czwartek, 28 listopada 2024

"Dziewczyna z Konstancina" - recenzja powieści kryminalnej Witolda Horwatha

 


Nigdy bym się nie podejrzewała o to, że zostanę fanką kryminałów. A wszystko z powodu Ślubnego! Lubię wymieniać się z nim wrażeniami po przeczytanej lekturze i po obejrzanym filmie, a że on należy do fanów sensacji i kryminału, to i ja podczytuje jego lektury.

Hanka Lubochowska znów w akcji

Do przeczytania powieści „Dziewczyna z Konstancina” Witolda Horwatha nie musiał mnie Ślubny namawiać. Po fenomenalnej „Lisicy” nie mogłam się doczekać, by sięgnąć po dalsze losy pierwszej polskiej policjantki.  Recenzja powieśći "Lisica"

Hanka wreszcie spełniła swoje marzenie i została zatrudniona w policji. Oficjalnie jest pracownikiem cywilnym, bo póki co nie ma jeszcze kobiet policjantek, ale na komendzie wszyscy wiedzą, że dziewczyna nie będzie protokolantką, bo jej wiedza i doświadczenie są znacznie bogatsze niż mogłoby to wynikać z metryki. Kobieta szybko pokazuje, że nie można jej lekceważyć, a prowadzone właśnie śledztwo nabiera rozpędu, gdy bierze się za nie Hanka Lubochowska.  Równolegle do sprawy morderstwa znanego adwokata rozwija się wątek romansowy. Hanka lubi mężczyzn, a jej prowadzenie się jest raczej swobodne, co wcale  nie oznacza, że łatwo ulega męskim namowom. O jej względy ubiega się cała męska część komendy. Ona jednak wybierze tylko jednego z kolegów.  

„Dziewczyna z Konstancina”  recenzja

Druga część przygód warszawskiej śledczej trzyma poziom „Lisicy” , a nawet wydaje się lepsza. Narracja prowadzona jest tu płynnie , znamy bohaterkę i wiemy, czego można się po niej spodziewać. Autor potrafi zbudować fabułę, która wciąga od pierwszej strony, a czytelnik próbujący znaleźć odpowiedź na odwieczne pytanie: Kto zabił? Gubi się w tropach i domysłach. Do samego końca trzymany jest w niepewności, a zakończenie zaskakuje. Narracja prowadzona jest dwutorowo: zarówno na śledztwo jak i relacje osobiste patrzymy z perspektywy Hanki Lubochowskiej i komisarza Sarnatowicza.

Ciekwie rozwija się także wątek przybranego brata Hanki, Tomka oraz nowej podopiecznej, proletariackiej córki, Józi.

W prozie Horwatha fascynuje mnie nie tylko genialnie skrojona intryga, ale także barwnie opisane realia pierwszych lat Drugiej Rzeczpospolitej.  Poznajemy bywalców warszawskich salonów, śmietankę towarzyską Konstancina, a także cały wachlarz łotrzyków, złodziejaszków i innych postaci z półświatka stolicy.  Bohaterowie bez względu na to czy sa pierwszoplanowi, czy epizodyczni, opisywani są drobiazgowo, co nadaje im rys indywidualnych i sprawia, że stają się wielowymiarowi i wiarygodni. 

Witold Horwath posługuje się barwnym, a jednocześnie pięknym językiem. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest gentelmenem starej daty, który do zaciekawienia i rozbawienia czytelnika nie potrzebuje wulgaryzmów. Soczystość wypowiedzi uzyskuje poprzez stosowanie zabawnych metafor i porównań, często posługuje się też dwuznacznością i grą słów. Dla mnie jako polonistki z zawodu to niezwykle istotny walor prozy tego autora.

"Dziewczyna z Konstancina" oraz pozostałe ksiązki z tej serii polecają się jako prezent pod choinkę. 


Post powstał we współpracy z autorem. 

2 komentarze:

  1. Najważniejsze, że zakończenie zaskakuje. To lubię w kryminałach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, inteligentnie prowadzona narracja i zaskoczenie na końcu.

      Usuń