Początek kalendarzowej wiosny to w Górach Izerskich czas dynamicznej i nieraz zaskakującej aury.
Wydawało się, że tym razem wiosna kalendarzowa i ta w przyrodzie jakoś się zgrały, bo po połowie marca zrobiło się słonecznie i nawet ciepło. Jednak już koniec marca zima przypomniała sobie o nas i wróciła w pełnej krasie. W efekcie jednego dnia mogliśmy się opalać i wędrować w słońcu, a następnego brodzić w śniegu.
Wędrowanie po izerskich łąkach
Gdy słońce przygrzało, udało mi się wywabić Ślubnego na spacer po izerskich pagórkach. Pretekstem było poszukiwanie poroża, gdyż dzień wcześniej sąsiad pochwalił się gigantycznym trofeum. Przygotowałam więc prowiant, herbatę do termosu i poszliśmy w stronę Przecznicy.
Szybko zboczyliśmy ze ścieżki i włóczyliśmy się łąkami. Przerwę na drugie śniadanie zrobiliśmy sobie na skałkach na Prochowej. Potem zeszliśmy do potoku i z jego brzegiem poszliśmy w górę strumyka.
Wycieczka nie należała do wyczerpujących ani długich, ale przecież nie o długość tu chodzi, a o wspólne bycie ze sobą. Bo gdy chcę iść daleko, to mogę przecież iść sama. A sama wybrałam się zimową już porą na Skałkę Zofii.
Samotnie w górach
Uwielbiam samotność w górach. Bycie tu i teraz. Tym razem też nie miałam potrzeby iść nigdzie daleko, ot, posnuć się po okolicy. Wzięłam Gringo i poszliśmy. Ciekawiło mnie, ile śniegu jest wyżej i czy można jeszcze wybrać się na narty. Okazało się, że miałabym problem, bo tu i ówdzie wystawały już kamienie.
Całe szczęście, że jednak zdecydowałam się na pieszą wędrówkę! Pieszo mogłam też bezpiecznie ominąć gigantyczną kałuże na drodze do Skałek Zofii, a to tam zmierzałam. Miałam sporo szczęścia, bo na miejsce dotarłam w słońcu i mogłam zachwycać się panoramą Wysokiego Grzbietu.
Posiedziałam na skałach, zjadłam ciasto, napiłam się herbaty i skierowałam się do domu. By jednak nie iść tą samą trasą, zeszłam skrótem na Kotlinę, przy zbiorniku przeciwpożarowym zboczyłam ze szlaku, by wspiąć się na Zamkową Górę.
Lubię tajemniczość tego szczytu. Tu nic nie jest oczywiste, za każdym razem idę inaczej i zawsze w którymś momencie czuję się nieswojo. Tym razem było podobnie. W środku lasu poczułam dziwne mrowienie i zamiast przedzierać się wśród świerków, skręciłam w jaśniejsze brzozy. Dlaczego? Nie pytajcie, bo nie wiem.
Do domu wróciłam w sam raz na obiad.
Zima w górach jest piękna. Nawet w kwietniu.
Ja ostatnio byłam w okolicy Karpacza. Trafiłam na słoneczny czas. Cudne widoki🤩 Zgadzam się z Tobą że w spacerowaniu z drógą połową nie chodzi o dystans a o bycie razem❤️
OdpowiedzUsuńDrugą*
UsuńTak, dokładnie tak!
UsuńZima jednak jest ładniejsza w styczniu, w kwietniu trudno mi zobaczyć jej urodę.
OdpowiedzUsuńWczoraj przyjechałem do domu. Tutaj, na Lubelszczyźnie, śniegu tyle co u Ciebie, czyli sporo.
Zdecydowanie! Zima niech jest zimą.
UsuńSamotnie w górach też jest bardzo miło. To dobra chwila na złapanie oddechu.
OdpowiedzUsuńJa przede wszystkim tak wędruję.
UsuńPięknie tam u Ciebie o każdej porze roku:D A co do tego mrowienia, to wiesz, może intuicja Cię przed czymś ostrzegła?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Tak podejrzewam.
UsuńGóry zimą lubię jedynie na zdjęciach. Można się pozachwycać z poziomu fotela...
OdpowiedzUsuńNo tak! Mnie pozostało polubić zimę w górach, skoro trwa nawet 4 miesiące 😂
UsuńUff, na szczęście zima już dawno za nami 🤗
OdpowiedzUsuńTo prawda! Nawet zimnej Zośki nie było 😉
Usuń