Podróże z dziećmi są świetnym sposobem na budowanie wiezi między rodzicami i ich pociechami. I choć czasem taka podróż bywa męcząca, to warto zabierać dzieci nawet w dalekie trasy. My podróżowaliśmy po Polsce bez względu na wiek naszych pociech, więc i Gui nie widzi problemu w organizowaniu wyjazdów z Małą M. Do Pragi pojechałyśmy we trzy, a wycieczkę zaplanowała tak, by Mała M. miała z tej wyprawy jak najwięcej frajdy.
Organizacja wycieczki
Gui, o czym już pisałam w poprzednim praskim poście przygotowała nam bardzo szczegółowy i intensywny plan zwiedzania. Każdego dnia widziałyśmy mnóstwo zabytków i praskich atrakcji, jednocześnie w planie były przynajmniej dwa place zabaw oraz kilka miejsc, które mogły się Małej M. spodobać z innych powodów. Czasem okazywało się, że młoda sama wynajdowała sobie atrakcję tam, gdzie my byśmy się jej nie spodziewali.
Ze względu na wygodę podróżowania Gui kupiła mały składany wózek, który łatwo było przewieźć metrem czy tramwajem, jednak ze względu na wszechobecny bruk manewrowanie tym wehikułem wcale nie było proste, a po powrocie do domu odkryłam na nogach kilka siniaków w miejscu, gdzie kółka obijały się o mnie w trakcie przenoszenia wózka. To jednak niewielka szkoda w porównaniu z przeżyciami, które były naszym udziałem.
Ciekawostką zabraną na wszelki wypadek i wykorzystaną na trasie był jednorazowy tekturowy nocnik. Wygodny gadżet, gdy w pobliżu nie ma czynnej toalety.
Praskie place zabaw
W naszych wspomnieniach zachowaliśmy obraz nieco archaicznych placów zabaw z czeskich miasteczek, w tym z Liberca, gdzie urządzenia pamiętały socjalizm, ale nadal doskonale się sprawowały. Place zabaw w Pradze wyglądają praktycznie tak samo, jak te polskie. Zazwyczaj znajdzie się na nich wieża wspinaczkowa, piaskownica, kilka różnych bujaków i huśtawek oraz karuzele. Zabawką, z którą Mała M. spotkała się pierwszy raz była niska huśtawka, na której mogła bujać się samodzielnie.
Place są ogrodzone i zabezpieczone, co ułatwia rodzicom opiekę nad maluchami. Aby na nie trafić Gui korzystała z google maps. Czasem nawet z nawigacją musiałyśmy się nieźle naszukać. Czasem pędząc na plac udawało nam się odkryć ciekawy zaułek, w którym cudownie spędzało się czas.
Detske hriste na Vytoni był pierwszym placem zabaw, jaki odwiedziliśmy w Pradze. Jeszcze wtedy nie myślałam, że po czterech dniach będę znała tak wiele miejsc zabaw i z tego placu nie mam ani jednego zdjęcia! A szkoda, bo plac zbudowany został z dużą dbałością o bezpieczeństwo dzieci, cała powierzchnia pokryta jest miękkimi matami, co sprawia, że dzieciaki mogą szaleć do woli bez obawy o rozbite kolano.
Plac zabaw ze starych legend czeskich to uroczy zakątek schowany wśród drzew i krzewów na Wyszehradzie. Do jego planowania zaproszono dzieci, w efekcie powstało skrzyżowanie wioski indiańskiej z słowiańską osadą.
Drewniane stylizowane urządzenia przenoszą nas do czasów Praojca Czecha i księżniczki Libuszy, których posągi zdobią to miejsce. My trochę pechowo trafiłyśmy tu w czasie deszczu, ale Mała M. i tak dobrze się bawiła... My też ;)
Plac zabaw na Placu Karola jest niedużym terenem wygospodarowanym w parku, jakim w rzeczywistości jest Karolove Namesti. Duża piaskownica, karuzela, kilka bujaków. Cały teren ogrodzony, wokół sporo ławek dla opiekunów.
