Zima ma się dobrze. Śniegu napadało mnóstwo, mróz trzyma. Po otwarciu hoteli góry przeżywają oblężenie. Czy wszystkie? Czy w słoneczny zimowy weekend można znaleźć trasę na biegówki, gdzie nie będzie tłumu? Nie jest to łatwe, ale nie jest niemożliwe.
Mroźny poranek w górach
Obudziłam się z nadzieja na obejrzenie wschodu słońca. Niestety, podobnie jak przez cały tydzień wszystko wokół spowite było mgłą. Szadź osadzała się na drzewach, jednak zabrakło tego magicznego różowego promienia, który zimowy pejzaż zmienia w scenerię niczym z rosyjskiej baśni. Pokrywa chmur nie była na szczęście gęsta i nim zjedliśmy walentynkowe ciasto, nad górką rozbłysło słońce. Tego potrzebowałam. Wiedziałam że w taki dzień trzeba iść w góry, ale po ostatnich eskapadach, gdy brodziłam w głębokim puchu, tym razem przygotowałam narty biegowe.
Na biegówkach pod Sępią Górę
W tygodniu zapinam narty i przez godzinę biegam dookoła Kufla, jednak przy takiej pogodzie postanowiłam wejść wyżej i i więcej zobaczyć. Przed domem zapięłam narty i pomaszerowałam pod górę, prosto w las. Szłam dziewiczym śniegiem, pozostawiając głębokie ślady w kształcie jodełki. Dopiero w lesie mogłam sobie pozwolić na równy jednolity ślad. Liczyłam po cichu, że na szutrowej drodze prowadzącej do Modrzewiowej Drogi ktoś już przede mną biegał i to nie ja założę ślad. Naiwna.
Jedyne ślady należały do jeleni, saren i dzików. I chodź poruszanie się po puszystym śniegu bez torów wymaga trochę wysiłku, to daje też mnóstwo frajdy. Kolejny raz pomyślałam, że po sezonie poszukam używanych nart skiturowych, bo te w moim terenie ą się sprawdzały lepiej od biegówek, o czym przekonuję się, oglądając filmy wrzucane rzez sąsiadów zza górki. Póki co jednak dotarłam do Modrzewiowej Drogi, ale i tam od kilku dni nikt nie biegał i nikt nie chodził. Sunęłam więc w kierunku Sępiej Góry, zastanawiając się, nad dalszą trasą.
W połowie drogi zobaczyłam idącego z naprzeciwka narciarza (trudno przy takim śniegu napisać biegnącego) Zamieniliśmy kilka słów, wskoczyliśmy w swoje ślady i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach. Po śladach biegacza dotarłam do skrzyżowania z drogą rowerową na Sępią Górę. Znów człapałam jodełką pod górę, jednak łącznik jest krótki, a szlak szczytowy był przedeptany, widoczne były też ślady nart, jednak w wielu miejscach zadeptane przez pieszych turystów. Stąd do rozdroża pod Sępią Górą jest już tylko kawałek, który pokonałam szybko i przyjemnie. Na rozdrożu zobaczyłam kolejnego turystę i wcale się nie zdziwiłam, że był to... Izerski Włóczykij. Paweł uparcie poszukiwał wilczych tropów. Chwilę porozmawialiśmy i gdy do rozdroża dochodziła kolejna para turystów, każdy z nas ruszył w swoją stronę.
Zimowe Skałki Zofii
Już w czasie swojej ostatniej narciarskiej eskapady ta trasą myślałam, by skręcić na Skałki Zofii, wtedy jednak powstrzymywał mnie rozsądek: jeszcze nigdy wcześniej nie zrobiłam tylu kilometrów na nartach i bałam się, że przesadzę. Tym razem mogłam trochę wydłużyć wycieczkę, więc skręciłam w boczną drogę, która wiedzie wprost do skał. Jechałam rzadko uczęszczaną drogą wśród drzew, ciesząc się dzikością natury.
Owszem, musiałam być ostrożna, gdyż droga nie jest przeznaczona na biegówki i co jakiś czas trafia się na wystające ze śniegu niespodzianki. Nie mniej to było cudowne doświadczenie. Po kilku minutach las przerzedził się, świerki ustąpiły brzozom, między którymi po prawej stronie widać było ośnieżone Skałki Zofii.
Po lewej zaś rozciągał się fantastyczny widok na Wysoki Grzbiet. Zjechałam jeszcze trochę niżej, do granicy szkółki leśnej, by popatrzeć na Pogórze. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie spróbować jechać dalej tym duktem, jednak nie znam jego przebiegu i mogło się okazać, że przesadzę z ilością kilometrów oraz czasem spędzonym poza domem (wszak to Walentynki, a Walenty czekał w domu.
