To był jeden z tych spacerów, gdzie przez pierwsze kilkanaście minut masz konkretny cel, chcesz gdzieś dojść, coś zobaczyć. A potem mózg się wyłącza. Myśli meandrują po zakamarkach, których istnienia się nie spodziewało, płyną niekontrolowane i swobodne, wzrok rejestruje mgliste obrazy, skupiony na miejscu stawiania konkretnego kroku.
Zgubić się na Blizborze
Nagle w przebłysku świadomości orientujesz się, że jesteś w lesie. W miejscu, które niby znasz, ale nie powinno cię być w tej okolicy, bo przecież szło się w zupełnie innym kierunku, a ścieżka, która właśnie się pojawiła, jest zupełnie nie tą, której się spodziewasz. Niemożliwe? Na Blizborze wszystko jest możliwe. Ta góra potrafi pomieszać w głowie, pogubić twoje kroki i wyciągnąć cię na manowce. Nie pierwszym i nie ostatni raz.
Szłam z myślą, że zajrzę nad Płokę, ale skręciłam na Blizbor, by minąć roboty drogowe.
A potem nagle znalazłam się na blizborskim gołoborzu, po
drugiej stronie góry, wśród zasnutych mgłą brzóz. Nie było sensu wracać, ani
pchać się na siłę do celu. Nogi poniosły mnie same do źródlisk Czarnotki.
U źródeł Czarnotki
Ach! Cóż to był za widok! Kaskady wody, jakich w tym miejscu nie widziałam od lat, szum i huk w mglistym, parującym po kilkudniowych deszczach lesie. Kiedyś, w latach siedemdziesiątych ten potok tak po prostu wyglądał, potem przyszła klęska ekologiczna, pożar, susza, susza, susza… Izerska susza
I teraz powódź.
Nie chcę się wymądrzać, nie chce pisać, a nie mówiłam, ale przecież jeśli ziemia od lat wysycha, to nie jest w stanie przyjąć nagle tyle wody. Jeśli wycina się las, harwestery tworzą koleiny ciągnące się prosto w dół, to woda zamiast szukać sobie własnych ścieżek, wnikać w ściółkę lub płynąc dawnymi , zapomnianymi korytami, rwie w dół po śladzie ogromnych kół. Wyrywa wszystko po drodze, z upodobaniem niszczy szutrowe drogi, toczy żwir prosto w dół, dokonując kolejnych zniszczeń.
Las oddycha teraz pełną piersią po wielotygodniowych upałach, a człowiek? Człowiek walczy z żywiołem.
Wodny żywioł potrafi być groźny
U nas spokojnie. Mieszkamy przecież na górce. Czarnotka, płynąca głębokim korytem nie wyrządziła jakiś strasznych szkód we wsi. Owszem, tu i tam coś podmyła, zalała, ale Gierczyn nie ucierpiał gorzej było w okolicznych miejscowościach, Krobicy, Mlądzu, Kamieniu, Mirsku.
Kwisa, Bóbr i inne sudeckie rzeki pędzą teraz na północ,
siejąc grozę w kolejnych miejscowościach. Myślami jestem z mieszkańcami Wlenia,
Nielestna Lwówka Śląskiego, bo tu mi najbliżej. Ale także z każdym, kto właśnie
stracił dach nad głową i dorobek życia.
Dobrze, że u was spokojnie. Uspokajają mnie takie zdjęcia przyrody.
OdpowiedzUsuńTak, nas ominąć kataklizm.
UsuńCałkiem ładnie, jesień przyszła.
OdpowiedzUsuńMoja ulubiona...
UsuńAniu, zdjęcia Czarnotki bardzo mi się spodobały. Oglądałem mapę, widziałem gdzie źródło i już ustalałem drogę dojścia, oczywiście via Blizbor. Mam nadzieję na przejście tej trasy.
OdpowiedzUsuńA powodzie? Były i będą, chociaż byłyby znacznie mniejsze gdyby nie ludzka głupota i zaniedbania.
Uwielbiam takie spacery. Dawno nie byłam w takich miejscach.
OdpowiedzUsuńZapraszam do nas.
UsuńBardzo mądre słowa, zgadzam się z tym że nie powinno się aż tak ingerować w Naturę. A kiedy dochodzi do nieszczęścia to szuka się winnych tak gdzie nie trzeba.
OdpowiedzUsuńNiestety.
UsuńO takie wyciszenie by mi się przydało.
OdpowiedzUsuń