Plac z widokiem na Most Karola stworzono chyba specjalnie dla osób, które wraz z dziećmi przemierzają najsłynniejszy praski most.
Po zejściu mogą na chwilę odsapnąć, a ich pociechy zajmą się sobą na ogrodzonym terenie dobrze wyposażonym w urządzenia do zabawy. To tu Mała M. poznała huśtawkę skrojoną na jej potrzeby i ustawiała się w kolejkę do bujania. Podobała mi się wieża z domkiem, która nawiązywała do miejsca nad samą rzeką i przypominała łódkę.
Spędziłyśmy tu godzinę, w czasie której uświadomiłam sobie, że tak będą wyglądały nasze przerwy na kawę.
Letenskie sady zauroczyły mnie ilością zieleni, choć właśnie tu najbardziej widoczna była długotrwała susza. Aby dojść do placu zabaw trzeba się wdrapać w okolice praskiego metronomu i dalej spacerkiem parkowymi alejkami dochodzi się do dużego tereny dla dzieci. Nim jednak trafimy na miejsce, miniemy niewielki placyk z kilkoma huśtawkami, całkiem ukryty wśród drzew.
Nasz docelowy plac jest ogrodzony, wokół rosną drzewka owocowe. Oprócz piaskownicy, huśtawek i karuzeli znajdziemy tu kilka pawilonów do zabawy oraz niewielką górkę. Teren jest oczywiście ogrodzony i zabezpieczony. Dla wygody opiekunów rozmieszczono sporo ławek.
Okazało się jednak, że największą miłością Małej M. jest huśtawka, z której zeszła dopiero wtedy, gdy na plac weszła grupa przedszkolaków.
Ogród Franciszkański . między budynkami, przez zaułki wchodzimy do cudownego ogrodu, w którym zainstalowano nieduży, ale świetnie zorganizowany plac zabaw. Z jednej strony znajdują się urządzenia przeznaczone dla maluszków, z drugiej dla starszaków.
Wszystko w otoczeniu róż i innych krzewów ozdobnych oraz w pobliżu ogrodu ziołowego i małego parku z fontanną i rzeźbami. Nad parkiem góruje wieża kościoła Matki Bożej Śnieżnej. Do ogrodu można dostać się z kilku stron, m.in. od strony muzeum kina lub przez ciekawy pasaż TeTa z witrażem Tesla Radio.
Place zabaw na wzgórzu Petrin. My zlokalizowałyśmy przynajmniej trzy, ale skorzystałyśmy z atrakcji na dwóch z nich.
Pierwszy usytuowany jest przy dolnej stacji kolejkina Petrin i w mojej ocenie jest chyba najlepiej zorganizowany. Ławeczki w cieniu wysokich drzew, duża piaskownica, mnóstwo urządzeń dla mniejszych i większych dzieci sprawiają, że można tu spędzić sporo czasu. Na terenie placu jest nawet toaleta z przewijakiem.
Siedząc na ławeczce ma się widok na wieżę widokową lub zabudowania barokowego klasztoru . Mała M. najchętniej bawiła się tu przesypując piasek z wiaderka przez zsyp w domku. Niestety nie było jej ulubionej huśtawki.
Drugi z placów Horni Detske hriste Zahrada był dla nas sporym zaskoczeniem, gdyż składał się z trzech zjeżdżalni wkomponowanych w zbocze wzgórza, trampolin i piaskownicy. I cóż tu dużo mówić... nie tylko Mała M. się dobrze bawiła...
Z największej zjeżdżalni bała się zjeżdżać sama, więc na zmianę zjeżdżała z mama lub z babcią. Nawiązała też znajomość z rówieśnikami.
Inne miejsca w Pradze, gdzie Mała M. dobrze się bawiła
Mała M. jest pogodnym dzieckiem, które dosyć łątwo znajduje sobie zabawę. W czasie naszego pobytu w Pradze kilkukrotnie znalazła dla siebie ciekawe zajęcie, dając nam chwilę oddechu.
Jednym z takich miejsc była ruchoma głowa Franza Kafki, którego pieszczotliwie nazwała Frankiem.
