sobota, 27 lipca 2024

Babski wypad po izerskich bezdrożach



Chcemy iść tam! Tak mniej więcej brzmiał przekaz, jaki dostałam od siostry. A owo tam było nie czym innym jak nieczynną kopalnią kwarcu Stanisław. A że u mnie wiadomo, mówisz i masz, więc wsiadłyśmy do auta i pojechały na Rozdroże Izerskie.

Rodzina, ach rodzina…

Pierwszy postój zarządziłyśmy już w nieczynnym wyrobisku, gdzie zabieram swoje wnuczki. Okazało się, że moja siostra i siostrzenica wcale nie różnią się od pozostałych członków rodziny. Kamienie je oczarowały. Zuzanna ułożyła sobie stosik do zabrania w drodze powrotnej. 


A potem było jeszcze lepiej. Całkowitym bezdrożem, na tzw. czuja poprowadziłam dziewczyny w stronę kopalni Słońce. Przyznaję, że to była kolejna już próba odnalezienia sztolni. Tym razem zaparłam się i znalazłam tę ukrytą w lesie dziurę w ziemi. Ależ to jest tajemnicze miejsce! Stanęłyśmy u wlotu kopalni i gapiłyśmy się w czarna głębię. Potem połaziłyśmy po pobliskich hałdach skały płonnej i z obietnicą, ze tu jeszcze wrócimy, ruszyłyśmy bez szlaku w górę.

Kopalnia Stanisław


Chodzenie na azymut czy na szagę to moja specjalność. Niejednokrotnie już gubiłam szlak na tym podejściu. Tym razem jednak wcale go nie szukałam i po przedarciu się przez wykroty, zwalone drzewa i gęsty las, wyszłyśmy idealnie u wlotu do naszego kamieniołomu. Tak, wiem… ta część powinna być ściśle tajna, ale przecież być może to już ostatnia szansa, by zobaczyć to opuszczone miejsce w jego pełnej dzikości krasie.

Najpierw zeszłyśmy drogą na samo dno kopalni. Tam spędziłyśmy mnóstwo czasu, rozkładając prawdziwy piknik. Podziwiałyśmy skały, zbierałyśmy jagody i kamienie.


Potem powędrowałyśmy na koronę . Niesamowicie podobały mi się reakcje dziewczyn, ich zachwyt, zaangażowanie. Wiedziałam, że tę wycieczkę zapamiętają na długo.


Na Rozdroże Izerskie wróciłyśmy zielonym szlakiem, po drodze zahaczając jeszcze o niezwykle malownicze skały Zwaliska.

 Okazało się, że łażenie po skałach spodobało się nie tylko mojej siostrzenicy i siostrze, ale takze Dzimie, czyli suczce Zuzanny. 


 

 

 

2 komentarze:

  1. Takie wycieczki to ja lubię. Chciałabym się tam wybrać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, napisało Ci się trochę inaczej niż zwykle, tak... z uśmiechem.
    Zbieranie jagód i kamieni :-) Wiem, wiem, też zbieram, ale w połączeniu fajnie brzmi.
    Marsz na czuja lubię. Bywa ekscytującą przygodą, chociaż u mnie nierzadko kończy się w krzakach.

    OdpowiedzUsuń