Otwarte Ogrody Pogórza Izerskiego to cykliczna impreza organizowana od trzech lat. My co roku uczestniczymy w niej zarówno jako odwiedzający jak i organizatorzy. W tym roku także nie mogło nas zabraknąć.
Idea otwartych ogrodów
Pomysł zrodził się w głowach dwóch wspaniałych kobiet: Magdy i Roksany. I to ich niesamowita energia sprawiła, że zupełnie oddolnie, bez zewnętrznego wsparcia, jakichkolwiek funduszy i pisania wniosków kilkoro gospodarzy stworzyło imprezę, która na stałe wpisała się w letni kalendarz Pogórza i Gór Izerskich. Od wiosny do jesieni co niedzielę można wpaść do czyjegoś ogrodu na kawę, ciasto, warsztaty, koncerty i prelekcje. Każdy gospodarz przygotowuje to, co mu w duszy gra. Harmonogram umieszczany jest na FB i przekazywany pocztą pantoflową.
Otwarte Ogrody Pogórza Izerskiego w Domku pod Orzechem
Przyznaję, że w tym roku zastanawiałam się, czy organizować spotkanie w ogrodzie. Mam jakiś taki leniwy czas, niewiele mi się chce. Zmobilizowałam się jednak, bo przecież nie można pozwolić, by taka piękna idea upadła.
I całe szczęście że się zmotywowałam do działania. Fakt, musiałam trochę ogarnąć swoje grządki, bo to, że nie mamy jakiegoś wielkiego ogrodu, to przecież trochę kwiatów mamy i warzywniak także.
W niedzielę od rana piekłam, przygotowywałam napoje i o 15.00 byłam gotowa na przyjęcie gości. A ci dopisali niesamowicie… Z zaskoczeniem przyglądaliśmy się kolejnym samochodom, które parkowały na łące, przy drodze lub nieco wyżej. Nie liczyliśmy gości, ale szacunkowo przez nasze podwórko przewinęło się w ciągu 4 godzin ponad 40 osób. Część gości była u nas już kilkukrotnie, ale większość widzieliśmy pierwszy raz.
Najpierw piliśmy kawę, napary ziołowe i raczyliśmy się moimi wypiekami . To był czas na rozmowy o ogrodzie, ziołach i wiejskim życiu. Potem wybraliśmy się na ziołowy spacer po Kuflu . To stały punkt programu i zawsze cieszy się ogromną popularnością, bo też okoliczne łąki obfitują w najróżniejsze rośliny, o których mogę opowiadać godzinami.
Po powrocie był czas na zwijanie ziołowych smużek, to mój ulubiony punkt programu. A że co roku gościmy nowych odwiedzających, więc zaangażowanie w warsztaty jest ogromne. Kto nie miał ochoty na smużenie, piekł nasze przebojowe ziołowe bułki z ogniska. Nikt się nie nudził.
Według harmonogramu każdy ogród otwarty jest przez trzy
godziny. U nas ostatni odwiedzający wyjechali dopiero po 19.00.
To była cudowna niedziela.
Zdjęcia uczestników wydarzenia pobrane z oficjalnego profilu inicjatywy Otwarte Ogrody Pogórza Izerskiego
Skoro odjechali tak późno to znaczy, że im się podobało.
OdpowiedzUsuńAniu, jesteś niesamowitą kobietą. W Twoich ustach słowo "lenistwo, nie chciało mi się" to żart. Tyle lat śledzę Twój blog i ciągle coś wymyślasz, przetwarzasz no i wędrujesz. A ta inicjatywa otwartych ogrodów jest świetna. Gratuluję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChętnie bym się tam wybrała.
OdpowiedzUsuńSuper inicjatywa. Szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej, na pewno bym się wybrała. Może w przyszłym roku uda mi się wpaść.
OdpowiedzUsuńChciałabym kiedyś odwiedzić taki otwarty ogród. Ziołowe bułki z ogniska - przepysznie!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, swojski klimat. Chętnie bym się tam wybrała!
OdpowiedzUsuńPrzydałaby mi się taka wycieczka. Można się poczuć jak za dawnych lat.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, oryginalna inicjatywa. Ludzie często mieszkają latami obok siebie i się nie znają, albo wydają absurdalnie duże pieniądze jadąc nie wiadomo gdzie, a tutaj okazuje się, że można mile spędzić popołudnie bez kasy i jeszcze poznać sąsiadów albo zacieśnić znajomości.
OdpowiedzUsuńAniu, a czym są i do czego służą zwijane ziołowe smużki? Takie coś suszone do dymienia?