Po górach można chodzić różnie. Można wybierać się na krótkie wypady, spacerować po ścieżkach, zdobywać szczyty. Można też wziąć do ręki mapę, wyznaczyć dwa przeciwległe punkty i powiedzieć sobie: tak przejdę. Na raz całą mapę. Czy się da? A pewnie!
Od szalonego pomysłu do realizacji planu
Rok temu wybraliśmy się z bratem w Karkonosze. Było mgliście, niewiele widzieliśmy. Zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba wrócić. I wtedy w czasie wędrówki przez mgłę narodził się pomysł, by przejść Karkonosze naraz. Pomysł całkiem racjonalny, bo od przełęczy Okraj do Jakuszyc jest jakieś 30 kilometrów. Tylko że najpierw ktoś musiałby as na Okraj zawieźć, a potem odebrać z Jakuszyc. A może by tak pokusić się o przejście dodatkowo także Gór Izerskich? W pierwszej chwili zwątpiliśmy, bo to już nie 30 km, a 50. Nim jednak zeszliśmy ze szlaku, nasz pomysł zaczął się krystalizować w plan. Wiedzieliśmy, że nie da się tego zrobić spontanicznie. Trzeba regularnie chodzić i zadbać o kondycję. Od wiosny pilnowaliśmy się nawzajem. Brat zaplanował trasę, umówiliśmy się na konkretny termin. Od tego momentu wiedzieliśmy, że nie ma odwrotu. Szalony pomysł wszedł w fazę realizacji.
Karkonosze we mgle
Kilka poprzednich dni ze zmienną aura dawało nadzieję, że będzie się nam całkiem nieźle wędrowało, Jednak im bliżej było godziny zero, tym prognozy były mniej optymistyczne. Żadna jednak nie zakładała czarnego scenariusza. W świetnych humorach wsiedliśmy do auta przed szóstą i o siódmej byliśmy na przełęczy Okraj. Padało. Mocno padało. Z chwili na chwilę padało bardziej. Pośliznęłam się na mokrym pniu i upadłam. Otrzepałam się i szłam dalej. Przemokliśmy po pierwszych pięciu kilometrach. A potem znaleźliśmy się na Skalnym Stole. Mgłą była na tyle gęsta, że niewiele brakowało, a minęlibyśmy ten jeden z najpiękniejszych (podobno) punktów widokowych w Karkonoszach. Co zobaczyliśmy?
To samo, co przez następne 30 kilometrów! Coś jakby patrzeć na białą kartę do kserokopiarki. Stojąc pod Śnieżką, nie widzieliśmy nic. Dosłownie. Bo nawet ludzi nie było!
Pierwszy odpoczynek zaplanowaliśmy w Domu Śląskim, który jakoś nie ujął mnie swoim wyglądem. Przebraliśmy się w mniej mokre, ale też już wilgotne ubrania, zjedli część z zapasów, wypili kawę i wyszliśmy w mgłę. Siąpiło. Potem padać przestało, ale nadal widzieliśmy tylko mgłę.
We mgle i deszczu przeszliśmy na Przełęcz Karkonoską i dalej nad Śnieżnymi Kotłami. Dalej była Szrenica (cień schroniska zamajaczył nam we mgle) i... nadal padał deszcz. Zatrzymywaliśmy się z rzadka (mniej więcej co 10 kilometrów), by coś przekąsić, napić się i wykręcić skarpetki. Za Halą Szrenicką zeszliśmy z czerwonego szlaku, by zielonym iść przez następne ponad 10 km.
Na zielonym szlaku z Hali Szrenickiej do Kopalni kwarcu Stanisław
Szlak w kierunku Jakuszyc ujął nas od samego początku. Nieważne, ze nadal była mgła. Szliśmy jednak torfowiskami, po kładkach. To, co dziwiło nas poprzednim razem, teraz było błogosławieństwem. Pod nogami płynęły rwące potoki, ale my szliśmy ponad nimi. Do czasu. Malownicza kładka skończyła się dokładnie na granicy Karkonoskego Parku Narodowego. Dalej zielone znaczki sugerowały, że mamy iść... korytem strumienia, jaki powstał w trakcie wielogodzinnej ulewy.
Poszliśmy. I tak mieliśmy wszystko mokre. Tu na cudownych torfowiskach wysokich, skacząc pomiędzy kałużami mieliśmy okazję zobaczyć coś więcej niż tylko mgłę. Przez krótką chwilę mgła rozwiała się, a my widzieliśmy jagodziska i karłowatą roślinność bagienną z niezliczoną ilością wełnianki. I nagle naszym oczom ukazała się skała. Niczym wyspa na oceanie zieloności.
Stwierdziliśmy, że tam zrobimy koleją przerwę. Owcze Skały, bo to je widzieliśmy, powitały nas niezwykle gościnnie: wyszło słońce! Grzało przez może 10 minut.
