Jak zostać morsem?
Jeśli czytasz ten post i jeszcze nie pukasz się w czoło, to oznacza ze jesteś na dobrej drodze do morsowania. Bo przecież każda zmiana zaczyna się w głowie. Zatem jeśli kiedykolwiek pojawiła się myśl: „a może warto zacząć morsować” to to jest pierwszy krok w dobrym kierunku. Drugiem krokiem będzie podjecie decyzji, że warto spróbować. I teraz uwaga: nie biegnij od razu do sklepu po specjalistyczny sprzęt do morsowania! Najpierw sprawdź, czy naprawdę będzie ci się ta zabawa podobać. Kolejnym krokiem niech będzie znalezienie grupy wsparcia, gdy lubisz towarzystwo lub ustronnego, ale bezpiecznego miejsca, jeśli wolisz samotność.
Gdy zdecydowałam się na kąpiel, wybrałam leśną intymność i nadal ta forma najbardziej mi odpowiada. Przyjemnie jest też w niewielkim towarzystwie, na przykład z koleżanką lub z kimś z rodziny. A potem to już tylko pozostaje impuls, że to właśnie teraz. Oczywiście nie zaczynamy morsowania od długich posiadówek w zimnej wodzie. Pierwsza kąpiel powinna trwać poniżej minuty i nie należy moczyć całego ciała. Z czasem zanurzanie wydłuża się, ale za każdym razem zależne jest od indywidualnych predyspozycji.
Czy każdy może morsować?
Zdrowotne kąpiele w lodowatej wodzie nie są dla każdego. Przeciwwskazaniem są choroby serca, problemy z krążeniem, padaczka, nadciśnienie i borelioza. Warto więc przed pierwszą kąpielą zasięgnąć porady lekarskiej. Na pewno nie jest przeszkodą wiek. W Finlandii czy Rosji hartowane na mrozie są już niemowlęta, a morsują także osoby w podeszłym wieku, jeśli im zdrowie pozwala. A stwierdzenie, że jest się zmarzluchem to tylko rodzaj wymówki – ja też byłam zmarzluchem i to strasznym!
Jakie są zalety morsowania?
Od dawna wiadomo, że krioterapia ma dobry wpływ na nasze zdrowie. Najważniejszą zaletą, zwłaszcza w dobie grasujących wirusów grypy i covid 19, jest podnoszenie odporności organizmu. Regularne kąpiele sprawiają, że znacznie rzadziej się choruje (ja już nie pamiętam, kiedy coś mi dolegało). Poprawia się krążenie krwi i ukrwienie organizmu, opóźnia się starzenie skóry. Redukuje się stres i odczuwanie dolegliwości bólowych, wreszcie wzrastają endorfiny. Niezaprzeczalną zaletą jest też praktyczna bezkosztowość tej aktywności: nie potrzeba specjalistycznego sprzętu, za wejście do strumienia, morza lub innej sadzawki nie trzeba płacić, więc wszystkie dobrodziejstwa ma się całkowicie za darmo.
Co jest potrzebne do morsowania?
Chwilę temu napisałam, że to bezkosztowa aktywność, co nie oznacza, że nic nie będzie potrzebne. Większość rzeczy mamy jednak w domu i nie trzeba ich kupować specjalnie. Gdy zaczynałam kąpiele w moim strumyku zabierałam ze sobą bieliznę sportową lub nieco sfatygowany strój kąpielowy (ale używam ich tylko wtedy, gdy mam towarzystwo lub wiem, że będą fotki, czasem kąpię się nago), ręcznik, koc z dużym workiem na śmieci jako podkładka oraz termos z gorącą herbatą. Gdy wiedziałam już, że morsowanie jest tym, co lubię i będę kąpać się regularnie dokupiłam nowy strój kąpielowy (z którego korzystam też na basenie i czasie letnich kąpieli) ciepłą i wygodną czapkę oraz butki z neoprenu.
Jak wygląda moje morsowanie?
Najczęściej pluskam się w mojej sadzawce i robię to kilka razy w miesiącu bez względu na porę roku. Nie unikam też okazji do chlapania się w towarzystwie innych morsów. Kilka razy odwiedziłam ze znajomymi wodospad Kwisy w Świeradowie Zdroju, kąpałam się w Bałtyku z moją synową. Cieszę się też, gdy mogę iść na spacer z kimś z rodziny, bo zazwyczaj moi towarzysze z ciekawości sami zanurzają nogi i mają z tego mnóstwo radości!
Aby się wykąpać muszę przejść około 1 km. Szybki marsz wystarcza mi za rozgrzewkę ( tę uskuteczniam, kąpiąc się w Kwisie) Pierwsze wejście jest krótkie i traktuję je jako przyzwyczajenie się do zimnej wody. Potem wchodzę drugi raz, zanurzam się i podchodzę pod mój mini wodospad, pozwalając wodzie masować mi barki i kręgosłup.
