Dzień obudził się zupełnie odmienny
od poprzednich. Wiatr wreszcie ucichł, a zza chmur wyglądało
słońce. Wstałam, nakarmiłam zwierzęta i wyprowadziłam kozy. Po
dwóch dniach nudzenia się w koziarni wreszcie mogły pohasać po
pastwisku. Wypiłam kawę, zjadłam śniadanie. Ot zwykły wiejski poranek w
Domku pod Orzechem. A potem założyłam buty z czerwonymi
sznurówkami i poszłam w las...
Łąkami przeszłam na wschodnie zbocza
Blizbora. Przeszłam między domami sąsiadów, spojrzałam w dolinę.
Z tej perspektywy widać, że toczy się na naszym pustkowiu jakieś
życie. Widać te kilka domów, z smużką dymu wydobywającą się z
kominów. Przekroczyłam czarną nitkę zniszczonego asfaltu (w tym
roku mają go trochę połatać) i wąskim pasem lasu przeszłam na
łąki na zboczach Stożka. Nie miałam planu na wędrówkę. Ot, iść
donikąd. Zeszłam jedną z wielu ledwo widocznych ścieżek w dolinę
Przecznickiego Potoku.
Trwają roztopy, więc woda szemrze w nim i bulgocze. Las pachnie butwiejącymi liśćmi i topniejącym śniegiem. To taka niesamowita mieszanka zapachów,które bywają tylko na granicy zimy i wiosny. Brzegiem strumienia poszłam w górę, śledząc ślady saren i jeleni. Wreszcie udało mi się dostrzec jedną sarnę, która spłoszona naszymi krokami umknęła w gęstwinę drzew. Pokręciłam się po rozlewiskach, by wyjść w końcu na drogę na górny asfalt. Nie skierowałam się jednak na nią, tylko weszłam w dukt idący do Górnego Gierczyna i w dolinę Czarnotki. Droga rozjeżdżona była ciężkim sprzętem.
Na szczęście tylko do
pewnego momentu. Potem szłam już duktem nieużywanym na tyle dawno,
że zdążyły na nim porosnąc niewielkie drzewka i... widłami,
których zarodniki pewnie dotarły tu z Górnego asfaltu (bo tam od
zawsze rosła ta roślina) na kołach traktora. Nie tylko widłaki poczuły wiosnę. Na liśćiu naprastnicy przysiadła biedronka siedmiokropka, a moje ulubione chrobotki koralkowe zaczęły owocnikować na czerwono.
Trwają roztopy, więc woda szemrze w nim i bulgocze. Las pachnie butwiejącymi liśćmi i topniejącym śniegiem. To taka niesamowita mieszanka zapachów,które bywają tylko na granicy zimy i wiosny. Brzegiem strumienia poszłam w górę, śledząc ślady saren i jeleni. Wreszcie udało mi się dostrzec jedną sarnę, która spłoszona naszymi krokami umknęła w gęstwinę drzew. Pokręciłam się po rozlewiskach, by wyjść w końcu na drogę na górny asfalt. Nie skierowałam się jednak na nią, tylko weszłam w dukt idący do Górnego Gierczyna i w dolinę Czarnotki. Droga rozjeżdżona była ciężkim sprzętem.
Biedronka siedmiokropka |
W królestwie czarownicy
chrobotek koralkowy |
Wreszcie znalazłam się u stóp
Blizbora od południa. To najbardziej niezwykłe miejsca na tej
górze. Bardzo strome, usłane głazami zbocze niczym nie przypomina
dobrotliwego wujaszka, jaki zdaje się być moja góra, gdy patrzy
się na nią z góry, siedząc okrakiem na Wysokiej albo przyglądając
się jej z perspektywy łąki powyżej Domku pod Orzechem.
Brzozy |
Psikusy Blizbora
Wiatrołomy |
Wreszcie
wyszłam na łąki. Spojrzałam na wieś w dolinie i wróciłam do
domu, by przygotować obiad.
Pierwszy marcowy spacer miałam za
sobą.
A, gdy slońce zaszło za Sępią Górę, na Pogórzu pojawiła się tęcza. Zaczynała się gdzieś wśród łanów lawendy izerskiej w Mlądzu, a kończyła w nieskończonościach błękitu. Niesamowite zjawisko!
Tak, to był udany dzień.Pogoda wiosenna zachęciła do niedzielnej przejażdżki rowerowej - od ujścia Kwisy do Kliczkowa. Pani Aniu,a co z ptakami w Izerach? Słychać już skowronki nad łąką? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMałgosia
O... też mi rower świtał, ale trzeba się śniegiem nacieszyć, póki jeszcze jest! Tak słychać skowronki i widać wzmożoną aktywność szpaków. Nawet sikory są głośniejsze!
UsuńU nas śniegu nie było w ogóle. Przyjeżdżaliśmy do Świeradowa i wychodziliśmy w góry, aby nie zapomnieć, jak wygląda zima.