W ogrodach klasztornych przy romańskimkościele św. Agnieszki najpierw z zaangażowaniem biegała między rzeźbami współczesnymi, by w końcu znaleźć domek zielarki. Ta niby rzeźba idealnie nadawała się do zabawy w dom, a napis głosił, że zabawa jest dopuszczalna, jednak na własną odpowiedzialność opiekunów.
Sporą atrakcją okazał się rejs statkiem, Małą M. najbardziej interesował ruch wody.
Jak rasowa instagramerka zapozowała nam przy Tańczącym Domu.
Na Hradczanach hitem okazały się okienka strzelnicze w murze, przez które moja wnuczka podziwiała panoramę Pragi.
Pamiątki z Pragi, w tym kubek z Krecikiem i samego Krecika kupiłyśmy w sklepiku z wielkim krzesłem w jednym z zaułków Ungeltu.
Ale największą miłością zapałała Mała M. do Franciszka Polackiego i jego pomnika stojącego w pobliżu Tańczącego Domu. Interesujący monument położony jest na niewielkim placu i stanowi ulubione miejsce zabaw niejednego dziecka. Maluchy wspinają się po schodkach, obchodzą pomnik dookoła , a nawet próbują wdrapywać się na posągi.
Razem z Gui musiałyśmy poskramiać zapędy Małej M., która najchętniej weszłaby na głowę której z alegorycznych postaci. Jedynym sposobem na odciągnięcie dziecka od pomnika (ileż można biegać dookoła postumentu?) była obietnica kolejnego placu zabaw. Co ciekawe, Gui chciała obejrzeć pomnik ze względu na jego konstrukcję: aby nie osiadł w grząskim gruncie został osadzony na 111 ośmiometrowych palach! Mnie z kolei podobały się dynamiczne postaci z brązu.
Mała M. lubi zwiedzać, a Gui w genialny sposób podsyca jej zainteresowanie . Dzięki temu spędziłyśmy cztery cudowne dni w Pradze i choć zmęczone, to jednak usatysfakcjonowane wycieczką.
I kto się lepiej bawił dorośli czy "księżniczka". Wspaniała turystka rośnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChyba wszystkie świetnie się bawiłyśmy, a turystka rośnie wspaniała!
UsuńWidać, że wycieczka bardzo udana i dziecko skorzystało najwięcej.
OdpowiedzUsuńTo prawda, bardzo udana.
UsuńTo super, że place zabaw są tam zachwycające i wnuczka miło spędziła tam czas.
OdpowiedzUsuńW wielu wypadkach przypominają nasze polskie.
UsuńTo tym bardziej miło, że niewiele różnią się od naszych.
UsuńPrzyznam (jako mama) że wolę zwiedzać bez dzieci, dlatego najczęściej dzielimy nasze wyprawy - na takie z dziecięcymi celami i takie tylko dla siebie.
OdpowiedzUsuńMy jakoś zawsze zwiedzaliśmy z dziećmi. Teraz córka robi podobnie.
UsuńJej! Nawet nie wiedziałam, że są tekturowe nocniki! Na takie wycieczki super sprawa ;) A cała wyprawa wygląda super i rodzinnie.
OdpowiedzUsuńJa też poznałam je na wycieczce.
UsuńTakie tekturowy nocnik to super sprawa. Rewelacyjna wycieczka.
OdpowiedzUsuńTo prawda, przydał się. A wycieczka rewelacyjna.
UsuńŁadne zdjęcia, pełne radości
OdpowiedzUsuńWyglądem może czeskie place zabaw przypominają polskie, ale odniosłam wrażenie, że gdyby zadać sobie trud policzenia w której stolicy jest ich więcej, to Warszawa przegrałaby. Jednak pomysł na wycieczkę wspaniały. A żeby to robić z dziećmi od najmłodszych lat, jeszcze lepszy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNigdy nie spoglądałam na Warszawę z perspektywy wózka, ale chyba i w tej stolicy znaleźlibyśmy satysfakcjonującą ilość miejsc przyjaznych dzieciom. A co do wycieczki, to faktycznie Gui należą się oklaski za świetną organizację.
Usuń