1 listopada to dziwny dzień w naszej tradycji. Ludzie spotykają się na cmentarzach, rozmawiają, wspominają bliskich lub… obgadują sąsiadów. Od wielu lat lubię w tym dniu odwiedzić zapomniane nekropolie, miejsca nieoczywiste. Nie inaczej było i tym razem. Po obiedzie wsiadłam na rower.
Pomnik leśników na stoku Sępiej Góry
Za cel wycieczki wybrałam sobie miejsce, w którym jakoś nigdy nie byłam. Na stoku Sępiej Góry, powyżej Krobicy znajduje się świadectwo tragicznych wydarzeń z roku 1839, kiedy to kłusownik zabił dwóch leśniczych, którzy przyłapali go na gorącym uczynku. Aby tam dotrzeć wjechałam na Modrzewiową Drogę, którą mknęłam prawie aż do Świeradowa.
Tam skręciła w drogę Na Karuzelplatz i nią dojechałam do miejsca, zwanego Karuzelplatz. Tu chwilę odpoczęłam delektując się ciszą, w której słuchać było najmniejszy nawet szelest liści. Napiłam się gorącej herbaty i ruszyłam na poszukiwanie pomnika.
Zgodnie z mapą należało wjechać w drogę powyżej tej, którą przyjechałam i rozglądać się w lesie po prawej stronie. Chwilę później dojrzałam miejsce śmierci… gołębia.
Mnóstwo piór na kamieniu przykuło moją uwagę. Zeszłam z roweru, i podążyłam w kierunku pierza. I wtedy… poniżej zauważyłam obelisk, którego szukałam. Trzy kamienie upamiętniają tragiczne wydarzenia sprzed prawie dwustu lat.
I gdy pójdę ciemną doliną…
Wróciłam na Karuzelplatz i szutrowym duktem pomknęłam dalej do miejsca, gdzie… się skończył. Dalej było tylko strome zbocze i kilka ścieżek nijak nie nadających się na jazdę rowerem. Byłam jednak dokładnie tam, gdzie planowała się wybrać wielokrotnie.
Dolina poniżej Góry Zamkowej zawsze mnie fascynowała i od dawna planowałam ją odwiedzić. Teraz już wiem, ze będzie to cel mojej kolejnej pieszej wędrówki, bo ciemny, mroczny jar pobudził moją wyobraźnię i okazał się dokładnie tym, czego oczekiwałam. Żadna z ścieżek nie wyglądała jednak na taką, którą chciałabym pokonywać rowerem, dlatego wróciłam na rozdroże i zaczęłam żółtym szlakiem pieszym. Szybko jednak okazało się, że świeża poręba utrudnia jazdę, a potem szlak po prostu zginął wśród drzew. W efekcie do Kotliny zjechałam na przełaj przez pastwisko.
Mgliste popołudnie niepostrzeżenie zamieniło się w wczesny wieczór i nim się spostrzegłam zrobił się szaro. Po zmianie czasu zmrok zapada zaskakująco szybko i już po szesnastej w lesie robi się ciemno.
Bezpieczeństwo na rowerze to podstawa
Wyruszając z domu wiedziałam, że wracać będę o zmierzchu. Zamontowałam więc swoje nowe lampki rowerowe (poprzednie padły po wielu latach służby) Jadąc lasem oświetlanym przez lamkę Specter quattro 1600 przypominałam sobie swoje nocne eskapady sprzed lat. Teraz rzadziej wracam do domu po zmroku, jednak to nie zwalnia mnie z dobrego oświetlenia roweru. Jedynie dobrze oświetlony rowerzysta, zaopatrzony w mocne i niezawodne światła przednie białe i tylne czerwone będzie widoczny z daleka i znacznie poprawi swoje bezpieczeństwo Odblaski, choć także pożądane nie wystarczą.
Gdy dojeżdżałam do
pracy rowerem zawsze miałam opaski odblaskowe na lewej ręce i lewej nodze, do
tego kamizelkę i mocne lampki zasilane z prądnicy w przednim kole.
Teraz przesiadłam się roweru miejskiego na górala, więc i lampki musiałam zamontować nowe. Obie dostarczyła mi firma Specter. Przednia lampka ładowana jest za pomocą kabla USB, co sprawia, ze będzie działać przez wiele godzin, jeśli podłączymy ją pod powerbank (sama też może tę funkcję pełnić na krótszej trasie) Bez ładowania świeci bez przerwy przez jakieś 4-5 godzin. Lampka tylna Gaciron W10 ma jaskrawe czerwone światło i także świeci przez kilka godzin bez ładowania.
