Należę do osób, które trudno
wyprowadzić z równowagi, zawsze uchodziłam za oazę spokoju, nawet
wówczas, gdy pracowałam z trudnymi dziećmi. A odkąd zamieszkałam
na wsi, zapomniałam w ogóle czym jest stres. Wychodzę z założenia,
że nie przejmuję się tym, na co nie mam wpływu, a z tym na co
wpływ mam, zawsze jakoś sobie poradzę. Ta zasada sprawia, że
naprawdę żyje mi się spokojnie. Ostatnio jednak dotknęło mnie
bardziej niż powinno coś zewnętrznego. Mowa o zakazie wstępu do
lasu z powodu epidemii koronowirusa.
Myśli epidemiczne
W pierwszej chwili zrodził się we
mnie bunt. Czysto egoistyczny. Jak to? Ja nie mogę wejść do lasu?
Ale niby dlaczego? Przecież czy w domu, czy na łące, czy w lesie,
wszędzie jestem tak samo sama jedna! Z mojej perspektywy zakaz ten
jest absurdalny, bo lasów w Polsce jest naprawdę dużo i nawet
jakby każdy Polak do lasu pojechał w tym samym czasie, to i tak
zagęszczenie byłoby mniejsze niż w markecie. I gdy tak sobie
siedziałam na łące, patrząc na Zakazany Las, pomyślałam, że ja
to pikuś. Oprócz lasu wokół rozpościerają się nieprzeliczone
hektary łąk, nieużytków, a i ja mam swój kawałek brzozowego
zagajnika. A co z innymi?
Rozważania o depresji
Gdybym tak została w mieście w swoim
mieszkaniu i ze swoją depresją? Park zamknięty, w mieście szaleje
pandemia (i tu nie ma przesady, bo miasteczko źle wygląda na tle
innych), do lasu nie wolno. I jak realizować zalecenia psychiatry o
czterech, pięciu godzinach ruchu na świeżym powietrzu dziennie?
Nie chodzi tu o zwykłą fanaberię, ale o zdrowie psychiczne.
Zakazując wejścia do lasu, skazano ludzi na brak psychicznego
odpoczynku, spotęgowano frustrację i lęk. Nawet nie chcę sobie
wyobrażać, co czują teraz osoby cierpiące na depresję, zamknięte
w czterech ścianach, skazane na samotne rozważania i coraz
pesymistyczniejsze wizje. Nie wiem, czy w ostatnich tygodniach
wzrosła liczba samobójstw, ale obawiam się, że tak, że po cichu
bez nagłośnienia, statystyk i wliczania do ofiar koronawirusa
odchodzą zamknięci w czterech ścianach chorzy na duszy.
I wierzcie mi, że tych chorych na
duszy, psychicznie zmaltretowanych będzie przybywać. A gdyby
pozwolić im odreagować stres i strach w lesie, w kontakcie z
naturą, może byłoby ludziom lżej. Zdaję sobie sprawę, że były
miejsca, gdzie nagle zrobiło się tłoczno, ale zamykając las,
zamiast egzekwować nakaz zachowania odległości, wylano dziecko z
kąpielą.
Ludzie z depresją to tylko przykład
jednej z grup, która obostrzenia pandemii przypłaci zdrowiem, a
czasem i życiem.
P.S. 1. W niedzielę zamiast jechać
rowerem w góry, pojechałam przez okoliczne wioski po paczkę do
paczkomatu.
PS. 2. Dawka przestrzeni:
Na krótką chwilę da się wytrzymać te wszystkie zakazy, ale jeszcze trochę i nikt z nas nie wytrzyma tego psychicznie i zaczniemy się buntować. Mi na chwilę obecną musi wystarczyć balkon z widokiem na Lidla, ewentualnie okno wychodzące na komisariat policji... Zaczyna brakować tej natury, a teraz taka piękna pogoda :(
OdpowiedzUsuńCały czas się zastanawiam, kiedy puści gwint tej przykręcanej śruby. Ile społeczeństwo może jeszcze znieść? Gdzie są granice wytrzymałości.
Usuńdoceniam swój ogródek..
OdpowiedzUsuńale jak ja tęsknię za wnuczką :(
Zapewne tęsknisz dokładnie tak, jak ja za swoimi.
UsuńW takich momentach, ale nie tylko, doceniam to, że mam swój domek z ogrodem na wsi, którego żadna epidemia mi nie zablokuje, takie rzeczy, niby błahe, niby codzienne, teraz cieszą wielce. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńTak. Domek z ogródkiem to luksus.
UsuńJuż drugi raz w tym roku zamykają mi las. Raz ( na 2 miesiące) z powodu ASF, a teraz koronawirus. Miesiąc nacieszyłam się wędrówkami. Gdzie nabywać odporności? Przed TV? A tymczasem kolega misjonarz bije rekordy na Białorusi w udzielaniu komunii. Tam niczego się nie boją.:"Swieżyj wazduch" najważniejszy.Może coś w tym jest? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI może mają rację na Białorusi lub w Szwecji.
Usuńja jestem za tym....za chwilę ludzie zaczną mieć problem z nagromadzoną enegią, niespaloną..nie da się życ długo w zamknięciu...
