Ostatni weekend upłynął nam pod hasłem „Co robi Marysia?” Co oznacza, że odwiedził nas brat z rodziną. Pobyt Marysi w Domku pod Orzechem to zawsze mnóstwo zabawy i szukania pomysłów na dziecięce „nudzi mi się”.
Tym razem oprócz niezawodnych kóz, które nadal są największą atrakcją dla Marii, która przyznała, że lubi Domek pod Orzechem, bo... „tu czuje się wolność”, postawiliśmy na rekreację na świeżym powietrzu.
Wycieczka rowerowa po Górach Izerskich
W piątkowy wieczór urządziliśmy ognisko, natomiast sobotnie przedpołudnie spędziliśmy na wycieczce rowerowej. Maria coraz lepiej radzi sobie na nowym rowerze i jeździ już bez holu. Razem z tatą pokonują trasy ok. 10 km po zróżnicowanym terenie. Znalezienie trasy o takiej długości bez wymagających podjazdów jest w naszej okolicy niemożliwe. Wszak mieszkamy w górach i albo zaczynamy wycieczki od podjazdu, albo je nim kończymy. Trochę musiałam się nakombinować, by znaleźć drogę nie za trudną, a jednak atrakcyjną. Wybrałam pętelkę z przerwą nad Mrożynką na Dwóch Mostkach. Atutem tej trasy jest spore przewyższenie na początku z podjazdem na górny asfalt, a potem już długo trochę w dół, trochę w górę.Wyjechaliśmy po śniadaniu i zgodnie z przewidywaniem początek był trudny. Rower Marysi trzeba było praktycznie wciągnąć na górny asfalt. A potem... potem jest kawałek jeszcze pod górę. Maria nie potrafiła poradzić sobie z tym wyzwaniem. Baliśmy się, że zniechęci się i będzie smętnie uczestniczyła w wycieczce, więc brat zaczął jej tłumaczyć, że gdyby miała takie przerzutki jak my, to dałaby radę. I wtedy wpadłam na pomysł, by posadzić ją na moim rowerze. Owszem siodełko było za wysoko, a gdy mam zamontowany bagażnik nie da się go obniżyć, ale rama jest na tyle mała, że Maria na stojąco dawała radę. No właśnie! Mając inne przełożenia, podtrzymywana przede mnie, podjechała na górę. Natychmiast zmienił się jej humor, bo uwierzyła w swoje możliwości.
Dalej jechało nam się już przyjemnie. Przez część drogi, zwłaszcza na niewielkich podjazdach rozmawialiśmy o motywacji. Wyjaśniłam jej swoją teorię, że rowerem jedzie głowa, a nie nogi.
Początkowo wydawało się to dla Marii za trudne, ale po podaniu przykładów, zrozumiała, o co chodzi.
Możemy być wysportowani, przygotowani fizycznie do wysiłku, mieć pięknie wyćwiczone mięśnie, ale jeżeli nie uwierzymy we własne siły, jeśli nie powiemy sobie „dam radę”, to nie osiągniemy sukcesu.
Bez wiary w swoje możliwości, bez pewności siebie, nie da się dosięgnąć celu.
Rozmawiając, dojechaliśmy do ciemnego wądołu. Tu, zrobiliśmy króciutki postój, bo chciałam pokazać moim bliskim mały tajemniczy mostek nad dopływem Mrożynki.
Zjazd do Dwóch Mostków był szybki i sprawny, choć wymagał sporych umiejętności. Tu Maria mogła przekonać się, że daje radę.
Odpoczynek na Dwóch Mostkach
W dolinie Mrożynki zrobiliśmy sobie dłuższy postój z „kawiarnią na świeżym powietrzu”. Siedzieliśmy na kocu i pałaszowali słodycze z Domku pod Orzechem: pastyłę jabłkową, która po raz kolejny wywołała efekt ŁAŁ oraz kulki mleczne: kokosowe i kakaowe. Nie obeszło się bez moczenia nóg w lodowatym strumyku i radosnych pisków gdy woda obmywała stopy.Do domu wracaliśmy przez Przecznicę, podziwiając tę niewielką wioskę. Okazało się, że w wielu miejscach brat był pierwszy raz, gdyż dotychczas penetrował rowerowo dalsze trasy, omijając te najbliższe wioski. Te ostatnie kilometry pokazały, że Maria wzięła sobie do serca nasza rozmowę. Z pełną determinacją robiła podjazdy, które jeszcze dwie godziny wcześniej wydawały się jej nie do podjechania. Aby dodać sobie pewności, pytała:
-Ciociu, a ty tu umiesz podjechać?
No i ciocia pokazywała, że umie. A Maria zaciskała zęby i … też umiała.
Po południu Maria korzystając z farb akrylowych i akwareli namalowała pejzaż z wodą na zdalną plastykę, korzystając przy tym z obserwacji odbicia drzew w Mrożynce.
Niedzielę spędziliśmy na rodzinny wypadzie do skały bazaltowej za Giebułtowem. Skopiec, będący pozostałością po wulkanie zachwycił wszystkich.
To był cudownie rodzinny weekend.
