To też nas łączy!
UsuńI ja dzisiaj rozmawiałam z Ukochanym o maszynie do szycia - finalnie spodnie zwężałam ręcznie, ale chętnie nauczyłabym się korzystać z maszyny :)
OdpowiedzUsuńSzycie nie jest trudne. Kiedyś tej umiejętności uczono w szkole 😂
Usuńpodziwiam przede wszystkim Twoją pracowitość i kreatywność, szycie jest (dla mnie)magią
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńTe torby są świetne! Sama chyba spróbuję takie uszyć ;)
OdpowiedzUsuńPochwal się, jak uszyjesz!
Usuńależ mi się podoba klimat jaki sobie zrobiłaś. chociaż musiałaś siedzieć w domu to i tak spędziłaś miło i produktywnie czas <3
OdpowiedzUsuńBezczynność mnie męczy, zawsze coś robię. Czasem dwie rzeczy na raz.
UsuńPachnące ziołami siano pod głową? Hmm, na pewno warto spróbować.
OdpowiedzUsuńPrzyklaskuję ekologicznym pomysłom. Tak trzeba robić. Coraz bardziej trzeba.
Aniu, w pracy dostaliśmy do warsztatu, jako szmaty do wycierania smarów, kilka wielkich worków zasłon, poszewek, prześcieradeł, koszul, ręczników, etc. Wszystko w dobrym stanie, jak najbardziej do użytku.
Przyznam, że 20 lat temu nie wróciłbym na to uwagi, teraz cholera mnie bierze na taką rozrzutność, na takie rozpasanie konsumpcyjne.
W obecnych czasach to przejaw nie tylko braku odpowiedzialności za Ziemię, ale i braku klasy człowieka.
Wierzę, że Cię to zezłościło. Z drugiej strony to i tak recykling, bo rzeczy były używane. Wyobraź sobie, że dostalibyście szmatki kupione w biedrze i zapakowane pojedynczo w woreczki 😂
UsuńJak plasterki sera - każdy osobno owinięty folią.
UsuńDokładnie. Albo obrane ziemniaki na styropianie.
Usuń