Akurat tyle, byśmy odpoczęli. A potem ruszyliśmy do Jakuszyc. Po drodze zauważyłam jeszcze kompleks zapór na Kamiennej. Zrobiłam zdjęcia z myślą o Gui. Gdy doszliśmy do szosy, zaczął padać deszcz. Nie zatrzymywaliśmy się, bo nie było po co. Przekroczyliśmy szosę przeszliśmy tory, weszliśmy w las. Byliśmy w Górach Izerskich. I … od razu poczułam się jak w domu.
Leśnym duktem z malowniczo tajemniczym lasem ukrytym za woalem z mgły doszliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią. Potem nim się obejrzeliśmy staliśmy przy tablicy z napisem „Kopalnia kwarcu Stanisław”.
I tylko dzięki tablicy wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy, bo mgła ukrywała wszystko. Sporym zaskoczeniem był dla mnie przebieg połączonych szlaków, bo tym fragmentem ostatnio szłam prawie 30 lat temu, ledwo kojarząc miejsce , gdzie zielony szlak odbija od czerwonego i ostro schodzi w dól, w stronę Rozdroża Izerskiego.
O tym, że nie widzieliśmy malowniczych skał, które pamiętałam z wycieczek sprzed lat, nawet nie dostrzegaliśmy, pewnie nawet nie muszę wspominać. Ścieżka na Rozdroże przypominała bardziej wartki potok niż szlak turystyczny, ale to nas już wcale nie dziwiło i nie przeszkadzało nam. Większym zaskoczeniem był wygląd szlaku w dolinie, gdyż świeżo naprawiony szeroki dukt wyglądał w tym miejscu irracjonalnie. Ta, jakby jakiś szalony budowniczy przeniósł w góry fragment S3. Na Rozdrożu Izerski stało jedno auto. Należało do grupki młodych ludzi, których głosy słyszeliśmy od kopalni. Ostatni turyści odjechali, a my przeszliśmy przez drogę.
Do domu na autopilocie
Zatrzymaliśmy się w wiacie na Rozdrożu. Zjedliśmy resztę zapasów, brat stwierdził: teraz Ty prowadzisz i w zapadających powoli ciemnościach ruszyliśmy przed siebie.
W przeszłości tych kilku kilometrów przez Kamienicki Grzbiet nawet nie liczyłam do długości trasy. Traktowałam je jako rozgrzewkę przed właściwą wędrówka lub coś jak przejście z przystanku autobusowego do domu. Teraz było podobnie.
Zaśmiałam się, że została nam Średnia Droga, Płokowy Mostek, podejście na 5 Dróg, zejście do Modrzewiowej Drogi i już będziemy w domu. Te 6 kilometrów doskonale znanej trasy idealnie nadawało się na pierwsze podsumowania. Zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy idealnymi partnerami dla siebie na takie eskapady. Idziemy takim samym tempem i dokładnie w tym samym czasie potrzebujemy przerwy. Dobrze nam się rozmawia i świetnie wspólnie milczy. Ze względu na deszcz i mgłe uniknęliśmy tłumów na szlaku (w sumie oprócz dwóch grup w okolicy Domu Śląskiego i na Przełeczy Karkonoskiej spotkaliśmy może z 15 osób), nie poparzyło nas słońce i nie zatrzymywaliśy się na podziwianie widoków. Śmailiśmy się, że gdyby pogoda była lepsza, to do domu dotarlibyśmy o wschodzie słońca. Mieliśmy też wystarczające przygotowanie kondycyjne i sprzętowe. Owszem, 15 godzin szliśmy w mokrym obuwiu, bo woda wdarła się skarpetkami, ale dyskomfort pojawił się dopiero na ostatnich kilometrach, przy czym moje buty, kupione specjalnie z myślą o tej wycieczce pół roku temu w decathlonie sprawdziły się lepiej, bo nie pojawiły się żadne otarcia ani pęcherze na stopach.
W całkowitych ciemnościach weszliśmy na rozdroże 5 Dróg. Tu poprowadziłam stromo w dól, wiedząc, że łatwiej będzie nam schodzić błotnistym duktem, niż łagodniejszą drogą z fragmentem asfaltowym. A potem byliśmy już prawie w domu. Widzieliśmy światła sąsiadów, gdy z nieba chlusnęło wiadrami wody. Na dwieście metrów od Domku pod Orzechem zlało nas kompletnie!
Ociekający wodą weszliśmy do domu, gdzie czekali na nas bliscy, ciepła kąpiel i zimne piwo.
To była fantastyczna przygoda!
A w Karkonosze chyba trzeba będzie wrócić, by w końcu przekonać się, czy widoki są faktycznie takie ładne.