Ponieważ w mojej sadzawce wody jest nieco powyżej kolan, aby się zanurzyć muszę sobie usiąść na dnie lub kucnąć. Z wody wychodzę, gdy stwierdzam, że wypadałoby wyjść, czyli po kilku minutach. Szybko zdejmuję mokry strój, wycieram się ręcznikiem do sucha, zakładam ciepłą bieliznę i sweter. Na końcu wkładam spodnie, skarpety i buty. A potem siadam sobie na kocu i piję gorącą herbatę, patrząc na mój ulubiony las. Do domu wracam truchtem lub szybkim marszem.
Zapraszam na wcześniejsze moje posty o morsowaniu:
Może kiedyś spróbuję, bo ciągnie mnie do zimnej wody :)
OdpowiedzUsuńJak Cię ciągnie, to pierwszy krok już zrobiłaś.
UsuńMorsowanie - nowy trend, który podziwiamy, ale nie będziemy się na niego kusić.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Nie każdy musi zostać morsem.
Usuń'Wybrałam leśną intymność'...Niestety nie mogłabym sobie w Warszawie na taką pozolić. POza tym moja psychiczna niechęć do zimna mnie odrzuca od tego typu doświadczenia...
OdpowiedzUsuńNiechęć do zimna da się przezwyciężyć.
UsuńNigdy tego nie próbowałam, ale może to coś też dla mnie.
OdpowiedzUsuńJeśli pomyślałaś, a może spróbować? To jesteś na dobrej drodze!
UsuńPo zobaczeniu zdjęć musiałem założyć bluzę, bo się zimno zrobiło.
OdpowiedzUsuńKąpiel w zimie jest dobra, oczywiście, jeśli woda ma chociaż 15 stopni. Wtedy niewątpliwie jest zimna, ale do wytrzymania.
Na chwilę :-)
15 stopni? Zimą byłoby niczym kąpiel w wodach termalnych 😂
UsuńMi na razie wystarcza spanie przez cały rok przy otwartym oknie. Woda nie jest dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię spać w taki sposób, ale Ślubny mi wtedy marznie 😂
UsuńKiedyś, co prawda okazjonalnie, ale próbowałam, niezwykłe odczucia, jednak później choroba wykluczyła mnie z takich kąpieli, saun, zimnych pryszniców, a szkoda.
OdpowiedzUsuńTo faktycznie szkoda. Niestety czasem trzeba zrezygnować z takich przyjemności. Zdrowie najważniejsze.
UsuńPozostało spanie przy uchylonym oknie, lubię, kiedy chłodek zagląda do sypialni podczas objęć z Morfeuszem. :)
UsuńJestem przekonana,że warto! - ale osobiście należę do ciepłolubów i chyba bym się tam zamieniła w lodowy sopelek ;)
OdpowiedzUsuńNa początku faktycznie ma się wrażenie sopelka, ale potem jest rewelacyjnie.
UsuńMimo, że zdrowootnych plusów jest dużo to ja bym się nigdy nie zdecydowała. Zimna woda nie jest dla mnie... Chyba, że do popicia w upalny dzień.
OdpowiedzUsuńA w upalny dzień zimna woda jest zdradliwa! Staram się jej unikać, bo po pracy w szkole pozostała mi wrażliwość gardła na takie zmiany temperatur.
UsuńTo morsowanie staje się coraz bardziej popularne. Widać to właśnie po social mediach...
OdpowiedzUsuńTo samo zauważyłam. Sporo moich aktywnych sportowo znajomych łączy np. kolarstwo z morsowaniem.
UsuńTeż myślałam, że morsowanie uodparnia. Niestety, covid pokonał długoletniego aktywistę i inicjatora morsowania w moim mieście. Młody, silni, aktywny fizycznie człowiek. To straszne...
OdpowiedzUsuńNawet ludziom aktywnym zdarzają się choroby, co nie oznacza, że należy rezygnować z budowania odporności.
UsuńPomimo zalet ja się na to nie piszę! Brr... Zdecydowanie jestem ciepłolubna, ale wpis podrzucę koleżance bo myśli o morsowaniu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tym wpisem przekonam kilka osób do takiej aktywności.
UsuńPodziwiam, ja bym się chyba bała. Pewnie po pierwszym razie bym się już przełamała. Ale w ogóle to morsowanie ma same zalety!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, wystarczy się przełamać.
UsuńZawsze podziwiałam morsujących ludzi. Sama jeszcze nie miałam okazji tego spróbować, choć nie mówię nie. Pewnie gdyby nadarzyła się okazja, to bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńCzasem potrzebny jest właśnie impuls.
UsuńTak opisałaś... Kolorowo, barwnie i uzasadnilas to wszystko. Póki co to jestem pewna, że to zrobię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper! Trzymam kciuki!
UsuńOpowieść - piękna. Ale pozostanę przy podziwie :) Wierzę na słowo, że to fantastyczna sprawa :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤️
UsuńJuż drugi raz tej zimy trafiam na artykuł o morsowanie i... właśnie przestałam pukać się w głowę. Mam coraz większą chęć spróbować tego "sportu" :)
OdpowiedzUsuń