Niespodziewane spotkanie
Pełna zachwytów i spełniona wracałam Kamienickim Grzbietem. Nie liczyłam już na żadne fajerwerki, raczej zastanawiałam się, jak wyglądać będzie droga zjazdowa z Pięciu Dróg. Nagle leśną ciszę przerwały podejrzane trzaski. Sprawdzałam właśnie godzinę na telefonie. I to dzięki temu zdążyłam utrwalić spotkanie w lesie. Między choinkami szło stado jeleni. Wstrzymałam oddech, jednak wiadomo było, ze w końcu zwierzęta mnie zauważą, bo szły prosto na mnie.
Gdy moje oczy spotkały się z oczami łani, przed chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Potem ona uskoczyła w bok. Myślałam, że to koniec widzenia. Jednak zwierzęta bardzo chciały przekroczyć ścieżkę i zrobiły to trochę dalej, a ja mogłam patrzeć i podziwiać powabne łanie i dorodne byki z wieńcami na głowie, bo to jeszcze nie czas, by zrzucać poroże.
Powrót do Gierczyna
Reszta trasy przebiegła bez niespodzianek. Na pięciu drogach przedeptany był tylko szlak turystyczny z Rozdroża Izerskiego do Świeradowa Zdroju. Pozostałe trzy ścieżki pyszniły się nietkniętym śniegiem.
Wjechałam w swoją drogę. Okazało się, że przy tej ilości śniegu nie będzie to łatwy i przyjemny zjazd. Narty nie chciały jechać same, potrzeba było pracy mięśni rąk i nóg, by posuwać się do przodu. Dawno mi się ta droga tak nie dłużyła, ale też miałam rzadką okazję przyjrzeć się jej w tej zimowej scenerii. Zimą wszystko wygląda inaczej. Przyznam, ze byłam już trochę zmęczona, a do domu zostało jeszcze kilka kilometrów. Na szczęście na Modrzewiowej Drodze widniał ślad zrobiony przez spotkanego przed południem narciarza. Teraz już bez problemu sunęłam w dół do domu. Największe zaskoczenie dopiero mnie jednak czekało!
Na kilometr przed domem, tam gdzie krzyżują się drogi z Gierczyna i Przecznicy zobaczyłam … dużą grupę młodych ludzi. Prawdę mówiąc ich ilość znacznie przekraczała te, do których jestem przyzwyczajona. Siedmioro, może ośmioro młodych narciarz zwierzało w kierunku, z którego ja właśnie wracałam. Szli z Przecznicy i tu na rozstaju dróg zrobili sobie przerwę. Wcale im się nie dziwię, bo podejście z Przecznicy potrafi dać w kość.
Dopytali, jak wyglądają wyżej warunki, ustalili swoją marszrutę na podstawie moich wskazówek. Chwilę pożartowaliśmy, a wówczas... z Gierczyna nadeszło kolejnych troje turystów, tym razem pieszych. Ci też dopytali o wygodną trasę na niedługą wycieczkę. Skierowałam ich zatem na Kotlinę. I jeśli myślicie, że to był koniec moich spotkań z ludźmi w tym dniu, to jesteście w błędzie, bo spotkałam jeszcze sąsiadów, którzy właśnie rozpoczynali swoją narciarską wycieczkę i ustalili, że moja propozycja wygląda atrakcyjnie, zwłaszcza, że szlak jest już przetarty.
Góry Izerskie dla narciarzy
Góry Izerskie zimą okazują się rajem dla narciarzy. W ubiegłych latach biegacze skupiali się jednak w Jakuszycach, korzystając z tamtejszych świetnie przygotowanych tras. Zjazdowcy korzystali z licznych tras zjazdowych w Szklarskiej Porębie oraz stoku w Świeradowie Zdroju. Pandemiczna zima jest jednak inna. Rośnie popularność wycieczek skiturowych, a tu Góry Izerskie mogą zaoferować mnóstwo nieprzetartych ścieżyn o różnej skali trudności. Biegacze narciarscy także odkrywają coś więcej niż Jakuszyce oraz trasy z Orla do Chatki Górzystów. W tym roku do tych najpopularniejszych dołączono ratrakowany co jakiś czas szlak ze Stogu Izerskiego w kierunku Chatki Górzystów.
Nasza pusta dotychczas Modrzewiowa Droga stanowi ciekawą alternatywę dla zatłoczonych Jakuszyc, ciekawa, choć dosyć trudna ze względu na sumę podbiegów jest także trasa z Rozdroża Izerskiego w kierunku Świeradowa Zdroju. Trzeba jednak pamiętać, że w tej części Grzbietu Kamienickiego nie ma schronisk, a i miejsca odpoczynku są nieliczne.
