Lipcowy pobyt w Domku pod Orzechem brat
z rodzinką zaplanowali na cały tydzień, a i tak, okazało się, że
to strasznie mało czasu. Wśród wielu wspólnych aktywności
zdecydowaliśmy się na wycieczkę w Karkonosze, w których nie
byliśmy od wielu lat i oboje mieliśmy już ochotę połazić po
górach nieco wyższych od naszych Izerskich.
Jednodniowa wycieczka w Karkonosze
Nie mieliśmy sprecyzowanych planów
odnośnie tego, co chcemy zobaczyć. Mieliśmy zarys naszych
oczekiwań: ma być miejsce ciekawe z widokiem, Bez tłumów,
wycieczka na ok. 20 km i chcemy się spocić. Patrzyłam na mapę i
zastanawiałam się, czy znajdę w Karkonoszach szlaki, na których
nie będzie tłoku. Po tym co widziałam na zdjęciach ze Śnieżki,
Karpacza i Szklarskiej Poręby, obawiałam się dzikich tłumów. A
tego chciałam za wszelką cenę uniknąć. Wreszcie wspólnie
doszliśmy do wniosku, że trzeba na coś się zdecydować.
Wejście na szczyty z Jagniątkowa i spotkanie na szlaku
Wymyśliliśmy, że zamiast zaczynać
wycieczkę w którymś z obleganych kurortów, wybierzemy mnie
popularny szlak i tak stanęło na czarnym szlaku z Jagniątkowa. To
był świetny pomysł. Samochód zaparkowaliśmy obok kościoła w
Jagniątkowie ( gdy wjeżdżaliśmy parking był pusty, ale zaraz po
nas zaparkowały jeszcze trzy samochody). Rzut oka na mapę i
ruszyliśmy w poszukiwaniu początku naszej ścieżki. Znaleźliśmy
ją bez trudu na mostku. Początkowo szliśmy szerokim szutrowym
duktem przez las. Droga wznosiła się nieznacznie, ale my
wiedzieliśmy, że za chwilę czeka nas wymagające podejście. Tak
też się stało. W miejscu, gdzie od czarnego odchodził zielony
szlak zwany ścieżką po nasz szlak zwężył się i zyskał zarówno
na atrakcyjności jak i trudności.
Zrobiło się stromo i pięknie, gdyż wysoki las ustąpił miejsca reglowi górnemu: kosodrzewinie, karłowatym drzewom liściastym. Na torfowym podłożu rosły rozliczne mchy i kwitła cudowna wełnianka, zastanawiałam się, czy znalazłaby się tam rosiczka i podejrzewam, że niejeden krzaczek tej owadożernej rośliny ukrył się wśród kęp bagiennej roślinności. Krzaki jagodowe uginały się od owoców. Przez cały czas byliśmy na szlaku zupełnie sami. Nagle zza drzew wyłonił się pierwszy człowiek, a raczej kobieta z dzieckiem na plecach, zaraz za nią pojawiły się dwie kolejne dziwnie znajome postacie. Zaczęłam się śmiać. Wyobraźcie sobie, że idziecie potwornie stromą, rzadko uczęszczaną ścieżką w górach i... spotkacie znaną blogerską rodzinkę, z którą mieliście okazję poznać się miesiąc wcześniej! Dzielna czwórka turystów okazała się rodzinąZbierajów, których poczynania turystyczne śledzę od dłuższego czasu i przyjemnością patrze, jak dwie małe dziewczynki świetnie radzą sobie w różnych okolicznościach. Ta rodzina pokazuje, że chcieć to móc, a posiadanie małych dzieci wcale nie oznacza rezygnacji z turystycznych przygód.
Zrobiło się stromo i pięknie, gdyż wysoki las ustąpił miejsca reglowi górnemu: kosodrzewinie, karłowatym drzewom liściastym. Na torfowym podłożu rosły rozliczne mchy i kwitła cudowna wełnianka, zastanawiałam się, czy znalazłaby się tam rosiczka i podejrzewam, że niejeden krzaczek tej owadożernej rośliny ukrył się wśród kęp bagiennej roślinności. Krzaki jagodowe uginały się od owoców. Przez cały czas byliśmy na szlaku zupełnie sami. Nagle zza drzew wyłonił się pierwszy człowiek, a raczej kobieta z dzieckiem na plecach, zaraz za nią pojawiły się dwie kolejne dziwnie znajome postacie. Zaczęłam się śmiać. Wyobraźcie sobie, że idziecie potwornie stromą, rzadko uczęszczaną ścieżką w górach i... spotkacie znaną blogerską rodzinkę, z którą mieliście okazję poznać się miesiąc wcześniej! Dzielna czwórka turystów okazała się rodzinąZbierajów, których poczynania turystyczne śledzę od dłuższego czasu i przyjemnością patrze, jak dwie małe dziewczynki świetnie radzą sobie w różnych okolicznościach. Ta rodzina pokazuje, że chcieć to móc, a posiadanie małych dzieci wcale nie oznacza rezygnacji z turystycznych przygód.
