Jeszcze rano myślałam, że cały podobny dzień spędzę wyrywając buraki i marchewkę. A potem zadzwoniła koleżanka, z która umawiałam się na górską wycieczkę „po sezonie”. Termin jak widać rozległy, a u mnie w sumie jeszcze sezon trwa. Niemniej rzuciłam wszystko i szczęśliwa, ze obiad zrobiłam wcześniej, zabrałam się do studiowania mapy.
Na dziko, przed siebie
Bo to nie jest tak, że miałyśmy wcześniej obmyśloną trasę. Moja koleżanka Ewa z Izerskiej Zagrody ma tylko jedno wymaganie: ma być „po mojemu” czyli dziko, bez szlaku i w miejscu, gdzie jeszcze nie była. Nie łatwe zadanie, zwłaszcza, że na naszym Kamienickim Grzbiecie wciąż trwają prace leśne. A żadna z nas nie lubi spotkań z tirami i harwesterami w sercu lasu. Nie pozostało więc nic innego, jak wsiąść w samochód i pojechać gdzieś…
Kopalnia Słońce i jej otoczenie
Wybór padł kolejny raz na otoczenie Nieczynnej Kopalni Kwarcu Stanisław. Tak, wiem… byłam tam latem z siostrą. Teraz planowałam praktycznie tę samą trasę, wiedząc, że być może są to ostatnie chwile, by wejść na dziko.
Samochód zostawiłyśmy na Rozdrożu Izerskim i zielonym
szlakiem pomaszerowałyśmy w kierunku kopalni. Ze szlaku zeszłyśmy zaraz za
starym wyrobiskiem, gdzie szuka się kryształów górskich, przy strudze
odprowadzającej wodę z kopalni „Słońce”.
Teraz, gdy już wiem, gdzie jest wejście , idę pewnie skacząc między brzegami rowu, na którego dnie szumi jeszcze ciek wodny. Ewa podąża za mną razem ze swoim małym psim towarzyszem.
Ostatnio stałam z siostra przy wejściu i świeciłyśmy
latarkami z telefonu. Teraz byłam lepiej przygotowana: miałam dobrą rowerową
lampkę oraz butki do morsowania dla siebie i Ewy.
Jeszcze tydzień temu koleżanka zarzekała się, że nie namówię
ja na morsowanie. Teraz ochoczo zrzucała buty, by zanurzyć stopy w zimnej podziemnej
wodzie. Nie weszłyśmy daleko. Ewa zatrzymała się, gdy woda sięgała jej do
kolan. Ja poszłam trochę dalej, ale nie zamierzałam zanurzyć się ekstremalnie,
bo kopalnie Słońce była tylko etapem, a nie celem wycieczki.
Podziemny korytarz wygląda na długi i bardzo ciekawy, ściany
błyszczą i mienią się pod wpływem światła. Stałyśmy chwile jak oczarowane tym
podziemnym pięknem.
Potem wyszłyśmy na jesienne słońce. Przysiadły na zwalonym pniu i wypiły pierwszą tego dnia wspólną kawę.
Nieczynna Kopalnia Kwarcu Stanisław
Raźnie ruszyłyśmy w górę. Wiedziałam, że powinna kierować się nieco w lewo, by trafić na wlot do odkrywki na Białym Flinsie. Podejrzanie szybko pojawiły się jagodziska i skrawek błękitu. Byłyśmy u stóp wielkiej dziury, ale nie tam, gdzie chciałam. Aby wdrapać się na dno kopalni, musiałyśmy odpić trochę w lewo i odnaleźć miejsce, gdzie bezpiecznie będziemy mogły podejść po kamiennym nasypie.
Chwilę później stałyśmy na drodze dojazdowej. Widoczność miałyśmy doskonałą. Kotlina Jeleniogórska, Góry Kaczawskie, Rudawy Janowickie i Karkonosze były na wyciągnięcie ręki. Tu siedząc na dnie wielkiej dziury wypiłyśmy druga kawę i zjadłyśmy krokiety z kapustą i grzybami, które miałam przygotowane na obiad.
Jeszcze tylko kilka fotek i możemy wracać.
Między skałami
I tym razem wybrałyśmy na powrót ślad po dawnym szlaku turystycznym. Na dłużej zatrzymałyśmy się przy formacjach skalnych w okolicy Zwaliska. To tu usiadłyśmy na skalnej półce z widokiem na Jakuszyce i zwróciwszy twarze ku słońcu po prostu siedziałyśmy. Chwilo trwaj…
Potem zaczęłyśmy schodzić zielonym szlakiem. W miejscu, gdzie na drzewie namalowano serduszko i strzałkę znów zboczyłyśmy z trasy, by dotrzeć do Narzeczeńskiego Kamienia, miejsca, gdzie w zimą dwa wieki temu para młodych ludzi zakończyła swoją ziemską wędrówkę.
A potem już tylko szybki marsz w dół i w dół zielonym szlakiem (ach jak ja go nie lubię przy schodzeniu!)
Idealnym zakończeniem wycieczki okazał się krótki piknik nad zbiornikami przeciwpowodziowymi . Teraz po ulewnych deszczach było w nich nieco wody. Usiadłyśmy na kocu, zamoczyłyśmy nogi. Sielanka… Nawet mała żmija przypełzła się z nami przywitać. Popatrzyła chwilę i gdy stwierdziła, że nie jesteśmy groźne, popłynęła na druga stronę zbiornika. Przyglądałyśmy się jej pełnym gracji ruchom.
To była przyjemna wycieczka. Niezbyt wyczerpująca, za to
pełna zachwytów i wrażeń.
Obie wiemy, że już nic nie musimy. To już nie czas na pośpiech i gnanie nie wiadomo dokąd. Teraz mamy czas na kontemplację i cieszenie się drobiazgami.
Ten pośpiech niestety ostatnimi czasy definiuje naszą rzeczywistość. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDlatego my celebrujemy te chwile w wolnym rytmie.
UsuńTakie spontaniczne wypady są najlepsze, a i pogoda dopisała. Piękne widoki tam macie. Zazdroszczę, że tak blisko masz do wspinania się po górach :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, mieszkanie tak blisko szlaków sprzyja spontaniczności.
UsuńTa wielka dziura w ziemi robi wrażenie, a urok podziemnego tunelu widać wyraźnie i na zdjęciu. Chciałbym zobaczyć go na własne oczy. Pierwsze zdjęcie zrobiłaś o wschodzie, czy zachodzie słońca? Wydaje mi się, że widać je nad przełęczą między Granatami i Blizborem, a więc kawą witałaś dzień. Czy tak?
OdpowiedzUsuńDziura jest niesamowita, a zdjęcie kawy o wschodzie słońca.
UsuńDla takich widoków warto żyć.
OdpowiedzUsuńO tak!
UsuńTakie spontany są najlepsze. W te góry bym się wybrała.
OdpowiedzUsuńWspaniałe widokówki. Wyjazd musiał być udany!
OdpowiedzUsuń