Z Hanią studiowałam filologię polską na Uniwersytecie Szczecińskim. Łączyły nas korytarze na których szalały przeciągi, sale wykładowe zajęte w 1/3, całodzienne zajęcia na kampusie bez bufetu z prawdziwego zdarzenia. Hania miała wówczas długie, bardzo gęste i grube jasne włosy, nosiła się głównie w pastelach, a jej dłoń zdobił stary złoty pierścionek z dużym fioletowym kamieniem. Byłyśmy w różnych grupach, więc spotykałyśmy się głównie na wykładach. Było nas na roku jednak na tyle mało, że nie trudno przynajmniej kojarzyć każdego.
Informacje o Hani przewijały się co jakiś czas przez moją tablicę w social mediach – jej niezwykła dekoracja miejsca pracy, ślub, dziecko, pasja do szycia lalek, powstanie marki Hania Made (oraz IG Hania Made). Pisane przez nią posty brzmiały mi w głowie jej głosem – z lekkim wschodnim akcentem. Hania jest bowiem Białorusinką i jest to kwestia wybrzmiewająca wielokrotnie w napisanej przez nią książce „Pora uszyć lalkę!”.
Hania cofa się w niej do dzieciństwa, pokazuje czytelnikowi początek swojej rękodzielniczej drogi – robótki ręczne, szycie na domowej maszynie, samodzielnie wykonywane ubrania czy drobiazgi. I w tej opowieści znajduję odpryski swojego dzieciństwa – przypominają mi się wszystkie te karnawałowe stroje szyte przez mamę i kurtka z dużą żółtą buzią na plecach (mamo, wymyśliłaś emotikony?!). W pamięci budzą się zimowe dni spędzane na robieniu ozdób choinkowych i bożonarodzeniowych kartek, które mama roześle później do bliskich.
Kto nie miał możliwości poznać autorki na żywo – może poznać ją prawdziwie przez tę książkę – ma ona w sobie sporo z autobiografii, opowiada o poszukiwaniu swojego miejsca, swojej drogi, recepty na życie, pasję, ale i biznes. Jest to opowieść o drodze do pasji i o tym, jak ta pasja ewoluuje na tle różnych zdarzeń z życia autorki. Ciekawą kwestią jest swoiste otwarte zakończenie, które autorka pozostawia – pasja do szycia ewoluuje, przyjmuje różne formy – kończy się w momencie, gdy Hania szuka kolejnej ścieżki ku spełnianiu się w tym, co kocha robić. Pisała tę książkę jednak już jakiś czas temu i obecnie jej dalsza działalność, dokumentowana np. w social mediach, stanowi kolejny rozdział tej podróży.
„Pora uszyć lalkę!” to pozycja niezwykle ciepła i szczera. Taka, jak Hania. Przepięknie ilustrowana, napisana starannym językiem, bardzo ładnie wydana. I z jednej strony chciałoby się ją sobie dawkować – czytać po jednym rozdziale, z drugiej jednak – wciąga i daje się przeczytać właściwie na raz. Nie pozostawia czytelnika z poczuciem niespełnienia czy braku. Jest też doskonałą lekturą na jesień – taką, przy której koc wydaje się bardziej miękki, a kakao jeszcze słodsze.
Wszystkie zdjęcia wykorzystane we wpisie pochodzą z Instagrama Hani
Pierwsze zdjęcie wykonała Fotoliza_studio, trzecie natomiast jest autorstwa Karoliny Piotrowskiej
Pięknie napisany post !!! Aż chce się poznać tę osobę i sięgnąć po książkę - pomimo, że ja lalek nie szyję. Inspirują mnie takie historie. Dziękuję za tak interesującą opinię :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa także nie szyję lalek, ale to szycie w książce Hani stanowi tylko jeden z elementów- pretekst, by opowiedzieć o pasji, życiu, ważnych decyzjach.
UsuńDziękuję bardzo za recenzję i ciepłe wspomnienia! Pięknie napisany tekst!
OdpowiedzUsuńDziękuję Haniu!
UsuńWspaniały post! Lubię czytać o ludziach z pasją. Książka musi być bardzo ciekawa
OdpowiedzUsuńJest niesamowita- ciekawa i piękna:)
UsuńSzczera i ciepła wciągająca pisana lekkim piórem wioskuję:) Fajnie czytać książkę kogoś kogo zna sie osobiście:)
OdpowiedzUsuń"Ciepła " to pierwszy przymiotnik, który mi się nasuwa na myśl o tej pozycji. Warto po nią sięgnąć, gdy nadarzy się okazja
UsuńFajnie wspierać znajome osoby, chętnie zainteresuję się wyrobami Hani.
OdpowiedzUsuń