Jednym z plusów mieszkania w górach jest możliwość odwiedzania ciekawych miejsc poza sezonem. Tak było i tym razem. Gdy tylko ogłoszono, że okres lęgowy cietrzewi i sokołów wędrownych się zakończył i można już wybrać się Ścieżką nad Reglami do Śnieżnych Stawków to od razu zaplanowałam wycieczkę Ścieżką nad Reglami do Śnieżnych Stawków.
Szrenica- Schronisko pod Łabskim Szczytem
Wybraliśmy czerwcowy wtorek, prognozy mówiły o chłodzie, ale bez deszczu, więc już o 9.15 siedzieliśmy na kanapie wyciągu na Szrenicę, bo wiadomo, że jeśli chce się iść Ścieżką nad Reglami i dojść do Śnieżnych Stawków , to warto wybrać się ze Szrenicy. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy się forsować (wiadomo, Ślubny nie lubi podejść). Z górnej stacji kolejki ruszyliśmy od razu zielonym szlakiem, omijając w ten sposób tłok na szczycie. Oprócz nas na ścieżce spotkaliśmy raptem 4 osoby.
Trochę wiało, ale kosodrzewina osłaniała od podmuchów. Ten krótki odcinek szlaku pokonaliśmy bardzo szybko i po przejściu kawałeczek czerwonym, skręciliśmy na Ścieżkę nad Reglami. Ogarnęło nas błogie poczucie bycia tu i teraz. Wijąca się między kosówką ścieżka raz prowadzi po kamieniach, raz podestami nad mokradłem.
Nazwa Mokrej Drogi zobowiązuje. Wokół kwitnie właśnie wełnianka, więc Ślubny co chwilę wysłuchiwał moich zachwytów. Sam z resztą też zatrzymywał się co kilka kroków, by podziwiać widoki, gdyż jednym z wielu atutów tej drogi są rozległe panoramy. Początkowo chcieliśmy się zatrzymać na kawę na ławeczkach przy schronisku, ale wrzaski, jakie się stamtąd niosły skutecznie nas zniechęciły.
Schronisko pod Łabskim Szczytem- Przełęcz pod Śmielcem
Nie skręciliśmy więc do schroniska, tylko od razu poszliśmy dalej w kierunku Śnieżnych Stawków. Kawę wypiliśmy na pierwszym drewnianym podeście. Usiedliśmy na nagrzanych słońcem deskach , zjedliśmy drugie śniadanie, delektowaliśmy się kawą i widokami na Szrenicę i Góry Izerskie. W pewnej chwili do naszych uszu dotarło krakanie. Trzy kruki żerowały kilkadziesiąt metrów od nas.
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej ścieżką. Towarzyszyła nam niecierpliwość i ciekawość, gdyż stawki były coraz bliżej.
Nagle w panującej wokół ciszy dało się słyszeć charakterystyczne czuk czuk… Gdzieś w kosodrzewinowej gęstwie odzywał się cietrzew. Nie udało mi się go wypatrzeć, ale samo wysłuchanie jego głosu sprawiło mi duża frajdę.
W końcu naszym oczom ukazały się majestatyczne Śnieżne Kotły. Wydaje mi się, że widziane z dołu robią jeszcze większe wrażenie niż gdy spogląda się z platform widokowych w dół.
Stawki okazały się bardziej malownicze niż mogliśmy przypuszczać. Głazy wystające z szmaragdowej wody, kosodrzewina i monumentalne filary nad nami. No i cisza… Bo przez cały odcinek tasowaliśmy się z jedną parą w naszym wieku.
Tu na kamieniach nad samą wodą spędziliśmy dłuższą chwilę i wypiliśmy kolejną kawę, bo przecież chodzę w góry, by napić się kawy w pięknym miejscu.
Gdy wydawało się, że najlepsze już widzieliśmy, zza kosodrzewiny wychylił się drugi stawek. I znów zachwytom nie było końca, to znaczy koniec był, bo na szlaku pojawił się sznur młodzieży… Musieliśmy przerwać kontemplację natury i przepuścić hałaśliwych nastolatków. Drugą taką grupę spotkaliśmy na podejściu do Rozdroża pod Śmielcem.
Samo podejście gorzej wyglądało, gdy poprzednim razem nim
schodziliśmy. Owszem, Ślubny zarządził przerwę w połowie, by zaczerpnąć oddechu,
ale przenikliwy wiatr szybko zniechęcił nas do stania w miejscu.
Na Głównym Szlaku Sudeckim
Dotarcie do czerwonego szlaku oznaczało spotkanie z większą ilością ludzi. Teraz co chwilę mijaliśmy kogoś na piarżysku Wielkiego Szyszaka, a potem pod stację RTON. Nad Śnieżnymi Kotłami zaplanowaliśmy ostatni przystanek. Teraz mogliśmy prześledzić całą naszą marszrutę. To miłe moć pokazać: tam byliśmy.
Wiatr zrobił się zimniejszy i bardziej przenikliwy. Założyliśmy więc wszystko, co mieliśmy w plecaku i ruszyliśmy na Szrenicę, skąd wróciliśmy do Szklarskiej Poręby. A ze względu na objazdy do domu wracaliśmy krajową trójką.
To była świetna wycieczka. Każdy, kto twierdzi, że Ścieżka pod Reglami jest najbardziej malowniczym szlakiem w polskich Karkonoszach ma rację!
Wybraliśmy się w idealnym
momencie, mieliśmy odpowiednią ilość ciepłych ubrań (nawet czapki i rękawiczki)
, a Ślubnemu tak się podobało, że zaplanowaliśmy już kolejną trasę.
Inne karkonoskie wycieczki:
Karkonosze i Góry Izerskie w dobę
Dom Śląski- Słonecznik- Pielgrzymy
Ależ tam cudnie !!! Widzę po Twoim uśmiechu - pełnię szczęścia ! Widoki cudne ! Pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuńTak, to była pełnia szczęścia.
UsuńJej, już sobie wyobrażam, jak wspaniale smakuje kawa w takich okolicznościach przyrody.
OdpowiedzUsuńTego nie da się opisać. Uwielbiam znajdować piękne miejsce i pić kawę.
UsuńPięknie, uwielbiam takie górskie wycieczki poza sezonem, można naprawdę cieszyć się ciszą i pięknem natury.
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńPiękne widoki chciałbym to zobaczyć na żywo.
OdpowiedzUsuńWarto.
UsuńIdealna wycieczka. :) Muszę się tam wybrać przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuńPolecam.
UsuńJa mieszkam blisko morza więc do góry ciągnie mnie i to bardzo.
OdpowiedzUsuńZnam to!
UsuńNie pamiętam, czy całą, ale na pewno sporą część Waszej trasy przeszedłem jakieś 12 lat temu. Tam jest zupełnie inaczej niż w tej części Sudetów, gdzie zwykle chadzam; tam jest się w prawdziwych górach – wielkich, niebotycznych. Czułem się mrówką. A na dno zszedłem zimą, śniegu było mało, więc się dało przejść. Ta pionowa dwustumetrowa (chyba, jeśli się mylę, popraw) czyni potężne wrażenie.
OdpowiedzUsuńAniu, gratuluję pięknej i ambitnej wyprawy.
Tak, jak w "prawdziwych górach "
Usuń