sobota, 5 października 2024

"Simona Kossak"- czy warto iść do kina?


O tym, że kocham las nie trzeba nikomu przypominać. Tego, że lubię sztukę tez nie. No i że kocham kino też wiecie. To oznacza, że gdy zobaczyłam zapowiedzi filmu biograficznego o „czarnej owcy” w rodzinie Kossaków, czyli Simonie, musiałam wybrać się do kina. A że z okazji Święta Kina film grany był przedpremierowo w Heliosie, więc pojechałam do Jeleniej Góry.

Krótko o Simonie i filmie

Simona Kossak to niezwykle barwna i ciekawa postać. Wyprzedziła epokę swoimi badaniami na temat zwierząt i Puszczy Białowieskiej, której poświęciła swoje życie.  

Prywatnie związana z fotografem Lechem Wilczkiem, któremu zawdzięczamy piękne zdjęcia kobiety lasu. Wiecej o Simonie Kossak znajdziesz: Kim była Simona Kossak



Film Simona Kossak w reżyserii Adriana Panka pokazuje pierwsze lata życia młodej naukowczyni w Puszczy Białowieskiej. Simona (Sandra Drzymała) właśnie obroniła prace magisterką i zamiast potulnie poddać się woli apodyktycznej matki ( Agata Kulesza), rusza do puszczy, gdzie ma za zadanie badać życie saren. Szybko odkrywa, że jej praca ma być wykorzystana niezgodnie z jej założeniem. Przezywa rozczarowania związane z ludźmi. Wiąże się z Lechem Wilczkiem (Jakub Gierszał).

Moje odczucia po seansie


Do kina szłam z wielkimi oczekiwaniami (choć zostałam już wcześniej ostrzeżona, że mogę się rozczarować) Wydawało mi się jednak, że zarówno majestatyczna puszcza jak i barwny życiorys są czymś, czego nie da się zepsuć, to okazało się, że można. Jedynie gra aktorska się tu broni.  Młoda Sandra Drzymała z jasnymi warkoczykami i lekko rozdziawioną buzią jest uosobieniem niewinności oraz naiwnej wiary w prawdę i nawet gdy zaczyna działać wbrew przyjętym normom, buntuje się to tej niewinności nie traci.

Agata Kulesza świetnie wychodzi w rolach silnych kobiet, których nic nie złamie, więc ta rola jest dla niej stworzona, z kolei Jakub Gierszał dał się poznać jako czarny charakter w serialu o Chyłce oraz w Białej Odwadze, więc i tu grając Wilczka, wpisuje się w rolę kochanka przed którym inne kobiety ostrzegają.


Dalej już nie jest dobrze. Zdjęcia puszczy nijakie, pozbawione czucia przyrody, bardziej jak z reklamy pewnego złocistego napoju niż filmu przyrodniczego. Lepsze były w „Panu Tadeuszu”, a „Pokot” jest o lata świetlne wyżej w rankingu zdjęć przyrody.

Muzyka obroniłaby się, gdyby… nie podkładana była przypadkowo, bo o ile bigbit zrozumiały jest na imprezie u Glorii Kossakówny, to już w puszczy niekoniecznie.

Scenariusz… no cóż. Film składa się z urywków, poszatkowanych obrazów, które miały chyba pokazać skomplikowane relacje Simony z innymi ludźmi, ale tak naprawdę przemawia do mnie jedynie scena z młoda szeptunką.

Czy warto było iść do kina? No niekoniecznie. Jedyne, co osiągnęłam to zaspokoiłam ciekawość i nabrałam apetytu na książki o Simonie. Całe szczęście, ze bilet kupiłam w ramach akcji Święto Kina, więc był tani (choć seans niedzielny) , a ja oprócz wizyty w Heliosie miałam zaplanowane tez inne atrakcje w Jeleniej Górze, o czym w następnym poście.

Lubisz recenzje filmowe? zajrzyj również: 

Filmowe recenzje

4 komentarze:

  1. Zawsze warto iść do kina, to miejsce ma wyjątkowy klimat.
    Nawet jeśli film nie jest spektakularny to efekt pracy wielu ludzi chcących przekazać wartości i uczucia.
    Czasem wychodzi to lepiej a innym razem pozostawia możliwość dalszego doskonalenia w kolejnych filmach.
    Mam w pamięci seanse gdzie pamiętam uczucia jakie ze sobą niosły a tytuł filmu już nie koniecznie - to jest chyba magia kina. Obecne molochy w centrach handlowych z napojami i kukurydzą już tego nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie moje klimaty. Nie wczuła bym się w ten film.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wpis. Jak obejrzałem zwiastun to stwierdziłem, że ten film to będzie g...ale wiadomo jak to jest ze zwiastunami. Trzeba będzie poczekać, aż film będzie dostępny w sieci😁

    OdpowiedzUsuń