UsuńTeż ostatnio rozmawialiśmy z mężem, że gdzieś ta frustracja będzie musiała znaleźć ujście, niekoniecznie w dobrym kierunku u niektórych, co zrobić, aby temu zapobiec, jak chronić dzieci przed taką ewentualnością?
UsuńObawiam się, że dzieci cierpią bardziej niż możemy to sobie wyobrazić.
Usuńprzy takim futrze nie można mieć depresji ;-). a tak serio to ja często też się zastanawiam nad tym jak ludzie, którzy zostają całkowicie osamotnienie, radzą sobie z całą sytuacją
OdpowiedzUsuńO tak! Kocie mruczenie i to miękkie futro do miziania to cudowny antydepresant. Ludzie przestają sobie radzić. Wystarczy poszukać statystyk. U mnie na blogu znów klikany jest post pod tytułem "Jak zabić się szybko i bezboleśnie", w którym moja córka podaje miejsca, gdzie szukać pomocy.
UsuńKoty to najlepsze antydepresanty, bardzo żałuję, że moja druga połówka jest alergikiem.
OdpowiedzUsuńO tak! Kot się przydaje.
UsuńPrzyznam, że mnie już ten zakaz wychodzenia też zaczyna męczyć... Tak się nie da na dłuższą metę.
OdpowiedzUsuńNie da się na pewno! Zdrowie psychiczne ucierpi a fizyczne też.
UsuńTrudno wytrzymać, początkowo tego tak mocno nie odczuwałam, ale teraz już zaczyna mnie nosić i muszę się mega powstrzymywać, tym bardziej, że pogoda tak piękna.
UsuńMyślę, że ta cudowna wiosna dodatkowo utrudnia pozostawanie w domu.
UsuńTeż mam zakaz wejścia do lasu za absurdalny, skoro tam ludzie byliby dalej od siebie, niż są na ulicach czy w sklepach, no i odpoczęliby. Zauważam oznaki zmęczenia społeczeństwa, a widoków na poprawę nie zauważam.
OdpowiedzUsuńCiekawych czasów dożyliśmy, a niech to!
A kot leży zrelaksowany. Filozof – stoik? :-)
Kto zdecydowanie stoik. A co do czasów to tak jakbyśmy oglădali chocholi taniec.
UsuńDla mnie spacer po lesie to chwile radości i odprężenia
OdpowiedzUsuńDlatefo jest to takie ważne.
UsuńNa dłuższą metę te zakazy są naprawdę męczące, niemniej jednak trzeba pamiętać, że robimy to dla dobra ogółu. Pogoda też nie zachęca do siedzenia w domu. Nic - tylko wytrwałości życzyć wszystkim :)
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie mieszkania teraz w mieście.
UsuńMam podobne odczucia do Twoich i jeszcze bardziej niż zwykle zazdraszczam miejsca zamieszkania ;)
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że teraz takich jak Ty jest wielu.
UsuńWłaśnie możliwości spacerów brakuje mi najbardziej, wdrożyłam się w system sporej aktywności i teraz naprawdę cierpię, że nie mam możliwości jej kontynuacji, jednak powtarzam sobie, że to przejściowe, trzeba wytrwać.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przywrócă choć możliwość spacerów po lesie, bo ludzie zaczną chorować psychicznie.
UsuńTeż bardzo ubolewam nad tym, że nie można wychodzić do lasu :(
OdpowiedzUsuńczęsto biegaliśmy z synkiem w lesie..
teraz biegamy po naszym ogrodzie..
Często narzekałam na to , że sporo w tym ogrodzie pracy, a teraz doceniam to że ten ogród mam i z przyjemnością wychodzę do niego by popracować ..by latem jeszcze bardziej kolory kwiatów cieszyły moje oko :)
Generalnie introwertyk ze mnie. Lubię samotność, lubię siąść w ciszy, poczytać, posłuchać muzyki, pomyśleć w moich czterech ścianach. Ale od urodzenia mieszkam na wsi. Lasu ma wokół pod dostatkiem. I nauczony jestem tego lasu. Odgrywa w mym życiu (psychicznym) wielką rolę. Dlatego uważam ten zakaz za absurdalny. I mimo tego, jak wcześniej wspomniałem, potrafię zamknąć się w czterech ścianach, to świadomość możliwości wyjścia z tych czterech ścian i pójścia do lasu w każdej chwili była dla mnie czymś naturalnym i była swoistą równowagą dla duszy. W dobie zakazu jakoś nie potrafiłem się zamknąć w czterech ścianach. Może to zabrzmi dziwnie ale świadomość braku możliwości odwiedzenia lasu powodował iż nie mogłem się skupić nad książką, muzyką, a myśli po głowie fruwały dziwne jakieś, nieprzyjemne. Dobrze, że w końcu wycofali się z tego niezrozumiałego zakazu. Domyślam się, że ludzie w miastach musieli mieć bardzo ciężko.
OdpowiedzUsuńMyślimy bardzo podobnie. Mnie nie brakuje ludzi, ale bez lasu bym umarła.
Usuńniestety, dobrze nie było i nadal nie jest :( co z tego, że mogę wyjść do parku jak myślę tylko o wirusie? :( dla osób które przechodzą teraz leczenie depresji pandemia to brak kontaktu z terapeutą, albo kontakt online (nie to samo), wszystko wygląda coraz gorzej :(
OdpowiedzUsuń