Chwilę pogadaliśmy na szlaku i
ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach.
Podejście czarnym szlakiem zajęło
nam niecałe dwie godziny i po jedenastej podziwialiśmy już
panoramę czeskich Karkonoszy, bo ten widok pojawił się jako
pierwszy. Niestety wraz z nim pojawili się i ludzie. Na razie byli
to czescy turyści. Najdziwniejszym, co zobaczyliśmy był ogromny
gmach nowo wybudowanego hotelu. Przystanęliśmy na chwilę
zdezorientowani, gdyż na naszej mapie obiekt nie był jeszcze
zaznaczany. Zaraz jednak ruszyliśmy dalej.
Czerwonym szlakiem na Śnieżne Kotły
Czerwony szlak biegnie granicą
polsko-czeską, a że Śnieżne Kotły przyciągają rzesze turystów
z obu krajów, więc na kamiennej ścieżce zrobiło się tłoczno.
Szybko mijaliśmy kolejne grupki wędrowców z psami, dziećmi,
kijkami. Ubranych niczym wytrawni piechurzy lub przeciwnie jak
wczasowicze na deptaku. Ponieważ jednak było wyjątkowo ciepło,
więc widok sandałów nie raził.
Trasa jest niezwykle malownicza: co chwilę przed wędrowcem wyrastają olbrzymie bloki skalne, a widoki na obie strony zapierają dech w piersiach. Niestety ludzki potok znacznie utrudnia kontemplację piękna. Na nas największe wrażenie zrobił nagi stożek Wielkiego Szyszaka. Staliśmy zauroczeni gapiąc się na kamienisty szczyt.
Ach! Jakże żałowaliśmy, że ścieżka trawersuje górę zamiast wspinać się na jej wierzchołek! Tłum gęstniał, gdyż byliśmy coraz bliżej celu naszej wycieczki. Widzieliśmy już gmaszysko stacji przekaźnikowej. Nad Kotłami ludzi było mnóstwo. I tym razem po prostu szybko zajrzeliśmy w czeluść, wymieniliśmy się uwagami o suszy i braku śniegu w kotłach i dopiero po minięciu stacji i zejściu z czerwonego szlaku zdecydowaliśmy się na odpoczynek. Najbardziej ubawiło nas, że wybraliśmy miejsce z widokiem na... Góry Izerskie i Pogórze.
Trasa jest niezwykle malownicza: co chwilę przed wędrowcem wyrastają olbrzymie bloki skalne, a widoki na obie strony zapierają dech w piersiach. Niestety ludzki potok znacznie utrudnia kontemplację piękna. Na nas największe wrażenie zrobił nagi stożek Wielkiego Szyszaka. Staliśmy zauroczeni gapiąc się na kamienisty szczyt.
Ach! Jakże żałowaliśmy, że ścieżka trawersuje górę zamiast wspinać się na jej wierzchołek! Tłum gęstniał, gdyż byliśmy coraz bliżej celu naszej wycieczki. Widzieliśmy już gmaszysko stacji przekaźnikowej. Nad Kotłami ludzi było mnóstwo. I tym razem po prostu szybko zajrzeliśmy w czeluść, wymieniliśmy się uwagami o suszy i braku śniegu w kotłach i dopiero po minięciu stacji i zejściu z czerwonego szlaku zdecydowaliśmy się na odpoczynek. Najbardziej ubawiło nas, że wybraliśmy miejsce z widokiem na... Góry Izerskie i Pogórze.
Ze Śnieżnych Kotłów do Jagniątkowa
Schodziliśmy żółtym szlakiem do
Schroniska Pod Łabskim Szczytem, gdzie planowaliśmy czymś się
posilić.
Brat jednak tylko spojrzał na ludzkie tłumy i już schodziliśmy czarnym szlakiem w dół. Ścieżka jest niezwykle malownicza i po prostu piękna. Chwilami spod kamieni wytryskało źródło i szliśmy niewielkim potokiem przeskakując z kamienia na kamień. Między drzewami co i rusz pojawia się prześwit i możliwość podziwiania zmieniających się widoków. Przy czym jeśli chodzi o widoki to podejrzewam, że lepiej byłoby wchodzić, gdy widzi się majestatyczne Kotły na wprost siebie.
