Ten rok jest wybitny pod względem naszych wizyt w multipleksach. Obejrzeliśmy 12 filmów, a „Napoleon” to ostatnie dzieło, jakie chcieliśmy w tym roku obejrzeć. Czy było warto?
Historia Napoleona i Józefiny oczami Ridleya Scotta
Wybierając się do kina na film „Napoleon” założyłam, że skoro reżyserem jest Ridley Scott, to należy spodziewać się satysfakcjonującego widowiska na miarę choćby „Gladiatora” . Wydawać by się mogło, że mając do dyspozycji postać tak barwną jak Bonaparte nie trzeba wiele, by stworzyć świetny film. Niestety, nie wszystko było tak jakbyśmy sobie wyobrażali.
Z bogatego życiorysu Napoleona Bonaparte Scott wybrał tylko
niewielki wycinek. Skupił się na skomplikowanej relacji między dyktatorem a
ukochaną małżonką , do tego dołożył kilka bitew i… tyle. Bonaparte Ridleya
Scotta to postać zupełni inna niż ta z kart polskiej historii. Nie znajdziemy
tu nawet śladu uwielbienia, jakim cieszy się wielki Francuz w naszym kraju. Nie
ma też słowa o … pani Walewskiej, o polskich dowódcach we francuskiej armii też
nie. No ale zostawmy już te niuanse. Co jeszcze było nie tak? Patrząc na
portret Napoleona nakreślony przez Scotta, zastanawiamy się, jak to możliwe, ze
ten niepozorny, czasem nieporadny człowiek podbił cała Europę, a za jego klęską
stoi młodzieniaszek, car Rosji. I to klęską podwójną, bo z jednej strony militarna,
z drugiej osobistą- w filmie znajdziemy sceny jawnego podrywu Józefiny przez
Aleksandra.
Przed wyjazdem do kina przeczytałam kilka recenzji, które zapowiadały, że o ile związek Napoleona z Józefiną został pokazany zbyt ogólnie, to sceny batalistyczne są dobre. Mieliśmy więc ze Ślubnym nadzieję na spektakularne sceny bitewne. Niestety i tu trochę się zawiedliśmy, bo widzieliśmy wiele lepszych ( choćby w Potopie czy Krzyżakach) . Na uwagę zasługuje chyba tylko bitwa pod Austerlitz, a dokładnie jej końcowa część, gdy wycofujące się wojska rosyjskie zostały zepchnięte na pokryte lodem stawy. Zdjęcia spod lodu były jedynymi ,które mogły naprawdę poruszać. Ślubnemu podobały się jeszcze kadry z opuszczonej, płonącej Moskwy, które pokazywały politykę spalonej ziemi.
„Napoleon”- nasze odczucia
Do kina szliśmy z ogromnymi oczekiwaniami, które nie zostały zaspokojone. Ślubnego znudziły przedłużające się sceny polityczne, ja jako miłośniczka epoki napoleońskiej czułam niedosyt. Wszystkiego było mi tu za mało. Za mało bitew, za mało szczegółów, za płytkie sceny z prywatnego życia dyktatora. Film o Napoleonie prosiłby się o większą dynamikę, wnikliwość i poetykę. Jedyne co tak naprawdę się broni to muzyka. Skoczne francuskie rytmy są najjaśniejszą częścią filmu.
To w ogóle nie jest film dla mnie. Raczej więc się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńJa mam go w planach
OdpowiedzUsuńFilm nie dla mnie. Mój mąż może by się zaciekawił za to ja bym się wyspała
OdpowiedzUsuńFilm może nie dla każdego, ale mnie zaciekawił.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńMiałam go oglądać, ale nie wiem czy wybiorę się na niego do kina. Może zaczekam, aż będzie online ;) Ostatnio byłam na "Chłopach" i seansem byłam po prostu zachwycona!
Pozdrawiam cieplutko ♡
Jeśli ktoś lubi takie kino to czemu nie. Ja chętnie bym zobaczyła ten film
OdpowiedzUsuńNiecodziennie oglądam takie film, ale ten mi się podoba.
OdpowiedzUsuńFilm "Napoleon" Ridleya Scotta zdaje się być rozczarowujący, zwłaszcza dla osób oczekujących widowiska na miarę "Gladiatora". Ogólne wrażenie po seansie sugeruje, że "Napoleon" Ridleya Scotta nie spełnił oczekiwań, pozostawiając niedosyt.
OdpowiedzUsuń