I mam nadzieję, że teraz takie spotkania będą coraz częstsze.
Inne opowieśći o Marysi:
Przygody Marii w Domku pod Orzechem
Jak mieszczuchy uwielbiają właśnie to poczucie wolności, niczym nieograniczonej przestrzeni, a zarazem dystansu do pospiesznego życia. Każdy taki wyjazd na głęboką wieś daje mi mnóstwo pozytywnej energii. :)
OdpowiedzUsuńMarysia ma takie samo zdanie!
UsuńOj tak chciałoby się żeby ten trudny czas już się skończył
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, musi być!
UsuńKażdy czas spędzony na świeżym powietrzu jest teraz na wagę złota, zwłaszcza dla mieszczuchów, którzy kiszą się w blokach (niestety ja). Na szczęście mieszkam przy lesie, więc można odetchnąć. Mam nadzieję, że i na wycieczkę rowerową przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuńTak, życie mieszczucha stało się o wiele trudniejsze. Opowieści bratowej o pracy w maseczce aż bolą uszy, uświadomiły mi, że to o czym czytam, to nie fikcja, a życie ludzi z miasta.
UsuńJak ma 24h dyżur, to wręcz nienawidzę już tej maseczki, nie ukrywam, że i skóra się obciera.
UsuńBratowa też się na to skarży.
UsuńFajnie jest tak spędzić czas z bliskimi :) Mam nadzieję, że będzie to coraz częściej możliwe!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Też mam taką nadzieję.
UsuńTo musiał być bardzo przyjemny dzień.
OdpowiedzUsuńByło cudownie.
UsuńPrzypomniałaś mi tymi wulkanami anegdotkę. Jak byliśmy w Tatrach toi jedno dziecko uparło się, że mgła nad szczytami to dym, więc muszą tu być wulkany, czynne oczywiście!
OdpowiedzUsuńHa ha ha ! Dzieci są genialne.
UsuńSuper, że Marysi też się udało 🙂
OdpowiedzUsuńJakie to szczęście mieć namiastkę wolności w czasach koronawirusa... Pozdrawiam cieplutko! :)
OdpowiedzUsuńWielkie szczęście! Serdeczności.
UsuńSuper są takie wspólne wypada A motywować należy zawsze i każdego
OdpowiedzUsuńNo powiedzmy szczerze, nie jest to łatwe. Pamiętam jak dwmotywowała mnie jedna z moich szefowych.
UsuńNa Skopcu byłam z mężem w sobotę. Piękny widok od Karkonoszy po Stóg Izerski, pod warunkiem, że się nie patrzy pod nogi na śmieci.W kwietniu przyjezdna młodzież sprofanowała wmurowaną przez mieszkańców w skałę kapliczkę Matki Bożej.To przykre. Miejsce też sprzątają "augustowiacy"z Osady w "czynie społecznym".W czynie społecznym zrobiony też parking i tabliczka.Pozytywni lokalni patrioci:).Szkoda,że niedoceniani i nieszanowani przez niektórych pseudoturystów.A gdzie jest gmina? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMałgosia.
Wiem, o tym akcie wandalizmu, obserwuję na bieżąco lokalne media. Bezmyślność pseudoturystów jest porażająca.
UsuńLubię tutaj wracać do twoich wpisów:)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńMoja mama czasem robiła takie mleczne kulki. Mówiła na to "Rafaello". Może jeszcze kiedyś zrobi. Może z czekoladą dla odmiany;)
OdpowiedzUsuńTez6nazywam je domowym rafaello.
UsuńWszystko, co związane z wulkanami bardzo mnie przyciąga. Stojąc na ich szczycie opanowuje mnie wrażenie, że mam bezpośredni kontakt z Ziemią.
OdpowiedzUsuńMnie zaś zżera ciekawość jak to wyglądało, gdy były czynne. Na Dolnym Śląsku mamy dużo wulkanów.
UsuńRodzinny weekend w ruchu, nie przy stole. To się ceni. Serdeczne pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńU nas przy stole siedzi się tylko przy posiłkach. Lubimy ruch.
UsuńŚwietnie spędzony weekend 👍
OdpowiedzUsuńJa z innej beczki - napisałam wiadomość na messengerze, nie jesteśmy znajomymi więc może trafić do dziwnego folderu - sprawdź proszę ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOdpisałam 😘
Usuńnajważniejsza jest swoboda, wtedy każdy czuje się dobrze i się nie nudzi :-)
OdpowiedzUsuńU mnie motywacja to temat na czasie :) nagrałam vlog jak się motywuję. Czasem trzeba się wspomóc czymś. Przebywanie wśród przyrody również mnie motywuje. Naszych chłopców z resztą też. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMarysia cudnie podsumowała Dom pod Orzechem - że tu czuje wolność.... wiesz, też jestem prawdziwym mieszczuchem, ale takie chwile wytchnienia z przyrodą w roli głównej również dają mi poczucie wolności:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Dziarska dziewuszka, co i nie dziwi, skoro ma taką ciotkę.
OdpowiedzUsuńSuper że macie czas tylko dla Was
OdpowiedzUsuń