Brat jednak tylko spojrzał na ludzkie tłumy i już schodziliśmy czarnym szlakiem w dół. Ścieżka jest niezwykle malownicza i po prostu piękna. Chwilami spod kamieni wytryskało źródło i szliśmy niewielkim potokiem przeskakując z kamienia na kamień. Między drzewami co i rusz pojawia się prześwit i możliwość podziwiania zmieniających się widoków. Przy czym jeśli chodzi o widoki to podejrzewam, że lepiej byłoby wchodzić, gdy widzi się majestatyczne Kotły na wprost siebie.
I tym razem praktycznie nie widzieliśmy
turystów. Zaledwie kilka osób minęliśmy już po wejściu na
szeroki dukt, który okazała się drogą, jaką szliśmy rok
wcześniej do ametystowych złóż. Śmialiśmy się, ze teraz
powinniśmy jeszcze spotkać Rock'si.
Jak widać da się w Karkonoszach
znaleźć miejsca spokojne i odludne, trzeba tylko chcieć. Większość
odwiedzających Śnieżne Kotły wybiera jednak wjazd wyciągiem na
Szrenicę i powrót tą samą drogą lub jako bazę wypadową obrało
czeską stronę bogatą w schroniska i hotele w pobliżu.
To była świetna wycieczka, zwłaszcza
że oboje z bratem lubimy swoje towarzystwo i chodzimy podobnym
tempem.
Nic tylko pozazdrościć Wam takich okolic, cieszę się, że wycieczka się udała! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńTak, była bardzo udana.
UsuńOch wróciły wspomnienia z przed kilku lat. Jaka szkoda, że lat na karku tak szybko przybywa, a sił ubywa.
OdpowiedzUsuńPozostają tylko zdjęcia i wspomnienia. Pozdrawiam
Masz rację, czas szybko leci.
UsuńFajna trasa.Schronisko pod Łabskim Szczytem szczególnie.Jakieś 15-20 lat temu często tu z mężem nocowaliśmy.Wtedy jeszcze nie było w nim elektryczności i nawału turystów.Do schroniska już od Kukułczych Skał prowadził nas zapach świerkowego dymu z kuchennego pieca i kominka. Ciekawe, jak jest teraz? Sprawdzimy wkrótce, ale trochę boję się rozczarowania.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMałgosia
Szczerze mówiąc nawet nie weszłam do środka. Brat próbował i szybko uciekł. Tłumy straszne.
UsuńA to fajny zbieg okoliczności że z tą rodzinką się spotkałaś :p
OdpowiedzUsuńJa z bratem byłam ostatnio w górach na Maderze, 2 lata temu
My wybieramy polskie góry, ale myślę że na Maderze jest bardzo pięknie, bo tam chyba góry spotykają się z morzem. A zbieg okoliczności niesamowity!
UsuńTeż się wybieram w te wakacje ale chyba w tygodniu, mniejsze tłumy... Izi
OdpowiedzUsuńRozczaruję Cię. My byliśmy w tygodniu. Tłum był straszny. Lepiej poszukać mniej uczęszczanych ścieżek.
UsuńNa pewno była to ciekawa wyprawa. Wieki nie byłam w Karkonoszach...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa, a Karkonosze odwiedziłam po 30 latach.
UsuńJa niestety mam do gór bardzo daleko. W Karkonoszach chyba nigdy nie byłam.
OdpowiedzUsuńMy przez 25 lat też mieliśmy daleko, ale co roku odwiedzaliśmy Izerskie.
Usuńbardzo chętnie wybrałabym się na taką wycieczkę, ale odkąd mam dzieci jakoś nam trudno takie "wyjście" zorganizować.
OdpowiedzUsuńZajrzyj do bloga Zbieraj się. Znajdziesz tam prawdziwą skarbnicę wiedzy o tym jak podróżować z małymi dziećmi.
UsuńWłaśnie! Mozolnie pnie się człowiek pod górę, a gdy wydaje mu się, że tylko niebo i samotne tete a tete z górskimi szczytami przed nim, widzi hotel.
OdpowiedzUsuńZ Jagniątkowa i ja ruszałem ku Śnieżnym Kotłom. Chyba pora powtórzyć trasę.
Myślę, że sandały, mimo iż nie raziły Ciebie, uwierały ich właścicieli. Dobrze im tak!
Przy metalowej barierce, obok której stoisz, stałem kilka lat temu. Może zauważyłaś zgniecenie metalowej rurki. To ślad mojego chwycenia się barierki, gdy zajrzałem na dno przepaści.
Pozazdrościć Wam wycieczki, Anno! Zazdroszczę.
Przeraża mnie ta mania budowania hoteli tam, gdzie powinno być cicho i pusto. Zwłaszcza, ze to spore budynki. No i po tych tłumach na szczycie doceniam tę moją izerską ciszę.
UsuńAle przyjemny wypad. Góry też zawsze mnie relaksują.
OdpowiedzUsuń