Obie świetnie spisują się na drodze, sprawiając, że jadać w zapadających szybko ciemnościach czułam się bezpiecznie i pewnie. Lampka oświetlała leśną drogę, dzięi czemu z odpowedniej odległości widziałam wystajaće korzenie i kamienie, a z odległości kilkudziesieciu metrów błyskały mi oczy saren.
Równie dobrze czułam się potem na drodze miedzy Kotliną a Gierczynem, wiedząc, że nie tylko widzę wszystkie dziury na naszym asfalcie, ale także jestem z daleka widoczna.
To była przyjemna wycieczka. Wreszcie dojechałam do pomnika leśników i utwierdziłam się w przekonaniu, że nie odkryłam jeszcze wszystkich tajemniczych izerskich miejsc.
Za możliwość użytkowania lampek dziękuję firmie Specter dystrybutorowi oświetleniarowerowego.
Super fotorelacja. Muszę też go kiedyś odnaleźć. Na zboczach Tłoczymy podobno też jakiś jest. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, ponoć jest. Trzeba poszukać.
UsuńTakie wyprawy zawsze muszą być bezpieczne. Chciałabym móc tak swobodnie pojeździć, niestety jako mama rzadko kiedy mam wolne aby sobie tak wyjechać, zalety późnego macierzyństwa.
OdpowiedzUsuńJa bardzo wcześnie zaczęłam zabierać na wycieczki dzieci w foteliku. W ten sposób złapały bakcyla rowerowego.
UsuńCiekawa tajemnicza ździebko wycieczka. Spodobała mi się. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobała.
UsuńMasz, Aniu, jakieś informacje na temat katastrofy lotniczej nad Kowalówką? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś artykuł o katastrofach w Górach Izerskich i tam była wzmianka. Tylko teraz nie pamiętam na jakim to było portalu.
UsuńWyposażyć Cię w spirit boxa, kamerę i mogłabyś zostać Ghost Hunterką.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy wokół tych obelisków błąkają się jakieś zagubione dusze.
Zagubionych dusz w Górach Izerskich nie brakuje. Tyle tu tajemnic i smutnych historii.
UsuńAle historia! Wiesz, ja w to święto też nie lubię jeździć tam gdzie wszyscy. W tym roku ominęła mnie wizyta na cmentarzu, zostałam w domu z zakatarzonym dzieckiem. I wcale nie żałuję;)
OdpowiedzUsuńOświetlenie to faktycznie bardzo ważna rzecz. Ja może nie jeżdżę na rowerze, ale przez ten szybko zapadający zmierzch jako biegaczka też musze być widoczna. Mam takie specjalne oświetlenie i odblaski. Widać mnie i z przodu i z tyłu. Bo bezpieczeństwo to podstawa:)
Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Miło jest odkrywać nowe miejsca, a tych w Twojej okolicy pewnie jeszcze nie brakuje.
OdpowiedzUsuńMasz rację, zarówno piesi jak i rowerzyści muszą być dobrze widoczni. Mój syn jeździ do szkoły ok 10 km rowerem. Kiedy wyjeżdża jeszcze jest ciemno. Ma kamizelkę, odblaski na kurtce i dodatkowe. Musi być widoczny
OdpowiedzUsuńTeraz tak szybko robi się ciemno, że naprawdę trudno kogoś zauważyć.
UsuńWyżyna krakowsko-wieluńska była na przełomie października i listopada 1914 roku areną walk. Dlatego mamy tu sporo cmentarzy wojennych z tego okresu. Co roku gdzieś między 1 a 11 listopada (w zależności od czasu i pogody) siadam na rower i objeżdżam ten pobliskie by uczcić pamięć poległych. Przyjemna i wartościowa wycieczka... i na szczęście nie spotykam wtedy tych co plotkują o sąsiadach😉
OdpowiedzUsuńBrak żywych to bardzo ważna cecha starych cmentarzy.
UsuńTeż lubię szukać takich opuszczonych miejsc, albo po prostu niewiele znaczących. Ostatnio szukałem szczytu pewnego niewielkiego wzgórza, które różnie jest na mapie zaznaczane. Zgodzisz się chyba ze mną, gdy powiem, że takie szwendania się po swoich górach znakomicie umacniają więź z nimi.
OdpowiedzUsuńA ten chol… ten power bank już chyba stał się niezbędnym wyposażeniem.
niesamowity klimat ma taka wycieczka, bardzo lubię takie opuszczone miejsca
OdpowiedzUsuń