Ależ przygoda! Uwielbiam góry. Mają w sobie niesamowity urok :)
OdpowiedzUsuńTak, przygoda, o której będę opowiadać latami.
UsuńAle super wypad. Zdjęcia są cudowne!
OdpowiedzUsuńDzięki, nawet we mgle góry mają urok.
UsuńPrzygoda mimo deszczowej pogody :)
OdpowiedzUsuńTak, dla mnie to byl cel na ten rok. Można planować nowe wyzwania!
UsuńLubisz wyzwania - to pewne.
OdpowiedzUsuńZawsze lubiłam. Lubiłam chodzić daleko, zmęczyć się i poczuć satysfakcję z wędrówki. Nic się nie zmieniło.
UsuńTaka daleka wędrówka na pewno przynosi wiele emocji, miło można spędzić czas.
OdpowiedzUsuńMiło, zwłaszcza gdy idzie się z kimś naprawdę bliskim.
UsuńBardzo lubię podróżować siostrą, czas spędzony razem jest bardzo miły.
UsuńAniu, czytam wszystko, jak zawsze, choć ciężko mi co news komentować na podobnej zasadzie - wow, izersko, superancko :D ale tu aż musiałem złożyć pisemne gratulacje, bo naprawdę wyczyn godny podziwu. Sprawdzenie samego siebie w górach to jedna z piękniejszych rzeczy pod słońcem...tzn. pod mgłą :) Gdyby nie lało - mgła w górach, a zwłaszcza Izerskich to zjawisko świetne, wręcz mistyczne. Brawo Wy!
OdpowiedzUsuńMasz rację, czasem trudno cokolwiek napisać, bo co? Znam, widziałem? Przez 50 kilometrów utwierdzaliśmy się w stwierdzeniu, że mgła jest dobra, znaleźliśmy tysiąc powodów, by się cieszyć, by nic nie zaćmiło nam radości wędrowania.
UsuńMacie duży zasób sił, bo to wyczyn nad wyczyny, chyba nie dałabym rady; szkoda tylko, że deszcz i mgła nie odpuściły choć na koniec dnia; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Mario. Taka aura dodatkowo nas motywowała, a ta ostatnia ulewa przejdzie do rodzinnych anegdot.
UsuńCudowna wyciszająca wycieczka. sama chciałabym uciec w góry, żeby mieć choć chwilę spokoju. Za dużo naokoło złości i pretensji. Szkoda tylko, ze pogoda w górach taka zmienna i nie było aż tak słonecznie. Kinga
OdpowiedzUsuńMoże lepiej, że nie było słońca? Nic nas nie rozpraszało 😊
UsuńGóry są fantastyczne i mimo fizycznego wysiłku można psychicznie odpocząć od wszystkiego. Ja mam w planach podbić góry Mourne
OdpowiedzUsuńPiękny plan. Powodzenia.
UsuńTaka wędrówka po górach na pewno na długo pozostanie w Waszej pamięci.
OdpowiedzUsuńMasz rację, będziemy ją często wspominać.
UsuńOj ja wręcz jestem zakochana w naszych górach. Uwielbiam czytać takie przyjemne i ciekawe wpisy. Bede tu zaglądać częściej :)
OdpowiedzUsuńRozgość się. Będziesz miłym gościem.
UsuńNiesamowite! Takie wycieczki na pewno zbliżają, a plan kolejnej wyprawy na pewno będzie ekscytujący.
OdpowiedzUsuńOwszem, jesteśmy bardzo zżyci i świetnie się rozumiemy.
Usuńpodziwiam. Takie wycieczki nie tylko kształtują charakter, ale umacniają też więzi :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie w takich sytuacjach można poczuć, jak ważny jest człowiek z którym wędrujemy.
UsuńNo i nie ma wyjścia! Za rok do Was wracamy i mamy zamiar przejść/przebiec choć część tej trasy. Liczę jednak na... lepsze widoki ;)
OdpowiedzUsuńPewnie! Trzeba do nas wrócić!
UsuńTaki kawał drogi przeszliście!
OdpowiedzUsuńCzłowiek czeka, planuje, wyobraża sobie, a później deszcz i mgła. Całkiem jakby Aura wiedziała i czekała tylko waszego przyjścia, złośliwa starucha, a później trzeba szukać plusów takiej pogody.
Podliczyłaś dystans? A, 50 km. Chyba na czworaka doszedłbym. Gratuluję, Aniu, przejścia i realizacji planów.
Krzysiu, spora część rozmów tego dnia dotyczyła plusów takiej pogody, ale i takie ważne słowa lepiej mówi się we mgle.
UsuńŚwietna wyprawa, trochę wilgotna ale super 😉
OdpowiedzUsuńZdecydowanie super.
UsuńSzczerze przyznam, że chyba nie zdecydowałabym się na wędrówkę w taką pogodę. Podziwiam!
OdpowiedzUsuń