OdpowiedzUsuńA jeśli już o rower zahaczyłam, to polecam trasę wzdłuż granicy po niemieckiej stronie: Odra -Nysa.Od Novego Mesta nad Nysą po Świnoujście.Ponad 400 km autostrady rowerowej.Przepiękna, bezpieczna, wygodna i dobrze oznakowana.
OdpowiedzUsuńMałgosia
Wiem, kiedyś planowałam ją zrobić w odwrotnym kierunku, ale w końcu pojechałam polską stroną z Trzebiatowa w góry. Zajęło mi to dobę i było fantastyczną przygodą.
UsuńOoo... to niezła z Pani zawodniczka. Ja spacerowo, stówki dziennie nie przekraczam.A pod górkę pcham:))
UsuńPiękne zdjęcia. Aż chce się wyjść na spacer. U mnie pogoda się popsuła, ale już z niecierpliwością czekam na taką piękną, prawdziwą wiosnę :)
OdpowiedzUsuńTak, niech już będzie wiosna!
UsuńFajny sposób na spędzenie niedzieli :) Sama chętnie bym połaziła po lesie :)
OdpowiedzUsuńMy też tak często jak to możliwe staramy się wyruszać na spacer do pobliskiego lasu.
OdpowiedzUsuńI tak powinno być!
UsuńPiękne okolice, dawno nie byłam an spacerze,
OdpowiedzUsuńmy ciągle na rowerach :-)
Na rower wybiorę się niebawem!
UsuńU mnie śniegu już od tak dawna nie było :/
OdpowiedzUsuńMiałam dziś zwiększyć limit kroków do pokonania, udać się na wędrówkę po lesie, ale deszcz jak na razie zniechęca do dalszych spacerów.
OdpowiedzUsuńU mnie na razie 10 tysiėcy dziennie 😃
Usuńzakochałam się w tym potoku, jak tak dalej pójdzie to się wproszę na taki spacer ;-)
OdpowiedzUsuńZapraszam 😄
UsuńPiękna wędrówka sie Tobie udała. Mnie deszcz wygonił z lasu.
OdpowiedzUsuńO tak! I deszczu nie było!
UsuńOdwiedziłaś miejsce przeznaczone na dom dla czarownicy z powieści. Aniu, jakże ja Cię rozumiem! W końcu nie bez powodu tyle razy byłem na Lastku i w okolicy:-)
OdpowiedzUsuńWięc moja metoda dotykania drzew ma swoją nazwę dendroterapii?? Czyli nie ja pierwszy ją wynalazłem?
Twoje wycieczki bez celu, Twoje szwendanie się po okolicy, przypomina moje, z tą tylko różnicą, że kiedy już przyjadę w góry, chcę wykorzystać cały dzień. Jednak czasami miewam wrażenie nadmiaru wrażeń; lepsze byłyby krótsze łazęgi, takie, jak Twoje.
Chciałbym wierzyć w to, że wspomniałaś o kolorze sznurówek nie bez powodu.
Jest jakaś magia w takim łażeniu śladem swoich imaginacji. Dobrze rozumujesz z sznurówkami.
UsuńDziękuję, Anno.
UsuńDokładnie tak: jest magia. Czarowne chwile. Pytam, ponieważ ta kwestia żywo mnie interesuje, także z przyczyn osobistych. Może będę mógł o tym porozmawiać z Tobą na żywo.
Bardzo fajnie móc mieszkać w takiej okolicy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym!
UsuńTego śniegu Ci zazdroszczę. Pięknie tam, u Ciebie. Nie wiedziałam, że pracujesz nad powieścią. Już jestem jej ciekawa! 😊
OdpowiedzUsuńZawsze marzyłam, że napiszę książkę. Teraz mam czas, by to zrealizować.
UsuńJak ja z utęsknieniem czekam na mój tygodniowy wyjazd w Bieszczady, by podziwiać takie widoki i doświadczać małych przyjemności. ;)
OdpowiedzUsuńBieszczady... rozmarzyłam się!
UsuńUwielbiam takie wędrówki, zawsze sprawiają mi wiele przyjemności.
OdpowiedzUsuńMnie też!
UsuńJa tak podziwiam twoje okolice, a u mnie też pięknie jest :-)
OdpowiedzUsuńJakie śliczne zdjęcia, aż bym się sama tak przeszła.
OdpowiedzUsuńZawsze zachwycam się zdjęciami - sa magiczne i doskonale uzupełniają wpisy :)
OdpowiedzUsuńBlizbor i okoliczne góry niby blisko wiosek, a prawie co wycieczkę spotykasz tam zwierzęta :) i to za dnia!
OdpowiedzUsuńWiesz, tu zawsze było sporo zwierząt. Dziki przychodziły pod domostwa, a sarny pasły się pod domem. Takie widoki pamiętam z dzieciństwa.
UsuńJak dawno nie byłam w lesie, aż mnie naszło na wędrówkę! Na szczęście wiosna tuż tuż 😍
OdpowiedzUsuńTrzeba iść na spacer!
UsuńZapach lasu... bezcenny 🤗
OdpowiedzUsuńO tak!
Usuń