Piękni naipsane cenne wskazówki pozdrawiam.Ewa Hinz
OdpowiedzUsuńDzięki, Ewo.
UsuńPiękne widoki! U nas już jest coraz cieplej, śnieg powoli topnieje. :-)
OdpowiedzUsuńNam pogoda ma się zmienić w środę.
UsuńSuper narracja i super widoki na ośnieżone Góry i górki Izerskie.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuńtakie spotkanie oko w oko to musi być coś, to się nazywa kontemplowanie natury :-)
OdpowiedzUsuńZa każdym razem cieszę się jak dziecko!
UsuńZdjęcia piękne. Miałaś cudną pogodę, Anno.
OdpowiedzUsuńMoją alternatywą na dużą ilość turystów są moje góry. Wczoraj widziałem 20 saren w jednej grupie. Pozwoliły mi podejść dojść blisko, nim spokojnie odbiegły. A! W mijanej wiosce spotkałem kobietę. Innych żywych istot nie zauważyłem.
I to jest w naszych górach piękne.
UsuńWidoki niczym z najpiękniejszej bajki, na biegówki trasa wydaje się być idealna, czegóż zatem w zimie chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Owszem, na biegówki dla samotników ideał.
UsuńAleeż tam u Ciebie pęknie, w słoneczny dzień czysta magia, jak baśniowo <3
OdpowiedzUsuńW takim otoczeniu nabiera się fantastycznych sił duchowych, wysiłek fizyczny pomaga oczyścić się z negatywnych emocji. :)
UsuńCzasami żałuję, że nie opanowałam biegówek:-) podchodzenie na nartach jodełką jest męczące, na stokach robotę za nas wykonują wyciągi, Ty musisz sobie radzić w górach sama:-) Z ulgą czekam na ocieplenie, choć trochę żal, że zima skończy się. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że też już czekam na wiosnę. A podchodzenie jodełką i tak jest prostsze niz zapadanie się po pas w śniegu.
UsuńGdybym tylko mogła, natychmiast wyrwałabym się z miasta i spędziła wiele godzin w tym białym krajobrazie. :)
OdpowiedzUsuńWierzę, każdego dnia cieszę się, że jestem właśnie tu.
UsuńAż buzię rozdziawiłam z wrażenia. To jest świetnie wykorzystywana młodość i radość z chodzenia, jeżdżenia po górskich bezdrożach. Podziwiam Twoją znajomość różnych ścieżek, ścieżynek w okolicy bliższej czy dalszej. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOlu, dziękuję. Wiesz, pierwszy raz byłam w Izerskich prawie 50 lat temu. Zdążyłam je poznać 😊
UsuńPiękna pogoda. Niedawno byłam z mężem na Sępiej Górze. Wchodziliśmy z Mlądza przez Batę, Gierczyn i później na zielony szlak.Piękna trasa, przepiękne widoki.25 lat wcześniej byliśmy na Sępiej ze szkolnymi dziećmi. Nocowaliśmy w Tewie. Gospodarz pensjonatu przyjechał po nas na stację PKP w Gryfowie samochodem marki Żuk z wiaderkami i sankami na pace. Boże!!! Teraz to chyba prokurator za takie coś. Przeciągnęliśmy ich przez Stóg i Smrek, a wieczorem tego samego dnia chcieli jeszcze wejść na Sępią. To była niezapomniana wycieczka. Większość dzieciaków pierwszy raz widziała góry. Wspominają ją do dziś. My też, bo to nasza pierwsza - z wychowankami.Ale wywołałaś wspomnienia:)) Pozdrawiam.Małgosia.
OdpowiedzUsuńTeż mam podobne wspomnienia sprzed lat. My z Rębiszowa uczniów goniliśmy na pieszo po całej nocy w pociągu 😂
UsuńPiękna zima więc trzeba korzystać z jej uroków. Z chęcią bym się wybrała w takie urokliwe miejsce
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia, ale poproszę je w większym formacie pozdrawiam Adriana Style
OdpowiedzUsuńWiększe nie załadują się przy moim Internecie. Uroki mieszkania w górach.
UsuńJak kliknie się na zdjęcie jest większe.
UsuńNigdy nie miałam styczności z nartami, piękne zimowe widoki. Cudnie!
OdpowiedzUsuńHmm 🤔 ja ze sportów zimowych to tylko rower 😉 albo łózko i Polsat Sport 🤣 a zdjęcia tradycyjnie super 😍 Pozdrawiam cieplutko 🤗
OdpowiedzUsuńOd dwóch lat zbieram się, by pożyczyć fatbike i sprawdzić, jak się jeździ zimą po górach 😂
Usuń😲 Nie nie, rowerek trekkingowy i spokojnie po odśnieżonych drogach. Wszystko inne to dewiacja 🤣
Usuń